niedziela, 23 września 2012

Dwadzieścia cztery



-W końcu wolność. –powiedziałam, wdychając świeże powietrze zaraz po opuszczeniu murów szpitala.
-Pewnie ci tego brakowało, hm? –zapytała Tamara, która wcale nie jest wredną jędzą jak się okazało. Po głębszym zapoznaniu się z tą kobietą naprawdę można stwierdzić, że jest miła.
-I to jak. –odpowiedziałam, cały czas rozkoszując się promykami słońca, które oświetlały moją twarz.
-To teraz czas na to, żebyś w końcu wróciła do domu. –powiedział tata, pakując do bagażnika torbę, którą miałam ze sobą w szpitalu.
-Za tym miejscem też tęsknię. –odpowiedziałam uśmiechnięta, wchodząc na tył samochodu.
Po około dwudziestu minutach zawitaliśmy do domu, w którym nic, a nic się nie zmieniło. Zdjęcia cały czas stały na tej samej komodzie w przedpokoju, na sofie milion poduszek, każda z innej beczki i na ścianie w korytarzu wielki portret mamy. Wszystko po staremu. Stęskniłam się za domem bardziej przez ostatnie niecałe dwa tygodnie, niż jak nie było mnie prawie miesiąc podczas trasy. Czym prędzej udałam się do siebie na górę sprawdzić, czy mój pokój jest cały. Nic, kompletnie nic się nie zmieniło, oprócz tego, że na moim łóżku siedział… nikt inny jak Louis. Mimowolnie się uśmiechnęłam i spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-Co tu robisz? –zapytałam.
-Stęskniłem się. –wstał i wyciągnął zza pleców mały bukiecik kwiatów –To dla ciebie.
-Dziękuję, –podeszłam bliżej, zakładając mu ręce na szyi –jesteś kochany. –jeszcze bardziej wystawiłam ząbki, po czym pocałowałam go.
-Louis, Liz? –usłyszałam za sobą pukanie do drzwi, które po chwili się otworzyły –Zejdźcie na obiad.
-Wiesz, że Lou tutaj jest? –zapytałam zdziwiona.
-Myślałaś, że wszedł przez okno? –zaśmiał się –Dałem mu klucze, więc podejrzewałem, że będzie na ciebie czekać. Zejdźcie na obiad. –puścił mi oczko, po czym opuścił mój pokój, zamykając drzwi.
-Już nawet klucze dostałeś, no no, mój tata musi cię naprawdę lubić. –zrobiłam minę uznania, cały czas patrząc mu w oczy.
-Urok osobisty. –poruszył brwiami, ‘zarzucając’ grzywą.
-Zejdź na obiad zamiast gadać bzdury. –odwróciłam się na pięcie i udałam w stronę drzwi.
-Ewentualnie mogę to dla ciebie zrobić. –usłyszałam głos za sobą, a po chwili dołączył już do mnie, obejmując w talii.
-Mam nadzieję, że lubicie zapiekankę ziemniaczaną. –powiedziała Tamara, stawiając owe danie na środku stołu.
-Bardzo. –odpowiedziałam razem z Louisem, po czym spojrzałam na niego, jak na głupka. Dlaczego on  zawsze czyta mi w myślach?
-Siadajcie kochani. –powiedział tata, kładąc Alice do jej krzesełka. Zajęliśmy więc miejsca przy stole, żeby już po chwili zajadać się przepyszną zapiekanką Tamary.
-Macie jakieś plany na wakacje? –zapytała Tamara, ocierając kąciki ust, w których ciągle znajdowały się resztki zapiekanki.
-Właśnie, przecież nigdzie nie byliście, poza trasą w USA, cały czas siedzicie w domu. –dodał tata.
-Tak, tak. Siedziałam cały czas w domu, grając w gry komputerowe, nie sądzisz? –zapytałam sarkastycznie, zmrażając ojca wzrokiem.
-W każdym bądź razie powinniście trochę odpocząć. Należy wam się. –dodała Tamara.
-Do końca wakacji mamy jeszcze trochę czasu i mam niecne plany w stosunku do twojej córki, ale o tym porozmawiamy kiedy indziej na osobności. –przeniosłam na niego wzrok unosząc brwi. -Nawet nie myśl o tym, że ci powiem. –puścił mi oczko, wracając do zapiekanki.

