piątek, 14 września 2012

Dwadzieścia dwa


Policja przesłuchiwała mnie przez jakąś godzinę, ciągle pytając, czy pamiętam coś jeszcze oprócz huku i płaczu małej. Jak do cholery mam coś pamiętać, skoro straciłam przytomność?  Jedyne, co jeszcze utkwiło mi w głowie to jak Louis ratuje Alice. Nic więcej.
Opowiedziałam więc to, co pamiętałam funkcjonariuszom, po czym zarówno oni, jak i mój ojciec, który był przy przesłuchaniu, opuścili salę. Po chwili dołączyli do mnie Louis i Mark.
-Potrzebujesz czegoś? –zapytał 'ten drugi'.
-Nie. –odpowiedziałam, kiwając przecząco głową.
-W takim razie ja będę już leciał. Dzwoń jakby co. –uśmiechnął się i podszedł pocałować mnie w policzek. Po wykonaniu gestu, opuścił pomieszczenie.

-Nie mów, że jesteś zazdrosny. –uniosłam brwi.
-Nie. –odpowiedział, ciągle patrząc przez okno.
-Tak, tak. –powiedziałam sarkastycznie, uśmiechając się pod nosem.
-A tak serio, jak mógłbym nie być zazdrosny, jeśli ten koleś cały czas coś od ciebie chce? –czułam, że cały czas leżało mu to na sercu – Kocham cię, więc chyba mam prawo być zazdrosny, hm? –obrócił się w moją stronę.
Byłam z początku trochę zszokowana, bo owszem, mówił, że mnie kocha, ale tylko wtedy, gdy byłam nieprzytomna, albo jak nie do końca ogarnięta w sytuacji. Wstałam więc, mimo tego, że lekarz nie koniecznie mi na to pozwolił i z całej siły go przytuliłam. Znów poczułam zapach jego perfum i znów miałam wrażenie, że mogę nazwać go moim.
-Wiesz, że nie powinnaś wstawać. Wracaj do łóżka. –posłuchałam go, wracając do łóżka, jednak nie położyłam się na nim, tylko usiadłam –Nie kazałaś mi tego robić, ale znów chcę cię przeprosić…
-Louis… -na serio jestem już zmęczona tymi jego przeprosinami.
-Nie, poczekaj. –siadł naprzeciw mnie – Muszę to w końcu powiedzieć tobie prosto w oczy. Jeszcze raz, naprawdę cię przepraszam. Nie powinienem tego robić, nawet jeśli niewiadomo jak bardzo zależałoby mi na One Direction.  Jestem największym dupkiem chodzącym po tej planecie i zdaję sobie z tego sprawę. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że  ten dupek cię kocha…
-A ja kocham tego dupka .–uśmiechnęłam się i prawdopodobnie pierwszy raz wyznałam mu miłość. Tak, to zdecydowanie był pierwszy raz, kiedy to powiedziałam.
-Słucham?- zapytał niedowierzając.
-Też cię kocham Louis i nie chcę cię stracić ponownie. –powiedziałam już prawie płacząc, on nic nie odpowiedział, tylko wstał z krzesła i lekko mnie pocałował. Nagle przestał i… ukląkł przed moim łóżkiem, chcąc otworzyć usta, ale w zamian otworzyły się drzwi od sali. Stanął w nich tata.
-Nie będę wam przeszkadzał.- powiedział zmieszany, widząc, co wyczynia Lou.
-Nie poczekaj. Może chciałbyś to widzieć. – powiedział Louis– Elizabeth McClair czy zostaniesz moją dziewczyną? – zapytał, a ja nie wiedziałam, co powiedzieć.
-Tak- w końcu przemówiłam– tak, zostanę. –uśmiechnęłam się i od razu zarzuciłam ręce na szyi Louisa.

-No hej. –po jakichś dwóch godzinach w szpitalu zjawili się wszyscy, oprócz Liama.
-No hej. –odpowiedziałam, odbierając uścisk od każdego z nich.
-Jak się czujesz? –zapytał Zayn.
-Lepiej. –odpowiedziałam uśmiechnięta –A gdzie Liam?
-Pojechał na lotnisko po Danielle. W sumie to dobrze, bo mamy sprawę.- Niall usadowił zadek na moim łóżku.
-Tak, słucham. –odpowiedziałam, krzyżując ręce na piersiach.
-Liam ma niedługo urodziny… impreza już zaplanowana… tak przy okazji, jesteś zaproszona… -zaczął przytakiwać po każdym wypowiedzianym ‘zdaniu’ –jest jeden problem… -teraz też przytaknął.
-Nie macie prezentu. –stwierdziłam stanowczo.
-Skąd ty to? –zdziwił się Harry.
-Bo znam was nie od dziś. –puściłam mu oczko –Macie jakiś pomysł?
-No właśnie żadnego, ty jesteś od planowania prezentów. –powiedział Niall.
-Kto tak powiedział? –uniosłam brwi.
-Harry. –Horanek wskazał ręką na stojącego przy oknie Harolda.
-Styles? –spojrzałam na plecy Harrego, bo nie raczył się odwrócić.
-Pomyślałem, że zechcesz nam pomóc wybrać jakiś zacny prezent dla Liama, no ale jeśli nie, to musimy poradzić sobie sami. –zrobił smutną minkę, w końcu się odwracając.
-Pomogę wam, tylko najpierw muszę stąd wyjść, nie sądzisz?
-Oh to świetnie –powiedział Zayn. Nic nie odpowiedziałam, tylko ciepło się uśmiechnęłam –A kiedy cię stąd wypuszczą?
-Nie wiem jeszcze. Najpierw chcą mi zrobić badania. Najwcześniej za dwa, trzy dni…
-W takim razie załatwimy zakupy w przyszłym tygodniu, a ty masz tutaj dużo czasu, żeby coś wymyślić. –Harry cwaniacko się uśmiechnął.
-Taa… Harry gdzie masz Alice? –ktoś o niej zapomniał, coś?
-Zayn, gdzie mamy Alice? –przeraził się Harold.
-Jest w samochodzie. –odpowiedział, jak gdyby nigdy nic, wpatrując się w ekran telefonu –Jezu, Harry ona została w samochodzie! –wydarł się, kiedy w końcu skapnął się, co zrobił razem z Niallem i Harrym. Na szczęście taty nie było na razie w sali, więc nie miał możliwości ich zabić.

Chłopcy siedzieli u mnie do samego wieczora. W między czasie odwiedził nas także Liam, razem z Danielle. Tyle razy o niej słyszałam, a dopiero teraz, w takich okolicznościach mogłam ją poznać. Jest świetna i dobrze się dogadujemy. Od razu znalazłyśmy wspólny język i kiedy już zaczęłyśmy rozmawiać, nie mogłyśmy przestać.   
Gdy chłopcy, razem z tatą wyszli, zostałam sama w pustym, brzydkim pokoju. Po chwili zasnęłam.

Rano gdy się obudziłam przy moim łóżku siedział Louis. Uśmiechnęłam się do niego ciepło i zmieniłam pozycję z leżącej do siedzącej.
-Cześć. –powiedziałam –Długo już tu siedzisz?
-Hej, –pocałował mnie w policzek –jakieś dwadzieścia minut. –automatycznie spojrzałam na zegarek, który wskazywał 7.17.
-Ty, Louis Tomlinson, który najchętniej codziennie wstawałby o 15, przyszedłeś do mnie o 7 rano? –zapytałam zdziwiona.
-Tak. –odpowiedział zdecydowanie, lekko się uśmiechając.
-Dlaczego?
-Nie wiem, nie mogłem spać całą noc, a po drugie kocham patrzeć na twoją mordkę jak śpisz. –mimowolnie się uśmiechnęłam, poklepując miejsce koło siebie, na znak, że ma się koło mnie położyć. Posłusznie wstał z krzesła i zajął miejsce bliżej mnie.
-Ile razy tak już patrzyłeś na moją mordkę? –zapytałam, kładąc się na jego ramieniu.
-Po jakimś czasie przestałem liczyć –słodko się uśmiechnął.
-Mogę ci coś powiedzieć?
-Wszystko.
-Kocham cię. –powiedziałam, a on pocałował mnie w głowę.
-Nie martw się, ja ciebie mocniej. Zapomniałem ci podziękować…
-Za co? –zapytałam zdziwiona.
-Za to. –odpowiedział, wyciągając kartkę z tylnej kieszeni swoich spodni. Otworzyłam ją i ujrzałam słowa, które pisałam zaraz po tym, jak Louis był w moim ogrodzie, rzucając kamienie w okno.
-Aaa… to. Nic takiego. –spojrzałam na niego.
-To nic takiego sprawiło, że się nie poddałem i nie przestałem wierzyć w to, że się obudzisz. Kocham cię. –jeszcze mocniej objął mnie ramieniem, a ja tylko wtuliłam się w niego, czując się najbezpieczniej na świecie. W tych także ramionach kilka minut później zasnęłam. 

* * *

1 komentarz:

  1. Awwwwwwwwwww :3 Jakie to słodkie że Lizz i Loui mają do siebie tak wielkie zaufanie i tak się kochają <3 Coja bym dała aby taka historia miłosna wydarzyła się w realu :3 Rozdział cud, miód, orzeszki jak pozostałe 21 :D Nie mogę się doczekać następnego rozdziału i zapraszam do mnie xx ;)

    OdpowiedzUsuń