-W końcu
wolność. –powiedziałam, wdychając świeże powietrze zaraz po opuszczeniu murów
szpitala.
-Pewnie ci
tego brakowało, hm? –zapytała Tamara, która wcale nie jest wredną jędzą jak się
okazało. Po głębszym zapoznaniu się z tą kobietą naprawdę można stwierdzić, że
jest miła.
-I to jak.
–odpowiedziałam, cały czas rozkoszując się promykami słońca, które oświetlały
moją twarz.
-To teraz
czas na to, żebyś w końcu wróciła do domu. –powiedział tata, pakując do
bagażnika torbę, którą miałam ze sobą w szpitalu.
-Za tym
miejscem też tęsknię. –odpowiedziałam uśmiechnięta, wchodząc na tył samochodu.
Po około
dwudziestu minutach zawitaliśmy do domu, w którym nic, a nic się nie zmieniło.
Zdjęcia cały czas stały na tej samej komodzie w przedpokoju, na sofie milion
poduszek, każda z innej beczki i na ścianie w korytarzu wielki portret mamy.
Wszystko po staremu. Stęskniłam się za domem bardziej przez ostatnie niecałe dwa
tygodnie, niż jak nie było mnie prawie miesiąc podczas trasy. Czym prędzej
udałam się do siebie na górę sprawdzić, czy mój pokój jest cały. Nic,
kompletnie nic się nie zmieniło, oprócz tego, że na moim łóżku siedział… nikt
inny jak Louis. Mimowolnie się uśmiechnęłam i spojrzałam na niego z
niedowierzaniem.
-Co tu
robisz? –zapytałam.
-Stęskniłem
się. –wstał i wyciągnął zza pleców mały bukiecik kwiatów –To dla ciebie.
-Dziękuję, –podeszłam bliżej, zakładając mu ręce na szyi –jesteś kochany. –jeszcze bardziej
wystawiłam ząbki, po czym pocałowałam go.
-Louis, Liz?
–usłyszałam za sobą pukanie do drzwi, które po chwili się otworzyły –Zejdźcie
na obiad.
-Wiesz, że
Lou tutaj jest? –zapytałam zdziwiona.
-Myślałaś,
że wszedł przez okno? –zaśmiał się –Dałem mu klucze, więc podejrzewałem, że
będzie na ciebie czekać. Zejdźcie na obiad. –puścił mi oczko, po czym opuścił
mój pokój, zamykając drzwi.
-Już nawet
klucze dostałeś, no no, mój tata musi cię naprawdę lubić. –zrobiłam minę
uznania, cały czas patrząc mu w oczy.
-Urok
osobisty. –poruszył brwiami, ‘zarzucając’ grzywą.
-Zejdź na
obiad zamiast gadać bzdury. –odwróciłam się na pięcie i udałam w stronę drzwi.
-Ewentualnie
mogę to dla ciebie zrobić. –usłyszałam głos za sobą, a po chwili dołączył już
do mnie, obejmując w talii.
-Mam
nadzieję, że lubicie zapiekankę ziemniaczaną. –powiedziała Tamara, stawiając
owe danie na środku stołu.
-Bardzo.
–odpowiedziałam razem z Louisem, po czym spojrzałam na niego, jak na głupka.
Dlaczego on zawsze czyta mi w myślach?
-Siadajcie
kochani. –powiedział tata, kładąc Alice do jej krzesełka. Zajęliśmy więc
miejsca przy stole, żeby już po chwili zajadać się przepyszną zapiekanką
Tamary.
-Macie
jakieś plany na wakacje? –zapytała Tamara, ocierając kąciki ust, w których
ciągle znajdowały się resztki zapiekanki.
-Właśnie,
przecież nigdzie nie byliście, poza trasą w USA, cały czas siedzicie w domu.
–dodał tata.
-Tak, tak.
Siedziałam cały czas w domu, grając w gry komputerowe, nie sądzisz? –zapytałam
sarkastycznie, zmrażając ojca wzrokiem.
-W każdym
bądź razie powinniście trochę odpocząć. Należy wam się. –dodała Tamara.
-Do końca
wakacji mamy jeszcze trochę czasu i mam niecne plany w stosunku do twojej
córki, ale o tym porozmawiamy kiedy indziej na osobności. –przeniosłam na niego
wzrok unosząc brwi. -Nawet
nie myśl o tym, że ci powiem. –puścił mi
oczko, wracając do zapiekanki.
-Będę już
leciał, zobaczymy się jutro? –zapytał, zakładając buty.
-Tak,
pójdziesz ze mną do galerii kupić prezent dla Liama? –zapytałam, opierając się
o ścianę.
-Wymyśliłaś
już, co mu kupimy?
-Myślałam o
tej całej maszynce do beat-boxu. –spojrzałam na niego z niewyraźną miną.
-Tak kochanie,
maszynka, masz rację. –słodko się uśmiechnął, podchodząc do mnie –Zadzwonię
później i porozmawiamy jeszcze. A tym czasem zacznij pakować swoje manatki i
pamiętaj, że nie odpuszczę ci wspólnego mieszkania.
-Nie
rozmawiałam jeszcze z tatą…
-Porozmawiaj
z nim jak najszybciej, hm? –‘przycisnął’ mnie do ściany.
-Chyba serio
masz wobec mnie jakieś niecne plany… -powiedziałam, udając przerażenie.
-I to jak…
-cwaniacko się uśmiechnął, lekko muskając moje usta –Przepraszam, ale naprawdę
muszę już iść. –powiedział, robiąc smutną minkę.
-Kocham cię.
–szepnęłam mu do ucha na pożegnanie, po czym pomachałam, kiedy przekroczył próg
furtki.
-Kotku,
możemy porozmawiać? –usłyszałam pukanie do drzwi, po czym do pokoju wszedł
tata, z gorącą czekoladą na tacce.
-Jasne,
wchodź. –od razu zrobiłam mu miejsce koło siebie na parapecie, gdzie
zmieściłoby się pewnie jeszcze z dziesięć osób.
-Na pewno
nie masz do mnie żalu o to, że Tamara mieszka z nami? –zapytał, wręczając mi
jeden z kubków.
-Rozmawialiśmy
już o tym. Jeśli sądzisz, że jest tego warta i naprawdę ci na niej zależy, to
ja nie będę robiła żadnych problemów. Po drugie muszę ją bliżej poznać, a na
razie bardzo dobrze nam idzie. Wcale nie jest taka zła. –uśmiechnęłam się.
-Dziękuję
ci, jesteś wielka. –pocałował mnie w czoło.
-Teraz ja
mam do ciebie sprawę… -zaczęłam niepewnie.
-Mów. –upił
łyk ze swojego kubka.
-Lou
zaproponował mi, żebym się do niego wprowadziła… -spojrzałam mu w oczy –Ale nie
chcę, żebyś pomyślał, że to tylko ze względu na Tamarę. –dodałam pospiesznie,
żeby tak nie pomyślał.
-To jest
twoja decyzja kochanie, ja nic do tego nie mam. Jesteś już pełnoletnia i takie
sprawy należą tylko i wyłącznie do ciebie. –powiedział, spuszczając głowę
–Miałem jednak rację, że niedługo się wyprowadzisz, co? –zapytał, smutno
uśmiechając się pod nosem.
-Pamiętaj,
że ja nadal będę twoją małą córeczką, nie ważne, czy tego chcesz, czy nie.
–uśmiechnęłam się, przytulając go.
-Oczywiście,
że chcę. Nie myślałem, że tak szybko podejmiesz taką decyzję, ale wiem, że kochasz
Louisa, a on to odwzajemnia. Cieszę się, że go spotkałaś. –jeszcze szerzej się
uśmiechnęłam.
-To twoja
zasługa, najlepszy managerze na świecie. –odwzajemnił mój uśmiech, jeszcze
bardziej obejmując mnie ramieniem.
-Pójdę do
Alice, śpij dobrze. –ponownie pocałował mnie w czoło i oddalił się, ponieważ
dało się usłyszeć płacz małej. Dopiłam do końca czekoladę i po powrocie z
łazienki, gdzie musiałam umyć zęby już drugi raz tego wieczora, położyłam się
do łóżka. Niestety kiedy moje powieki zamknęły się, a ja odpływałam do krainy
snów, ktoś bezczelnie musiał mi przeszkodzić, wysyłając sms.
‘Od: Harold :
Jutro,
11.00, u Ciebie, jedziemy kupić Liamowi ‘maszynkę’ do beat-boxu ;) Twojego
księcia nie będzie, bo urządza Wasze nowe mieszkanko. Mała przygotuj się na
zakupy z Haroldem! Do jutra! Xx’
Nic mu nie
odpisałam, bo nie ważne, co umieściłabym w wiadomości, nasza rozmowa ciągnęłaby
się w nieskończoność. Wróciłam więc do poprzedniego zajęcia, w końcu mogąc
porządnie wyspać się we własnym łóżku.
-Kochanie
Harry do ciebie. –usłyszałam Tamarę zza drzwi.
-Nieee, ja
śpię. –powiedziałam, przykrywając głowę poduszką.
-Ja się tym
zajmę. –powiedział Harold, po czym usłyszałam tylko zamykanie drzwi –Wolisz,
żebym cię spoliczkował, czy woda z wazonu na głowę?
-Czemu nie
dasz mi się wyspać?
-Pisałem wczoraj,
że punkt jedenasta u ciebie jestem. Jest jedenasta dwa, a ty cały czas leżysz w
łóżku, wstajemy śpiąca królewno. –ściągnął ze mnie pościel, po czym dostał
poduszką w twarz.
-Wyjdź, zły
człowieku. –powiedziałam, siadając na łóżku.
-Za dziesięć
minut na dole. –cwaniacko się uśmiechnął, opuszczając mój pokój. Niechętnie
wstałam z łóżka, wyciągając z szafy pierwszy, lepszy t-shirt i wciągając na
siebie jeansowe szorty. Wpadłam jeszcze do łazienki, ogarnąć swoją twarz,
wytuszowałam rzęsy, umyłam zęby i zeszłam na dół.
-Śniadanie?
–zapytała Tamara.
-Nie, bo
Harry się wścieknie. –wystawiłam mu język –A gdzie tata? –zapytałam, zakładając
już trampki.
-Musiał
jechać na chwilkę do studia po twoje nagrania, powinien niedługo wrócić.
–ciepło się uśmiechnęła.
-Jasne, ja
powinnam wrócić popołudniu, chociaż z nimi nigdy nie wiadomo… Jakby coś, to dzwońcie.
-Pewnie,
bawcie się dobrze.
-Dziękuję,
pa. –powiedziałam, udając się do wyjścia.
-Dowidzenia.
–dodał Harry, udając się za mną.
-Liz, Harry!
Mogę zdjęcie? –zapytała jakaś dziewczyna, stojąca pod furtką.
-Jasne.
–odpowiedział uśmiechnięty Harry, po czym wziął aparat tej małej i zrobił
naszej trójce zdjęcie.
-Dziękuję,
jesteście świetni, kocham was. Pozdrówcie resztę chłopców.
-Jasne,
dzięki kochanie. Niestety musimy już jechać, pa. –powiedziałam, machając jej,
jednocześnie zajmując miejsce w samochodzie Hazzy.
-Od kiedy
jesteś taka miła? –zapytał.
-Ja zawsze
jestem miła Harold.
-Chyba nie w
stosunku do mnie.
-Widocznie
sobie nie zasłużyłeś. –powiedziałam, wzruszając ramionami.
Po niecałych
dwudziestu minutach dojechaliśmy do centrum handlowego, gdzie znajdował się
największy sklep muzyczny w Londynie. Harry zaparkował samochód blisko wejścia
i już po chwili staliśmy przed półkami pełnymi ‘maszynek’, jak ja to nazwałam.
-Znasz się
na tym? –zapytałam.
-Chyba
lepiej zapytajmy kogoś o pomoc… -uznał Styles.
- Też tak myślę.
–zgodziłam się, prosząc o pomoc jednego ze sprzedawców. Doradził nam w niecałe
dziesięć minut, a my, razem z Harrym, jako że nie bardzo się na tym znamy,
wybraliśmy to, co kazał ten koleś. Mam nadzieję, że chociaż Liamowi się
spodoba, bo ja nawet nie wiem, jak to włączyć…
* * *
Nie wiem, co się dzieje, ale przez ostatnie kilkanaście dni nic nie napisałam. Na przód napisane są dwa rozdziały, więc jeśli sytuacja dalej będzie się ciągnąć, po prostu je dodam i zawieszę bloga. Nie mam zamiaru usprawiedliwiać się nauką, bo spójrzmy prawdzie w oczy, nawet jeśli powiem Wam, że muszę się uczyć to i tak tego nie zrobię XDD. Tak więc, jeśli coś nabazgram to od razu dam Wam znać, jeśli nie, to tak jak już mówiłam zawieszę bloga.
@proveyouloveme ;*
kolejny super rozdział :D podziwiam Cię <3 http://paczanga.blogspot.com/ @Dosiek_
OdpowiedzUsuńŚwieetne <3
OdpowiedzUsuńMmmm , kocham! Przepraszam że wcześniej nie pisałam komentarzy no ale to tak wciąga że nawet nie pomyślałam :)
OdpowiedzUsuńemily-likes-him.blogspot.com