-Będę już leciał, zobaczymy się jutro? –zapytał, zakładając buty.
-Tak, pójdziesz ze mną do galerii kupić prezent dla Liama? –zapytałam, opierając się o ścianę.
-Wymyśliłaś już, co mu kupimy?
-Myślałam o tej całej maszynce do beat-boxu. –spojrzałam na niego z niewyraźną miną.
-Tak kochanie, maszynka, masz rację. –słodko się uśmiechnął, podchodząc do mnie –Zadzwonię później i porozmawiamy jeszcze. A tym czasem zacznij pakować swoje manatki i pamiętaj, że nie odpuszczę ci wspólnego mieszkania.
-Nie rozmawiałam jeszcze z tatą…
-Porozmawiaj z nim jak najszybciej, hm? –‘przycisnął’ mnie do ściany.
-Chyba serio masz wobec mnie jakieś niecne plany… -powiedziałam, udając przerażenie.
-I to jak… -cwaniacko się uśmiechnął, lekko muskając moje usta –Przepraszam, ale naprawdę muszę już iść. –powiedział, robiąc smutną minkę.
-Kocham cię. –szepnęłam mu do ucha na pożegnanie, po czym pomachałam, kiedy przekroczył próg furtki.

-Kotku, możemy porozmawiać? –usłyszałam pukanie do drzwi, po czym do pokoju wszedł tata, z gorącą czekoladą na tacce.
-Jasne, wchodź. –od razu zrobiłam mu miejsce koło siebie na parapecie, gdzie zmieściłoby się pewnie jeszcze z dziesięć osób.
-Na pewno nie masz do mnie żalu o to, że Tamara mieszka z nami? –zapytał, wręczając mi jeden z kubków.
-Rozmawialiśmy już o tym. Jeśli sądzisz, że jest tego warta i naprawdę ci na niej zależy, to ja nie będę robiła żadnych problemów. Po drugie muszę ją bliżej poznać, a na razie bardzo dobrze nam idzie. Wcale nie jest taka zła. –uśmiechnęłam się.
-Dziękuję ci, jesteś wielka. –pocałował mnie w czoło.
-Teraz ja mam do ciebie sprawę… -zaczęłam niepewnie.
-Mów. –upił łyk ze swojego kubka.
-Lou zaproponował mi, żebym się do niego wprowadziła… -spojrzałam mu w oczy –Ale nie chcę, żebyś pomyślał, że to tylko ze względu na Tamarę. –dodałam pospiesznie, żeby tak nie pomyślał.
-To jest twoja decyzja kochanie, ja nic do tego nie mam. Jesteś już pełnoletnia i takie sprawy należą tylko i wyłącznie do ciebie. –powiedział, spuszczając głowę –Miałem jednak rację, że niedługo się wyprowadzisz, co? –zapytał, smutno uśmiechając się pod nosem.
-Pamiętaj, że ja nadal będę twoją małą córeczką, nie ważne, czy tego chcesz, czy nie. –uśmiechnęłam się, przytulając go.
-Oczywiście, że chcę. Nie myślałem, że tak szybko podejmiesz taką decyzję, ale wiem, że kochasz Louisa, a on to odwzajemnia. Cieszę się, że go spotkałaś. –jeszcze szerzej się uśmiechnęłam.
-To twoja zasługa, najlepszy managerze na świecie. –odwzajemnił mój uśmiech, jeszcze bardziej obejmując mnie ramieniem.
-Pójdę do Alice, śpij dobrze. –ponownie pocałował mnie w czoło i oddalił się, ponieważ dało się usłyszeć płacz małej. Dopiłam do końca czekoladę i po powrocie z łazienki, gdzie musiałam umyć zęby już drugi raz tego wieczora, położyłam się do łóżka. Niestety kiedy moje powieki zamknęły się, a ja odpływałam do krainy snów, ktoś bezczelnie musiał mi przeszkodzić, wysyłając sms.

‘Od: Harold :
Jutro, 11.00, u Ciebie, jedziemy kupić Liamowi ‘maszynkę’ do beat-boxu ;) Twojego księcia nie będzie, bo urządza Wasze nowe mieszkanko. Mała przygotuj się na zakupy z Haroldem! Do jutra! Xx’

Nic mu nie odpisałam, bo nie ważne, co umieściłabym w wiadomości, nasza rozmowa ciągnęłaby się w nieskończoność. Wróciłam więc do poprzedniego zajęcia, w końcu mogąc porządnie wyspać się we własnym łóżku.

