środa, 3 października 2012

Dwadzieścia sześć


-Wstajemy, jest Paryż do zwiedzenia! –zaczęłam skakać po łóżku, starając się obudzić Louisa.
-Już wstaję, tylko przestań hałasować. –powiedział, zaspanym głosem.
-Przywiozłeś mnie tutaj, żeby spać? –zrobiłam smutną minkę.
-Nie. –odpowiedział, ciągnąc mnie, więc wylądowałam na nim –Już wstaję, tylko musisz mnie jakoś zachęcić. –poruszył brwiami. –szybko go pocałowałam, tym samym wstając z łóżka.
-To na razie tobie wystarczy! –krzyknęłam, znikając za progiem łazienki. Wsunęłam na siebie kremowe szorty i fioletową, wiązaną koszulę, które zdążył spakować Louis. Machnęłam mascarą jeszcze kilka razy rzęsy i po kilku minutach wyszłam z łazienki. O dziwo Louis też był już ubrany, więc nie musiałam poświęcić dodatkowego czasu, żeby na niego czekać.
-Jest 12.30, na hotelowe śniadanie nie mamy już chyba co liczyć. –powiedział, wzruszając ramionami.
-Szczerze mówiąc, nie jestem głodna, wystarczy mi tylko kawa w pobliskim Starbucks…
-Chodźmy w takim razie. –powiedział ochoczo, biorąc ze stolika kartę od pokoju i telefon. Ja mój także wsadziłam do torby i wsuwając na nogi sandałki, razem z Lou, wyszłam z pokoju.
Zwiedzaliśmy Paryż dobre dwie godziny, cały czas śmiejąc się z żartów Louisa. Potem zahaczyliśmy o jakąś knajpkę, spożywając obiad, chyba raczej będący dla nas śniadaniem. Po 17, wróciliśmy z powrotem do hotelu.
-Uff, jestem zmęczona. –powiedziałam, rzucając się na łóżko.
-To jeszcze nie wszystko. –oznajmił Tomlinson –O 19 wychodzimy na kolację.
-Do 19 ochłonę. –powiedziałam, uśmiechając się.

O 18.30 wskoczyłam do łazienki, zakładając na siebie karmelową sukienkę, którą także polecił Louis. Właściwie to przecież ja nie brałam żadnych ubrań, to on wszystko zaplanował. Muszę powiedzieć, że jak na faceta ma naprawdę niezły gust. Poprawiłam tylko lekko makijaż i rozpuściłam włosy. Przed 19 stałam już gotowa w przedpokoju, zakładając na nogi moje czarne balerinki.
-Chciałem zabrać szpilki, ale stwierdziłem, że w płaskich butach będzie ci wygodniej.
-Racja. Szpilki to nie byłby dobry pomysł. –puściłam mu oczko.
-Możemy już iść?
-Tak. –wzięłam tylko małą kopertówkę, do której wsadziłam telefon i kilka bzdet i znów opuściliśmy hotelowy pokój.
Przed wyjściem czekała już na nas taksówka, która zawiozła nas do centrum. Przemknęliśmy z Louisem przez kilka ulic, znajdując się tym samym w bardzo miłej restauracji. W środku było bardzo mało ludzi, więc mieliśmy więcej swobody niż zwykle. W końcu mogłam trochę pobyć z Louisem, ostatnimi czasy naprawdę mi tego brakuje…
Mój chłopak, jako gentelman odsunął moje krzesło, pozwalając mi usiąść. Po chwili zamówił dla nas danie oraz po lampce wina. Siedzieliśmy w restauracji do późnego wieczora, bo było cudownie. Około 22 wyruszyliśmy na spacer wąskimi uliczkami w centrum Paryża. Myślałam, że takie znajdę tylko w Wenecji, może w Rzymie, ale tutaj też są. Wygląda to na serio idealnie. Małe lampeczki pozawieszane na budynkach dookoła i od dziwo żadnej żywej duszy w pobliżu. Świetna atmosfera. Szliśmy trzymając się za ręce, kiedy nagle Louis się zatrzymał.
-Coś nie tak? –zapytałam, spoglądając na niego.
-Kocham cię. –szepnął mi do ucha –I chcę, żeby wiedział o tym cały świat! –zaczął się drzeć.
-Nie żartuj sobie, oni już śpią. –zaśmiałam się.
-Kocham Lizzie McClair! –krzyknął, a jego echo przeszło przez całą uliczkę, na której właśnie się znajdowaliśmy.
-Ciszej palancie! –w jednym z okien kamienic pojawił się mężczyzna.
-Spokojnie, ja go uciszę –powiedziałam, znów szukając wzrokiem Louisa –swoim sposobem. –dodałam, składając na jego ustach namiętny pocałunek.
-Twoje sposoby bardzo mi się podobają. –powiedział, przerywając pocałunek.
-Kocham cię. –nieco zmieniłam temat, wracając do poprzedniego zajęcia.
-Wiesz, że chcę spędzić z tobą resztę moich dni? –zapytał, kiedy ni stąd ni z owąd z nieba zaczął padać deszcz.
-I jeden dzień dłużej. –mimo, że dopiero zaczęło padać, już byłam cała mokra. Wcale mi to nie przeszkadzało, bo pocałunek z Louisem na środku jednej z paryskich uliczek, w strugach deszczu, to najlepsze zakończenie wakacji, jakie mogłam sobie wyobrazić.

* * * 
Wiem, że jest krótki, ale to i tak koniec. Postanowiłam nie męczyć się i zakończyć tego bloga. Nie chcę pisać na siłę, bo moim zdaniem nie ma to sensu. Tak więc wielkie dzięki wszystkim, którzy czytali te wypociny, a co ważniejsze je komentowali. Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za tą decyzję. 
Jeszcze raz jedno wielkie MASSIVE THAK-YOU. 
Jeśli chodzi o coś nowego; MOŻE zacznę publikować nowe opowiadanie pod adresem DayDream-With-1D.blogspot.com   ale powtarzam, to nic pewnego. Mam już kilka rozdziałów, ale chcę sprawdzić, czy dam radę nabazgrać więcej i jakoś rozwinąć tę historię.
Tyle z ogłoszeń duszpasterskich, było mi bardzo miło przez te ostatnie kilka miesięcy się z Wami tutaj spotykać i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy XD. 
Lots of love!  xxxx