środa, 14 stycznia 2015

Nowe opowiadanie

Wpadłam na stare śmieci, by zaprosić Was na nowego bloga. Od kilku miesięcy zabierałam się do opublikowania tego, co zdążyłam napisać. W końcu jednak jestem. Dlatego serdecznie zapraszam na whisper-soft-and-slow.blogspot.com. Będzie to kolejne opowiadanie związane z chłopcami z One Direction. Mam nadzieję, że osiągnie taki sukces jak poprzednie.
Dziękuję Wam za wszystko, buziaki xxx

piątek, 9 listopada 2012

Nowy blog

Jak pewnie wiecie, straciłam wenę na to opowiadanie, ale 'pisze się' inne :)
Tak więc serdecznie zapraszam na Daydream-with-1D.blogspot.com gdzie już teraz znajdziecie 2 rozdziały.
Lots of love!

środa, 3 października 2012

Dwadzieścia sześć


-Wstajemy, jest Paryż do zwiedzenia! –zaczęłam skakać po łóżku, starając się obudzić Louisa.
-Już wstaję, tylko przestań hałasować. –powiedział, zaspanym głosem.
-Przywiozłeś mnie tutaj, żeby spać? –zrobiłam smutną minkę.
-Nie. –odpowiedział, ciągnąc mnie, więc wylądowałam na nim –Już wstaję, tylko musisz mnie jakoś zachęcić. –poruszył brwiami. –szybko go pocałowałam, tym samym wstając z łóżka.
-To na razie tobie wystarczy! –krzyknęłam, znikając za progiem łazienki. Wsunęłam na siebie kremowe szorty i fioletową, wiązaną koszulę, które zdążył spakować Louis. Machnęłam mascarą jeszcze kilka razy rzęsy i po kilku minutach wyszłam z łazienki. O dziwo Louis też był już ubrany, więc nie musiałam poświęcić dodatkowego czasu, żeby na niego czekać.
-Jest 12.30, na hotelowe śniadanie nie mamy już chyba co liczyć. –powiedział, wzruszając ramionami.
-Szczerze mówiąc, nie jestem głodna, wystarczy mi tylko kawa w pobliskim Starbucks…
-Chodźmy w takim razie. –powiedział ochoczo, biorąc ze stolika kartę od pokoju i telefon. Ja mój także wsadziłam do torby i wsuwając na nogi sandałki, razem z Lou, wyszłam z pokoju.
Zwiedzaliśmy Paryż dobre dwie godziny, cały czas śmiejąc się z żartów Louisa. Potem zahaczyliśmy o jakąś knajpkę, spożywając obiad, chyba raczej będący dla nas śniadaniem. Po 17, wróciliśmy z powrotem do hotelu.
-Uff, jestem zmęczona. –powiedziałam, rzucając się na łóżko.
-To jeszcze nie wszystko. –oznajmił Tomlinson –O 19 wychodzimy na kolację.
-Do 19 ochłonę. –powiedziałam, uśmiechając się.

O 18.30 wskoczyłam do łazienki, zakładając na siebie karmelową sukienkę, którą także polecił Louis. Właściwie to przecież ja nie brałam żadnych ubrań, to on wszystko zaplanował. Muszę powiedzieć, że jak na faceta ma naprawdę niezły gust. Poprawiłam tylko lekko makijaż i rozpuściłam włosy. Przed 19 stałam już gotowa w przedpokoju, zakładając na nogi moje czarne balerinki.
-Chciałem zabrać szpilki, ale stwierdziłem, że w płaskich butach będzie ci wygodniej.
-Racja. Szpilki to nie byłby dobry pomysł. –puściłam mu oczko.
-Możemy już iść?
-Tak. –wzięłam tylko małą kopertówkę, do której wsadziłam telefon i kilka bzdet i znów opuściliśmy hotelowy pokój.
Przed wyjściem czekała już na nas taksówka, która zawiozła nas do centrum. Przemknęliśmy z Louisem przez kilka ulic, znajdując się tym samym w bardzo miłej restauracji. W środku było bardzo mało ludzi, więc mieliśmy więcej swobody niż zwykle. W końcu mogłam trochę pobyć z Louisem, ostatnimi czasy naprawdę mi tego brakuje…
Mój chłopak, jako gentelman odsunął moje krzesło, pozwalając mi usiąść. Po chwili zamówił dla nas danie oraz po lampce wina. Siedzieliśmy w restauracji do późnego wieczora, bo było cudownie. Około 22 wyruszyliśmy na spacer wąskimi uliczkami w centrum Paryża. Myślałam, że takie znajdę tylko w Wenecji, może w Rzymie, ale tutaj też są. Wygląda to na serio idealnie. Małe lampeczki pozawieszane na budynkach dookoła i od dziwo żadnej żywej duszy w pobliżu. Świetna atmosfera. Szliśmy trzymając się za ręce, kiedy nagle Louis się zatrzymał.
-Coś nie tak? –zapytałam, spoglądając na niego.
-Kocham cię. –szepnął mi do ucha –I chcę, żeby wiedział o tym cały świat! –zaczął się drzeć.
-Nie żartuj sobie, oni już śpią. –zaśmiałam się.
-Kocham Lizzie McClair! –krzyknął, a jego echo przeszło przez całą uliczkę, na której właśnie się znajdowaliśmy.
-Ciszej palancie! –w jednym z okien kamienic pojawił się mężczyzna.
-Spokojnie, ja go uciszę –powiedziałam, znów szukając wzrokiem Louisa –swoim sposobem. –dodałam, składając na jego ustach namiętny pocałunek.
-Twoje sposoby bardzo mi się podobają. –powiedział, przerywając pocałunek.
-Kocham cię. –nieco zmieniłam temat, wracając do poprzedniego zajęcia.
-Wiesz, że chcę spędzić z tobą resztę moich dni? –zapytał, kiedy ni stąd ni z owąd z nieba zaczął padać deszcz.
-I jeden dzień dłużej. –mimo, że dopiero zaczęło padać, już byłam cała mokra. Wcale mi to nie przeszkadzało, bo pocałunek z Louisem na środku jednej z paryskich uliczek, w strugach deszczu, to najlepsze zakończenie wakacji, jakie mogłam sobie wyobrazić.

* * * 
Wiem, że jest krótki, ale to i tak koniec. Postanowiłam nie męczyć się i zakończyć tego bloga. Nie chcę pisać na siłę, bo moim zdaniem nie ma to sensu. Tak więc wielkie dzięki wszystkim, którzy czytali te wypociny, a co ważniejsze je komentowali. Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za tą decyzję. 
Jeszcze raz jedno wielkie MASSIVE THAK-YOU. 
Jeśli chodzi o coś nowego; MOŻE zacznę publikować nowe opowiadanie pod adresem DayDream-With-1D.blogspot.com   ale powtarzam, to nic pewnego. Mam już kilka rozdziałów, ale chcę sprawdzić, czy dam radę nabazgrać więcej i jakoś rozwinąć tę historię.
Tyle z ogłoszeń duszpasterskich, było mi bardzo miło przez te ostatnie kilka miesięcy się z Wami tutaj spotykać i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy XD. 
Lots of love!  xxxx 

środa, 26 września 2012

Dwadzieścia pięć


*29 sierpnia*
Wszystko idzie zgodnie z planem, od rana siedzę u chłopców, pomagając im w przygotowaniach do imprezy. Liam jest u rodziców, wróci popołudniu, ale ‘niestety sam z siebie’ zgubił klucze od domu, a nas w nim ‘nie będzie’. Danielle weźmie go więc do wesołego miasteczka, a wieczorem razem dołączą do naszej imprezy. Oczywiście, można było zrobić bibę na cały Londyn, ale w sumie wolimy bawić się w swoim towarzystwie, więc nie ma większego problemu. Tylko Niall marudzi, bo stwierdził, że jeśli zarezerwowalibyśmy jakiś lokal, to dostałby lepsze jedzenie… Tak, tak, to tylko Niall.
-Mamy wszystko? –zapytałam.
-Tak. –odpowiedzieli chórem.
-Dan i Liam przyjdą za jakieś dwie godziny. Ja idę się przebrać, a wy postarajcie się tego nie rozpieprzyć w tym czasie. –spojrzałam na nich, zmrażającym wzrokiem –Idziesz ze mną? –zwróciłam się do Lou. Ten tylko przytaknął, od razu podnosząc swój zad z kanapy. Wyszliśmy z domu chłopców, kierując się do nas (aaaa, bo Wy nic nie wiecie, wprowadziłam się do Louisa dokładnie trzy dni temu).

Wcisnęłam na siebie srebrną, połyskującą sukienkę, dobierając do tego zwykłe, czarne szpilki. Oczywiście wzięłam na zmianę jakieś balerinki, bo w moich obecnych butach pewnie i tak nie wytrzymam dłużej niż dwie godziny.
-Jesteś już gotowa?! –usłyszałam, jak drze się z dołu. Nie miałam zamiaru odpowiadać mu krzykiem, dlatego poprawiłam to, co musiałam w makijażu i po chwili zeszłam do Louisa.
-Musisz tak krzyczeć? –zapytałam.
-No nie wiem… Żartuję, wiesz, że wyglądasz pięknie?
-Nie.
-To właśnie daję ci to do zrozumienia. –podszedł bliżej i złączył swoje wargi z moimi.
-Powinniśmy już się zbierać. –powiedziałam, odklejając się od niego.
-Chodźmy w takim razie. –chwycił kluczyki z komody.
-Jedziemy samochodem? –zapytałam zdziwiona.
-Taaak. –odpowiedział niepewnie. Od razu wiedziałam, że coś knuje.

Liam i Danielle przyszli punktualnie o 19. Oczywiście, mieliśmy wspólnie krzyknąć jedno wielkie ‘niespodzianka’, ale jeśli Horan trzyma paluszki w ryju, Zayn już nie ogarnia, bo trochę wypił, a Harry próbuje go uspokoić, sami pomyślcie, czy to wypaliło. Nie powinnam była zostawiać ich samych, jednocześnie obarczając jakże trudnym zadaniem niczego nie zepsucia…
-To miało wyglądać inaczej. –powiedziałam przepraszająco, ściskając Liama –Wszystkiego najlepszego!
-Sto lat, stary. –Louis też go przytulił.
-Dziękuję wam, jesteście wspaniali. –szeroko się uśmiechnął, rozglądając się dookoła.
-Oo, Liam, już jesteś! –skapnął się Niall –Niespodzianka! –krzyknął, po czym chyba się domyślił, że źle u niego z refleksem.
-Liam?! –tym razem Harry –Najlepszego stary! –przyszedł go ściskać –Sorki za Zayna, ale on chyba nie będzie w stanie złożyć ci życzeń…
-Dzwonił do mnie rano, ewentualnie mu wybaczę. –powiedział, cały czas uśmiechnięty Liam.
Po końcowym uściskaniu się i złożeniu Liamowi życzeń przyszedł czas na prezent i tort. Liam chyba faktycznie nie spodziewał się, że dostanie moją słynną ‘maszynkę’, bo w jego oczach momentalnie pojawiły się iskierki. Zaczął ściskać każdego po kolei, nawet leżącego pod stołem Zayna.
Około północy głos zabrał mój chłopak.
-Chłopcy było nam naprawdę miło, tak Zayn z tobą też. –zaśmialiśmy się –Będziemy się już zbierać… Harry wam wszystko opowie. –uśmiechnął się do nich i podał mi rękę, chcąc tym samym, bym wstała z kanapy.
-Dziękuję wam jeszcze raz, jesteście świetni. –Liam wstał za nami, po czym pocałował mnie w policzek i przybił piątkę Louisowi.
-Nie ma sprawy stary, widzimy się niedługo.
-Jasne, na razie. –pomachał nam, po czym razem z Lou, wyszliśmy z domu.
-Gdzie mnie zabierasz? –zapytałam.
-Mówiłem coś o niecnym planie? To właśnie go realizuję! –wziął mnie na ręce.
-Nie, nie, nie żartuj sobie i odstaw mnie na ziemię. –oczywiście nie posłuchał mnie i doniósł do zaparkowanego kilka metrów dalej samochodu.
-Przebierz buty, będzie ci wygodniej. –puścił mi oczko.
-Pooo cooo?
-A pooo tooo. –odpowiedział w moim stylu.
-Nie denerwuj mnie Tomlinson.
-Oj przebierz po prostu te buty i już nie marudź. –nie miałam zamiaru dłużej się z nim sprzeczać, dlatego wyciągnęłam z torby baleriny i wsunęłam je na nogi.
Po około pół godzinie Louis zaparkował na parkingu dobrze znanego mi miejsca –lotniska Heathrow. Co my tu ludzie robimy?
-Idziemy. –odpowiedział na pytanie, które sama sobie zadałam w myślach.
-Oglądać samoloty?
-Nie, lecieć samolotem kochanie. –uśmiechnął się.
-Chcesz gdzieś lecieć? Teraz, o pierwszej w nocy?
-Dla ścisłości jest za dwadzieścia pierwsza, a co do twojego pytania, tak, chcę lecieć z tobą, do Francji.
-Jak to do Francji? –zapytałam zdziwiona.
-Możemy już iść? Spóźnimy się na lot. –powiedział, otwierając drzwi od samochodu. Zrobiłam to samo, bo byłam ciekawa, co stanie się później. Louis wyciągnął jeszcze z bagażnika walizkę, która jakimś dziwnym trafem się tam znalazła. Zamknął samochód i chwycił mnie za rękę, prowadząc do wejścia.
Bez zbędnych rozmów od razu udaliśmy się na odprawę, po czym gotowi byliśmy wejść na pokład.
Usiedliśmy na wyznaczonych miejscach.
-Chcę cię tylko przeprosić za to, że będziemy tam tylko jeden dzień, ale oboje niedługo wracamy do pracy…
-Zdecydowanie będzie to najlepszy dzień w moim życiu, nie musisz mnie przepraszać. –posłałam mu ciepły uśmiech.
-Prosimy zapiąć pasy, za chwilę samolot wystartuje. –i znowu start, którego tak nie lubię. Louis doskonale o tym wie, więc pewnie dlatego poczułam, że ściska moją rękę.
-Nie bój się. –wyszeptał mi na ucho, po czym słodko się uśmiechnął.
Kiedy możliwe było już odpięcie pasów, ułożyłam się wygodnie w fotelu, po chwili zasypiając. Nie było to dziwne, bo w normalnej sytuacji przewracałabym już się na drugi bok w swoim łóżku.

-Przepraszam państwa. –usłyszałam miły, kobiecy głos – Za dziesięć minut wylądujemy w…
-Tak, dobrze. –zerwał się Louis –Dziękujemy.
-To nie było miłe, mogłeś jej nie przerywać.
-Tak, tak i już byś wiedziała, gdzie jesteśmy. Nie ma tak McClair.
-Nie po nazwisku Tommo. –pouczyłam go.

‘Serdecznie dziękujemy za miły lot. Zapraszamy do ponownego skorzystania z usług British Airways.’ Taki napis pojawił się na monitorze, po czym mogliśmy opuścić pokład.
Odebraliśmy bagaż, po czym cały czas trzymając się za ręce opuściliśmy lotnisko. Louis otworzył bagażnik taksówki i wsadził do niego walizkę, a ja mogłam zająć miejsce na tyle pojazdu.
-Tutaj ma pan adres hotelu. –Louis podał kierowcy karteczkę, siadając koło mnie.
-Jesteśmy w Paryżu geniuszu. –powiedziałam, spostrzegając Wieżę Eiffla.
-Na twoim miejscu myślałbym o Paryżu od samego początku. –wytknął mi język.
-Nie bądź taki mądry. –powtórzyłam jego gest.
-Jesteśmy na miejscu, należy się 30 euro. –przerwał nam kierowca.
-Proszę. –Louis wręczył mu pieniądze, po czym mężczyzna pomógł nam wypakować bagaż. Taksówka odjechała, zostawiając nas pod hotelem.
-Tu śpimy? –zapytałam, zdążając się już skapnąć, że hotel, w którym mieliśmy się zatrzymać ma chyba z milion gwiazdek. Nie spaliśmy w takim nawet na trasie…
-Coś ci nie pasuje?
-Nie za dużo dla mnie robisz? –zapytałam, spoglądając na niego bokiem, po czym przekroczyliśmy próg hotelu.
-To tak jakbyś zapytała, czy nie za bardzo cię kocham. –pocałował mnie w głowę –Wiesz, że mnie na to stać, kocham cię.
-Zdecydowanie jesteś dla mnie za dobry.
-Witam, mam rezerwację na nazwisko Tomlinson.
-Witamy serdecznie, tak, zgadza się pokój numer 517. Tutaj jest karta. Wszystkie płatności zostały dokonane. Życzą sobie państwo czegoś jeszcze? –zapytała recepcjonistka.
-Nie, dziękujemy. –Louis odebrał klucz od pokoju i czym prędzej ruszyliśmy do windy.
 Moim oczom ukazał się przedpokój, z którego jeden próg prowadził do salonu, później drzwi, pewnie do sypialni i drugie, podejrzewam, że te, od łazienki. Czym prędzej zrzuciłam torbę z ramienia i udałam się do salonu, z którego widok rozciągał się chyba na cały Paryż i oczywiście Wieżę Eiffla, mieniącą się na mnóstwo innych kolorów. Wszystko wyglądało jak z bajki. Naprawdę nie mogłam uwierzyć, że jestem w mieście zakochanych z najważniejszą osobą w moim życiu.
-Wiesz, że cię kocham? –odwróciłam się, spoglądając na Louisa. Tylko się uśmiechnął, po czym podszedł i namiętnie mnie pocałował.
Jako że zegarek wskazywał 3.10 w nocy, nie pozostało nam nic innego, jak wziąć prysznic i pójść spać. Razem z Louisem postanowiliśmy ‘nie marnować wody i czasu’, dlatego wykąpaliśmy się razem, później także razem lądując w sypialni. 

* * * 
Tak więc mamy przedostatni rozdział, bo potem najprawdopodobniej blog zostanie zawieszony...
Dodaję teraz, bo znając życie jak wrócę ze szkoły to nie będę miała na to siły. Mam nadzieję, że się podoba :) 
Do później ;* 

niedziela, 23 września 2012

Dwadzieścia cztery



-W końcu wolność. –powiedziałam, wdychając świeże powietrze zaraz po opuszczeniu murów szpitala.
-Pewnie ci tego brakowało, hm? –zapytała Tamara, która wcale nie jest wredną jędzą jak się okazało. Po głębszym zapoznaniu się z tą kobietą naprawdę można stwierdzić, że jest miła.
-I to jak. –odpowiedziałam, cały czas rozkoszując się promykami słońca, które oświetlały moją twarz.
-To teraz czas na to, żebyś w końcu wróciła do domu. –powiedział tata, pakując do bagażnika torbę, którą miałam ze sobą w szpitalu.
-Za tym miejscem też tęsknię. –odpowiedziałam uśmiechnięta, wchodząc na tył samochodu.
Po około dwudziestu minutach zawitaliśmy do domu, w którym nic, a nic się nie zmieniło. Zdjęcia cały czas stały na tej samej komodzie w przedpokoju, na sofie milion poduszek, każda z innej beczki i na ścianie w korytarzu wielki portret mamy. Wszystko po staremu. Stęskniłam się za domem bardziej przez ostatnie niecałe dwa tygodnie, niż jak nie było mnie prawie miesiąc podczas trasy. Czym prędzej udałam się do siebie na górę sprawdzić, czy mój pokój jest cały. Nic, kompletnie nic się nie zmieniło, oprócz tego, że na moim łóżku siedział… nikt inny jak Louis. Mimowolnie się uśmiechnęłam i spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-Co tu robisz? –zapytałam.
-Stęskniłem się. –wstał i wyciągnął zza pleców mały bukiecik kwiatów –To dla ciebie.
-Dziękuję, –podeszłam bliżej, zakładając mu ręce na szyi –jesteś kochany. –jeszcze bardziej wystawiłam ząbki, po czym pocałowałam go.
-Louis, Liz? –usłyszałam za sobą pukanie do drzwi, które po chwili się otworzyły –Zejdźcie na obiad.
-Wiesz, że Lou tutaj jest? –zapytałam zdziwiona.
-Myślałaś, że wszedł przez okno? –zaśmiał się –Dałem mu klucze, więc podejrzewałem, że będzie na ciebie czekać. Zejdźcie na obiad. –puścił mi oczko, po czym opuścił mój pokój, zamykając drzwi.
-Już nawet klucze dostałeś, no no, mój tata musi cię naprawdę lubić. –zrobiłam minę uznania, cały czas patrząc mu w oczy.
-Urok osobisty. –poruszył brwiami, ‘zarzucając’ grzywą.
-Zejdź na obiad zamiast gadać bzdury. –odwróciłam się na pięcie i udałam w stronę drzwi.
-Ewentualnie mogę to dla ciebie zrobić. –usłyszałam głos za sobą, a po chwili dołączył już do mnie, obejmując w talii.
-Mam nadzieję, że lubicie zapiekankę ziemniaczaną. –powiedziała Tamara, stawiając owe danie na środku stołu.
-Bardzo. –odpowiedziałam razem z Louisem, po czym spojrzałam na niego, jak na głupka. Dlaczego on  zawsze czyta mi w myślach?
-Siadajcie kochani. –powiedział tata, kładąc Alice do jej krzesełka. Zajęliśmy więc miejsca przy stole, żeby już po chwili zajadać się przepyszną zapiekanką Tamary.
-Macie jakieś plany na wakacje? –zapytała Tamara, ocierając kąciki ust, w których ciągle znajdowały się resztki zapiekanki.
-Właśnie, przecież nigdzie nie byliście, poza trasą w USA, cały czas siedzicie w domu. –dodał tata.
-Tak, tak. Siedziałam cały czas w domu, grając w gry komputerowe, nie sądzisz? –zapytałam sarkastycznie, zmrażając ojca wzrokiem.
-W każdym bądź razie powinniście trochę odpocząć. Należy wam się. –dodała Tamara.
-Do końca wakacji mamy jeszcze trochę czasu i mam niecne plany w stosunku do twojej córki, ale o tym porozmawiamy kiedy indziej na osobności. –przeniosłam na niego wzrok unosząc brwi. -Nawet nie myśl o tym, że ci powiem. –puścił mi oczko, wracając do zapiekanki.

-Będę już leciał, zobaczymy się jutro? –zapytał, zakładając buty.
-Tak, pójdziesz ze mną do galerii kupić prezent dla Liama? –zapytałam, opierając się o ścianę.
-Wymyśliłaś już, co mu kupimy?
-Myślałam o tej całej maszynce do beat-boxu. –spojrzałam na niego z niewyraźną miną.
-Tak kochanie, maszynka, masz rację. –słodko się uśmiechnął, podchodząc do mnie –Zadzwonię później i porozmawiamy jeszcze. A tym czasem zacznij pakować swoje manatki i pamiętaj, że nie odpuszczę ci wspólnego mieszkania.
-Nie rozmawiałam jeszcze z tatą…
-Porozmawiaj z nim jak najszybciej, hm? –‘przycisnął’ mnie do ściany.
-Chyba serio masz wobec mnie jakieś niecne plany… -powiedziałam, udając przerażenie.
-I to jak… -cwaniacko się uśmiechnął, lekko muskając moje usta –Przepraszam, ale naprawdę muszę już iść. –powiedział, robiąc smutną minkę.
-Kocham cię. –szepnęłam mu do ucha na pożegnanie, po czym pomachałam, kiedy przekroczył próg furtki.

-Kotku, możemy porozmawiać? –usłyszałam pukanie do drzwi, po czym do pokoju wszedł tata, z gorącą czekoladą na tacce.
-Jasne, wchodź. –od razu zrobiłam mu miejsce koło siebie na parapecie, gdzie zmieściłoby się pewnie jeszcze z dziesięć osób.
-Na pewno nie masz do mnie żalu o to, że Tamara mieszka z nami? –zapytał, wręczając mi jeden z kubków.
-Rozmawialiśmy już o tym. Jeśli sądzisz, że jest tego warta i naprawdę ci na niej zależy, to ja nie będę robiła żadnych problemów. Po drugie muszę ją bliżej poznać, a na razie bardzo dobrze nam idzie. Wcale nie jest taka zła. –uśmiechnęłam się.
-Dziękuję ci, jesteś wielka. –pocałował mnie w czoło.
-Teraz ja mam do ciebie sprawę… -zaczęłam niepewnie.
-Mów. –upił łyk ze swojego kubka.
-Lou zaproponował mi, żebym się do niego wprowadziła… -spojrzałam mu w oczy –Ale nie chcę, żebyś pomyślał, że to tylko ze względu na Tamarę. –dodałam pospiesznie, żeby tak nie pomyślał.
-To jest twoja decyzja kochanie, ja nic do tego nie mam. Jesteś już pełnoletnia i takie sprawy należą tylko i wyłącznie do ciebie. –powiedział, spuszczając głowę –Miałem jednak rację, że niedługo się wyprowadzisz, co? –zapytał, smutno uśmiechając się pod nosem.
-Pamiętaj, że ja nadal będę twoją małą córeczką, nie ważne, czy tego chcesz, czy nie. –uśmiechnęłam się, przytulając go.
-Oczywiście, że chcę. Nie myślałem, że tak szybko podejmiesz taką decyzję, ale wiem, że kochasz Louisa, a on to odwzajemnia. Cieszę się, że go spotkałaś. –jeszcze szerzej się uśmiechnęłam.
-To twoja zasługa, najlepszy managerze na świecie. –odwzajemnił mój uśmiech, jeszcze bardziej obejmując mnie ramieniem.
-Pójdę do Alice, śpij dobrze. –ponownie pocałował mnie w czoło i oddalił się, ponieważ dało się usłyszeć płacz małej. Dopiłam do końca czekoladę i po powrocie z łazienki, gdzie musiałam umyć zęby już drugi raz tego wieczora, położyłam się do łóżka. Niestety kiedy moje powieki zamknęły się, a ja odpływałam do krainy snów, ktoś bezczelnie musiał mi przeszkodzić, wysyłając sms.

‘Od: Harold :
Jutro, 11.00, u Ciebie, jedziemy kupić Liamowi ‘maszynkę’ do beat-boxu ;) Twojego księcia nie będzie, bo urządza Wasze nowe mieszkanko. Mała przygotuj się na zakupy z Haroldem! Do jutra! Xx’

Nic mu nie odpisałam, bo nie ważne, co umieściłabym w wiadomości, nasza rozmowa ciągnęłaby się w nieskończoność. Wróciłam więc do poprzedniego zajęcia, w końcu mogąc porządnie wyspać się we własnym łóżku.

-Kochanie Harry do ciebie. –usłyszałam Tamarę zza drzwi.
-Nieee, ja śpię. –powiedziałam, przykrywając głowę poduszką.
-Ja się tym zajmę. –powiedział Harold, po czym usłyszałam tylko zamykanie drzwi –Wolisz, żebym cię spoliczkował, czy woda z wazonu na głowę?
-Czemu nie dasz mi się wyspać?
-Pisałem wczoraj, że punkt jedenasta u ciebie jestem. Jest jedenasta dwa, a ty cały czas leżysz w łóżku, wstajemy śpiąca królewno. –ściągnął ze mnie pościel, po czym dostał poduszką w twarz.
-Wyjdź, zły człowieku. –powiedziałam, siadając na łóżku.
-Za dziesięć minut na dole. –cwaniacko się uśmiechnął, opuszczając mój pokój. Niechętnie wstałam z łóżka, wyciągając z szafy pierwszy, lepszy t-shirt i wciągając na siebie jeansowe szorty. Wpadłam jeszcze do łazienki, ogarnąć swoją twarz, wytuszowałam rzęsy, umyłam zęby i zeszłam na dół.
-Śniadanie? –zapytała Tamara.
-Nie, bo Harry się wścieknie. –wystawiłam mu język –A gdzie tata? –zapytałam, zakładając już trampki.
-Musiał jechać na chwilkę do studia po twoje nagrania, powinien niedługo wrócić. –ciepło się uśmiechnęła.
-Jasne, ja powinnam wrócić popołudniu, chociaż z nimi nigdy nie wiadomo…  Jakby coś, to dzwońcie.
-Pewnie, bawcie się dobrze.
-Dziękuję, pa. –powiedziałam, udając się do wyjścia.
-Dowidzenia. –dodał Harry, udając się za mną.
-Liz, Harry! Mogę zdjęcie? –zapytała jakaś dziewczyna, stojąca pod furtką.
-Jasne. –odpowiedział uśmiechnięty Harry, po czym wziął aparat tej małej i zrobił naszej trójce zdjęcie.
-Dziękuję, jesteście świetni, kocham was. Pozdrówcie resztę chłopców.
-Jasne, dzięki kochanie. Niestety musimy już jechać, pa. –powiedziałam, machając jej, jednocześnie zajmując miejsce w samochodzie Hazzy.
-Od kiedy jesteś taka miła? –zapytał.
-Ja zawsze jestem miła Harold.
-Chyba nie w stosunku do mnie.
-Widocznie sobie nie zasłużyłeś. –powiedziałam, wzruszając ramionami.

Po niecałych dwudziestu minutach dojechaliśmy do centrum handlowego, gdzie znajdował się największy sklep muzyczny w Londynie. Harry zaparkował samochód blisko wejścia i już po chwili staliśmy przed półkami pełnymi ‘maszynek’, jak ja to nazwałam.
-Znasz się na tym? –zapytałam.
-Chyba lepiej zapytajmy kogoś o pomoc… -uznał Styles. 
- Też tak myślę. –zgodziłam się, prosząc o pomoc jednego ze sprzedawców. Doradził nam w niecałe dziesięć minut, a my, razem z Harrym, jako że nie bardzo się na tym znamy, wybraliśmy to, co kazał ten koleś. Mam nadzieję, że chociaż Liamowi się spodoba, bo ja nawet nie wiem, jak to włączyć… 

* * *
Nie wiem, co się dzieje, ale przez ostatnie kilkanaście dni nic nie napisałam. Na przód napisane są dwa rozdziały, więc jeśli sytuacja dalej będzie się ciągnąć, po prostu je dodam i zawieszę bloga. Nie mam zamiaru usprawiedliwiać się nauką, bo spójrzmy prawdzie w oczy, nawet jeśli powiem Wam, że muszę się uczyć to i tak tego nie zrobię XDD. Tak więc, jeśli coś nabazgram to od razu dam Wam znać, jeśli nie, to tak jak już mówiłam zawieszę bloga. 
@proveyouloveme ;* 

środa, 19 września 2012

Dwadzieścia trzy


-Kochanie chciałbym, żebyś kogoś poznała… -tata spojrzał na mnie z niecodzienną powagą –To jest Tamara, –do sali weszła kobieta o długich, ciemnych włosach, w wieku podobnym do mojego taty –spotykamy się już od jakiegoś czasu, ale nie chciałem nic tobie mówić, żeby nie zapeszać…
-Cześć kochanie, George dużo mi o tobie opowiadał. –podeszła do mnie, po czym mocno uścisnęła.
-Ja za to nic o pani nie słyszałam. –powiedziałam zrezygnowana, uwalniając się z jej uścisku.
-Nie martw się, będziemy miały dużo czasu, żeby się poznać. –ciepło się uśmiechnęła. Może wcale nie jest taka zła… - Tymczasem muszę już iść, bo czekają na mnie w biurze, przykro mi, że nie mogę dużej z wami zostać. Kochanie ty wracaj do zdrowia. –pocałowała mnie w policzek, po czym wykonała taki sam gest w stronę taty i opuściła pomieszczenie.
-Długo to przede mną ukrywałeś?
-Kochanie znam Tamarę już od ponad półtora roku, spotykamy się od kilku tygodni, naprawdę nie chciałem tego zapeszyć, przepraszam, że wcześniej nic tobie nie powiedziałem… Mam jeszcze jedną wiadomość… -powiedział, spuszczając głowę.
-Mów, już mnie chyba nic nie zdziwi.
-Tamara się do nas wprowadzi. –jak najszybciej odpowiedział, po czym znów spuścił głowę.
-Jak to się wprowadzi? -wyszczerzyłam oczy.
-Przyniesie wszystkie swoje rzeczy i poukłada w naszym domu.
-Nie jest mi teraz do śmiechu. Wiem, co to przeprowadzka, jasne? Szkoda tylko, że nie potrafisz skonsultować takich spraw ze mną. Jakaś obca baba będzie się panoszyć w naszym domu, a ty nie raczysz mi nic o tym powiedzieć.
-Nie mów tak o niej. –podniósł głos.
-Taka jest prawda. Jeśli myślisz, że ona zastąpi mi mamę to nawet o tym nie myśl.
-Wiem, że nikt nigdy nie będzie w stanie zastąpić ci matki, ale to chyba nie znaczy, że ja nie mogę ułożyć sobie życia. Pomyśl, czy mama chciałaby, żebym do końca swoich dni był sam. Ty pewnie niedługo się wyprowadzisz, a mi pozostanie opieka nad Alice. Nie rozumiesz, że też mogę być szczęśliwy?
-Nic takiego nie powiedziałam. Mógłbyś tylko łaskawie wcześniej powiadomić mnie o tym, że będę musiała się tobą dzielić. Nie rozumiesz, że ja w ogóle nie znam tej kobiety?
-Kochanie poznacie się i na pewno ją polubisz.
-Tato, mogłyśmy poznać się przed tym, jak razem zamieszkamy. Wiedz, że ja na razie nie chcę być z nią pod jednym dachem.
-Liz, nie karz mi wybierać miedzy tobą, a nią.
-A jeśli bym kazała, to co? Wybrał byś ją, tak? –rozpłakałam się jak małe dziecko.
-Nie kochanie, wybrałbym ciebie, bo nigdy, przenigdy nie wybaczyłbym sobie gdybym stracił drugą najważniejszą kobietę w moim życiu. Tamara też nigdy nie zajmie w moim sercu takiego samego miejsca, jak mama. I z pewnością nigdy nie pokocham nikogo tak, jak mamę. Daj jej jedną szansę, ona naprawdę chce cię poznać… -usiadł koło mnie, obejmując mnie ramieniem.  Po chwili zastanowienia, zgodziłam się jednak bliżej poznać partnerkę mojego ojca, prosząc, by razem przyjechali jutro po wypisaniu mnie ze szpitala. Tata wyraźnie ucieszył się z mojej decyzji, po czym jednak zostawił mnie samą w sali, gdzie czekałam na siedzącego w bufecie Louisa. Czekałam pięć minut, potem następne pięć, potem jeszcze jedną piątkę, aż w końcu nie wytrzymałam i wysłałam mu sms’a:

‘Do: Misiek <3
Tęsknię za Tobą, mógłbyś w końcu przyjść :(‘

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź, bo po kilku chwilach przy moim łóżku znalazł się Lou.
-Twojego taty nie ma? –zapytał zdziwiony.
-Nie, przedstawił mi moją nową mamę, a potem gdzieś poszedł.
-Kogo ci przedstawił?
-To co słyszałeś. Wprowadzi się do nas jakaś baba, o której nic, kompletnie nic nie wiem. Powiedział mi o tym dzisiaj i myśli, że wszystko w porządku.
-Jak to? –ciągnął zdziwiony swoje pytania.
-Louis, nic nie zrozumiałeś z moich wypocin?
-Nie no, nie o to chodzi. Nie zapytał nawet, czy się zgadzasz?
-Nie. Ugh, najlepiej od razu się wyprowadzę.
-Wprowadź się do mnie. –zajął miejsce koło mnie.
-Hahaha, mam mieszkać z pięcioma głupolami, którzy nie umieją po sobie sprzątać?
-Nie, zamieszkaj u MNIE, –zaakcentował to słowo –będziesz musiała mieszkać tylko z jednym głupolem.
-Jak to, przecież mieszkasz z chłopcami? –w tym momencie przeszkodziło nam pukanie do drzwi, w których znalazł się Harry z Alice na rękach oraz Niall.
-Pogadamy o tym później. –Louis wyszeptał mi do ucha, jednocześnie wstając z miejsca.
-Cześć choruszku. –usłyszałam Harrego.
-Cześć, jak tam? –usiadłam na łóżku ‘po turecku’.
-Mała się stęskniła. –odpowiedział, wkładając Alice na moje łóżko.
-Ooo, ja też się stęskniłam. –odpowiedziałam, już bawiąc się z Alice.
-Za nami też? –zapytał Niall.
-Jasne, że tak. –posłałam mu ciepły uśmiech –Gdzie macie resztę?
-Zayn w Bradford, Liam u rodziców, a my tu. –puścił mi oczko.
-Nie musicie tutaj przychodzić. Na razie macie wolne, powinniście odwiedzić swoje rodziny i przyjaciół. Przecież się na was nie obrażę. Niall jedź do Mullingar, sam mówiłeś, że tęsknisz za rodzicami. Harry ty też powinieneś odwiedzić mamę.
-Oh nie marudź tyle. –powiedział Harry.
-Nie pyskuj. –odpowiedziałam, zmrażając go wzrokiem.
-Bo co?
-Bo jestem od ciebie starsza, trochę szacunku. –poruszyłam brwiami.
-Nie kłócić się dzieci, to ja jestem z was wszystkich najstarszy, słuchać mnie. –Louis przerwał swoją zabawę z Alice, jednocześnie nas pouczając. Spojrzałam na niego z miną ‘WTF’, znów wracając do układania klocków z małą.
-Powiedzcie mi, co u was? Chcę już wyjść z tego cholernego szpitala i znowu spędzać z wami każdą wolną chwilę. Już się tu duszę.
-Nie klnij przy dziecku. –pouczył mnie Niall, zjadając już drugą paczkę chipsów.
-Przepraszam. Odpowiedz na pytanie, zamiast mnie pouczać.
-Nic nowego, od jakiegoś tygodnia wszystko wygląda tak samo. Ja cały czas jem, a Harry opiekuje się Alice. Louisa całymi dniami nie ma, bo jest tutaj, a Zayn i Liam przedwczoraj wyjechali…
-Aaa… Zaraz, jak to? Harry od tygodnia opiekuje się Alice? –zapytałam zdziwiona.
-Taaak. –odpowiedział niepewnie.
-A co w tym czasie robi mój ojciec?
-No nie wiem, pewnie siedzi tutaj.
-Widzisz go gdzieś tutaj? –zapytałam ironicznie –Alice śpi u was?
-Nie, twój tata wieczorem ją odbiera, a rano znów przywozi…
-Aaa, no to już wszystko jasne…
-Co? –znów ożywił się Louis.
-Jak to co? Mój tata bywał tutaj codziennie, owszem, ale siedział ze mną koło dwóch godzin dziennie, potem zostawaliśmy sami. Jeśli Alice całymi dniami była z Harrym, to mój ojciec najwidoczniej wolał spędzić ten czas z panną Tamarą, nie uważasz?
-Liz, nie przesadzaj, nie wiesz tego.
-Louis, on jest z nią od paru tygodni, a powiedział mi to dziś. Serio myślisz, że on nie był z nią? –uniosłam błagalnie brwi do góry.
-Nie wiem tego. Ale ty też nie, więc może lepiej najpierw go o to zapytaj, zanim od razu go osądzisz…
-Bronisz go?
-Nie, ale mogłabyś pomyśleć, że twój ojciec może faktycznie czuje coś do tej kobiety. A ty nawet jeśli bardzo byś chciała tego nie zmienisz. Tata cię kocha i na pewno nie chce wybierać między tobą, a nią. Daj im obu szansę, bo jeśli kiedykolwiek będziesz w ich sytuacji, raczej nie chciałabyś żeby ktoś z twoich bliskich odtrącił kogoś kogo kochasz. –spojrzał mi głęboko w oczy, po czym zrobiło mi się głupio, bo faktycznie ma rację.
-Przepraszam. –wydukałam, po czym spuściłam głowę. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
-Kotku nie mnie powinnaś przepraszać –uśmiechnął się, unosząc mój podbródek, jednocześnie ścierając łzę z mojego policzka.
-Powiecie nam, o co chodzi? –zapytał zdezorientowany Niall. Ja natomiast opowiedziałam mu całą historię, po czym zarówno Horan, jak i Styles oznajmili, że muszą już iść. Louis udał się z nimi do wyjścia, więc miałam okazję, żeby zadzwonić do taty.
-Halo?
-Przepraszam. –powiedziałam przez łzy.
-Co się stało Liz?
-Tato przepraszam, nie powinnam tego mówić.
-Nie Liz, to ja powinienem powiedzieć ci, co czuję do Tamary wcześniej, a przede wszystkim zapytać cię, co sądzisz o jej przeprowadzce. Porozmawiam z Tamarą jeszcze dziś i powiem, że przełożymy to na późniejszy termin. Nie chcę, żebyś czuła się niekomfortowo.
-Tato… jeśli jesteś pewien, że Tamara jest tego warta i jeśli naprawdę darzysz ją czymś więcej, niż tylko przyjaźnią, to –wzięłam głęboki wdech –niech się do nas wprowadzi…
-Liz nie musisz tego…
-Ale chcę. –przerwałam mu – Zdałam sobie sprawę z tego, co czujesz i chcę, żebyś wiedział, że poprę każdą decyzję, jaką podejmiesz.
-Kocham cię Lizzie.
-Ja ciebie też tato. –zauważyłam, że do sali zbliża się Louis –Tato, muszę już kończyć. Widzimy się jutro?
-Jasne, przyjadę po ciebie.
-Przyjedziecie –uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Przyjedziemy. –podejrzewam, że też się uśmiechnął – Do jutra kochanie.
-Pa tato. –rozłączyłam się.
-Tata? –zapytał.
-Tak.
-Wpadnie dziś jeszcze?
-Nie, razem z Tamarą przyjedzie mnie jutro odebrać.
-Myślałem, że ja cię odbiorę… -powiedział zrezygnowany, siadając koło mnie.
-Niee, wrócę z tatą, a ty w końcu pomieszkasz trochę z chłopcami. –słodko się uśmiechnęłam.
-Apropos mieszkania, co powiesz na propozycję wprowadzenia się do mnie?
-Jak to do ciebie? Przecież mieszkasz z chłopcami.
-Mieszkam z chłopcami, ale mam też swój apartament. Na razie nikt w nim nie mieszka, ale niedługo możemy to zmienić. –puścił mi oczko.
-Chcesz ze mną mieszkać? –zapytałam zdziwiona.
-Czemu się tak dziwisz? Pytanie to, czy TY chcesz mieszkać ze mną?
-Jasne, że chcę, tylko boję się, że jeśli zamieszkamy razem teraz, tata i Tamara pomyślą, że zrobiłam to, żeby tylko z nią nie mieszkać…
-Liz nie gadaj bzdur. Twój tata z pewnością nie jest osobą, która mogłaby tak pomyśleć. Jutro jedziesz do domu, pakujesz się i pojutrze widzę cię u mnie. Jasne? –uniósł brwi do góry.
-No może nie pojutrze… Pobędę jeszcze kilka dni u siebie, a potem pomyślimy… -powiedziałam niepewnie.
-Mówisz tak, jak byś nie chciała na serio ze mną zamieszkać.
-Chcę i to bardzo, tylko mi powiedz, czy nie robisz tego tylko ze względu na to, że nie do końca chcę mieszkać z Tamarą?
-Kotku –przytulił mnie –kocham cię i chcę z tobą mieszkać. Co oni dodają ci do obiadu, że gadasz takie bzdury?
-Nie wiem, sam ich zapytaj. –puściłam mu oczko jeszcze bardziej się w niego wtulając –Wiesz, że cię kocham? –przemówiłam po kilku minutach ciszy.
-Ale tak serio? –zapytał zdziwiony, po czym dostał ode mnie w łepetynkę.
-Tak, na serio, serio. –uśmiechnęłam się, składając na jego ustach soczysty pocałunek. 

* * 
Przepraszam, że długo nie dodawałam, chwilowy brak weny... 
Mam na szczęście napisany jeden rozdział do przodu, więc niedługo go dodam :) 
Z ogłoszeń duszpasterskich tyle, że możecie mnie znaleźć na twitterze (@proveyouloveme):) 
Tyle ode mnie :)
Paa xx

piątek, 14 września 2012

Dwadzieścia dwa


Policja przesłuchiwała mnie przez jakąś godzinę, ciągle pytając, czy pamiętam coś jeszcze oprócz huku i płaczu małej. Jak do cholery mam coś pamiętać, skoro straciłam przytomność?  Jedyne, co jeszcze utkwiło mi w głowie to jak Louis ratuje Alice. Nic więcej.
Opowiedziałam więc to, co pamiętałam funkcjonariuszom, po czym zarówno oni, jak i mój ojciec, który był przy przesłuchaniu, opuścili salę. Po chwili dołączyli do mnie Louis i Mark.
-Potrzebujesz czegoś? –zapytał 'ten drugi'.
-Nie. –odpowiedziałam, kiwając przecząco głową.
-W takim razie ja będę już leciał. Dzwoń jakby co. –uśmiechnął się i podszedł pocałować mnie w policzek. Po wykonaniu gestu, opuścił pomieszczenie.

-Nie mów, że jesteś zazdrosny. –uniosłam brwi.
-Nie. –odpowiedział, ciągle patrząc przez okno.
-Tak, tak. –powiedziałam sarkastycznie, uśmiechając się pod nosem.
-A tak serio, jak mógłbym nie być zazdrosny, jeśli ten koleś cały czas coś od ciebie chce? –czułam, że cały czas leżało mu to na sercu – Kocham cię, więc chyba mam prawo być zazdrosny, hm? –obrócił się w moją stronę.
Byłam z początku trochę zszokowana, bo owszem, mówił, że mnie kocha, ale tylko wtedy, gdy byłam nieprzytomna, albo jak nie do końca ogarnięta w sytuacji. Wstałam więc, mimo tego, że lekarz nie koniecznie mi na to pozwolił i z całej siły go przytuliłam. Znów poczułam zapach jego perfum i znów miałam wrażenie, że mogę nazwać go moim.
-Wiesz, że nie powinnaś wstawać. Wracaj do łóżka. –posłuchałam go, wracając do łóżka, jednak nie położyłam się na nim, tylko usiadłam –Nie kazałaś mi tego robić, ale znów chcę cię przeprosić…
-Louis… -na serio jestem już zmęczona tymi jego przeprosinami.
-Nie, poczekaj. –siadł naprzeciw mnie – Muszę to w końcu powiedzieć tobie prosto w oczy. Jeszcze raz, naprawdę cię przepraszam. Nie powinienem tego robić, nawet jeśli niewiadomo jak bardzo zależałoby mi na One Direction.  Jestem największym dupkiem chodzącym po tej planecie i zdaję sobie z tego sprawę. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że  ten dupek cię kocha…
-A ja kocham tego dupka .–uśmiechnęłam się i prawdopodobnie pierwszy raz wyznałam mu miłość. Tak, to zdecydowanie był pierwszy raz, kiedy to powiedziałam.
-Słucham?- zapytał niedowierzając.
-Też cię kocham Louis i nie chcę cię stracić ponownie. –powiedziałam już prawie płacząc, on nic nie odpowiedział, tylko wstał z krzesła i lekko mnie pocałował. Nagle przestał i… ukląkł przed moim łóżkiem, chcąc otworzyć usta, ale w zamian otworzyły się drzwi od sali. Stanął w nich tata.
-Nie będę wam przeszkadzał.- powiedział zmieszany, widząc, co wyczynia Lou.
-Nie poczekaj. Może chciałbyś to widzieć. – powiedział Louis– Elizabeth McClair czy zostaniesz moją dziewczyną? – zapytał, a ja nie wiedziałam, co powiedzieć.
-Tak- w końcu przemówiłam– tak, zostanę. –uśmiechnęłam się i od razu zarzuciłam ręce na szyi Louisa.

-No hej. –po jakichś dwóch godzinach w szpitalu zjawili się wszyscy, oprócz Liama.
-No hej. –odpowiedziałam, odbierając uścisk od każdego z nich.
-Jak się czujesz? –zapytał Zayn.
-Lepiej. –odpowiedziałam uśmiechnięta –A gdzie Liam?
-Pojechał na lotnisko po Danielle. W sumie to dobrze, bo mamy sprawę.- Niall usadowił zadek na moim łóżku.
-Tak, słucham. –odpowiedziałam, krzyżując ręce na piersiach.
-Liam ma niedługo urodziny… impreza już zaplanowana… tak przy okazji, jesteś zaproszona… -zaczął przytakiwać po każdym wypowiedzianym ‘zdaniu’ –jest jeden problem… -teraz też przytaknął.
-Nie macie prezentu. –stwierdziłam stanowczo.
-Skąd ty to? –zdziwił się Harry.
-Bo znam was nie od dziś. –puściłam mu oczko –Macie jakiś pomysł?
-No właśnie żadnego, ty jesteś od planowania prezentów. –powiedział Niall.
-Kto tak powiedział? –uniosłam brwi.
-Harry. –Horanek wskazał ręką na stojącego przy oknie Harolda.
-Styles? –spojrzałam na plecy Harrego, bo nie raczył się odwrócić.
-Pomyślałem, że zechcesz nam pomóc wybrać jakiś zacny prezent dla Liama, no ale jeśli nie, to musimy poradzić sobie sami. –zrobił smutną minkę, w końcu się odwracając.
-Pomogę wam, tylko najpierw muszę stąd wyjść, nie sądzisz?
-Oh to świetnie –powiedział Zayn. Nic nie odpowiedziałam, tylko ciepło się uśmiechnęłam –A kiedy cię stąd wypuszczą?
-Nie wiem jeszcze. Najpierw chcą mi zrobić badania. Najwcześniej za dwa, trzy dni…
-W takim razie załatwimy zakupy w przyszłym tygodniu, a ty masz tutaj dużo czasu, żeby coś wymyślić. –Harry cwaniacko się uśmiechnął.
-Taa… Harry gdzie masz Alice? –ktoś o niej zapomniał, coś?
-Zayn, gdzie mamy Alice? –przeraził się Harold.
-Jest w samochodzie. –odpowiedział, jak gdyby nigdy nic, wpatrując się w ekran telefonu –Jezu, Harry ona została w samochodzie! –wydarł się, kiedy w końcu skapnął się, co zrobił razem z Niallem i Harrym. Na szczęście taty nie było na razie w sali, więc nie miał możliwości ich zabić.

Chłopcy siedzieli u mnie do samego wieczora. W między czasie odwiedził nas także Liam, razem z Danielle. Tyle razy o niej słyszałam, a dopiero teraz, w takich okolicznościach mogłam ją poznać. Jest świetna i dobrze się dogadujemy. Od razu znalazłyśmy wspólny język i kiedy już zaczęłyśmy rozmawiać, nie mogłyśmy przestać.   
Gdy chłopcy, razem z tatą wyszli, zostałam sama w pustym, brzydkim pokoju. Po chwili zasnęłam.

Rano gdy się obudziłam przy moim łóżku siedział Louis. Uśmiechnęłam się do niego ciepło i zmieniłam pozycję z leżącej do siedzącej.
-Cześć. –powiedziałam –Długo już tu siedzisz?
-Hej, –pocałował mnie w policzek –jakieś dwadzieścia minut. –automatycznie spojrzałam na zegarek, który wskazywał 7.17.
-Ty, Louis Tomlinson, który najchętniej codziennie wstawałby o 15, przyszedłeś do mnie o 7 rano? –zapytałam zdziwiona.
-Tak. –odpowiedział zdecydowanie, lekko się uśmiechając.
-Dlaczego?
-Nie wiem, nie mogłem spać całą noc, a po drugie kocham patrzeć na twoją mordkę jak śpisz. –mimowolnie się uśmiechnęłam, poklepując miejsce koło siebie, na znak, że ma się koło mnie położyć. Posłusznie wstał z krzesła i zajął miejsce bliżej mnie.
-Ile razy tak już patrzyłeś na moją mordkę? –zapytałam, kładąc się na jego ramieniu.
-Po jakimś czasie przestałem liczyć –słodko się uśmiechnął.
-Mogę ci coś powiedzieć?
-Wszystko.
-Kocham cię. –powiedziałam, a on pocałował mnie w głowę.
-Nie martw się, ja ciebie mocniej. Zapomniałem ci podziękować…
-Za co? –zapytałam zdziwiona.
-Za to. –odpowiedział, wyciągając kartkę z tylnej kieszeni swoich spodni. Otworzyłam ją i ujrzałam słowa, które pisałam zaraz po tym, jak Louis był w moim ogrodzie, rzucając kamienie w okno.
-Aaa… to. Nic takiego. –spojrzałam na niego.
-To nic takiego sprawiło, że się nie poddałem i nie przestałem wierzyć w to, że się obudzisz. Kocham cię. –jeszcze mocniej objął mnie ramieniem, a ja tylko wtuliłam się w niego, czując się najbezpieczniej na świecie. W tych także ramionach kilka minut później zasnęłam. 

* * *