-Kochanie Harry do ciebie. –usłyszałam Tamarę zza drzwi.
-Nieee, ja śpię. –powiedziałam, przykrywając głowę poduszką.
-Ja się tym zajmę. –powiedział Harold, po czym usłyszałam tylko zamykanie drzwi –Wolisz, żebym cię spoliczkował, czy woda z wazonu na głowę?
-Czemu nie dasz mi się wyspać?
-Pisałem wczoraj, że punkt jedenasta u ciebie jestem. Jest jedenasta dwa, a ty cały czas leżysz w łóżku, wstajemy śpiąca królewno. –ściągnął ze mnie pościel, po czym dostał poduszką w twarz.
-Wyjdź, zły człowieku. –powiedziałam, siadając na łóżku.
-Za dziesięć minut na dole. –cwaniacko się uśmiechnął, opuszczając mój pokój. Niechętnie wstałam z łóżka, wyciągając z szafy pierwszy, lepszy t-shirt i wciągając na siebie jeansowe szorty. Wpadłam jeszcze do łazienki, ogarnąć swoją twarz, wytuszowałam rzęsy, umyłam zęby i zeszłam na dół.
-Śniadanie? –zapytała Tamara.
-Nie, bo Harry się wścieknie. –wystawiłam mu język –A gdzie tata? –zapytałam, zakładając już trampki.
-Musiał jechać na chwilkę do studia po twoje nagrania, powinien niedługo wrócić. –ciepło się uśmiechnęła.
-Jasne, ja powinnam wrócić popołudniu, chociaż z nimi nigdy nie wiadomo…  Jakby coś, to dzwońcie.
-Pewnie, bawcie się dobrze.
-Dziękuję, pa. –powiedziałam, udając się do wyjścia.
-Dowidzenia. –dodał Harry, udając się za mną.
-Liz, Harry! Mogę zdjęcie? –zapytała jakaś dziewczyna, stojąca pod furtką.
-Jasne. –odpowiedział uśmiechnięty Harry, po czym wziął aparat tej małej i zrobił naszej trójce zdjęcie.
-Dziękuję, jesteście świetni, kocham was. Pozdrówcie resztę chłopców.
-Jasne, dzięki kochanie. Niestety musimy już jechać, pa. –powiedziałam, machając jej, jednocześnie zajmując miejsce w samochodzie Hazzy.
-Od kiedy jesteś taka miła? –zapytał.
-Ja zawsze jestem miła Harold.
-Chyba nie w stosunku do mnie.
-Widocznie sobie nie zasłużyłeś. –powiedziałam, wzruszając ramionami.

Po niecałych dwudziestu minutach dojechaliśmy do centrum handlowego, gdzie znajdował się największy sklep muzyczny w Londynie. Harry zaparkował samochód blisko wejścia i już po chwili staliśmy przed półkami pełnymi ‘maszynek’, jak ja to nazwałam.
-Znasz się na tym? –zapytałam.
-Chyba lepiej zapytajmy kogoś o pomoc… -uznał Styles. 
- Też tak myślę. –zgodziłam się, prosząc o pomoc jednego ze sprzedawców. Doradził nam w niecałe dziesięć minut, a my, razem z Harrym, jako że nie bardzo się na tym znamy, wybraliśmy to, co kazał ten koleś. Mam nadzieję, że chociaż Liamowi się spodoba, bo ja nawet nie wiem, jak to włączyć… 

* * *
Nie wiem, co się dzieje, ale przez ostatnie kilkanaście dni nic nie napisałam. Na przód napisane są dwa rozdziały, więc jeśli sytuacja dalej będzie się ciągnąć, po prostu je dodam i zawieszę bloga. Nie mam zamiaru usprawiedliwiać się nauką, bo spójrzmy prawdzie w oczy, nawet jeśli powiem Wam, że muszę się uczyć to i tak tego nie zrobię XDD. Tak więc, jeśli coś nabazgram to od razu dam Wam znać, jeśli nie, to tak jak już mówiłam zawieszę bloga. 
@proveyouloveme ;* 

3 komentarze:

  1. kolejny super rozdział :D podziwiam Cię <3 http://paczanga.blogspot.com/ @Dosiek_

    OdpowiedzUsuń
  2. Mmmm , kocham! Przepraszam że wcześniej nie pisałam komentarzy no ale to tak wciąga że nawet nie pomyślałam :)
    emily-likes-him.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń