Policja
przesłuchiwała mnie przez jakąś godzinę, ciągle pytając, czy pamiętam coś
jeszcze oprócz huku i płaczu małej. Jak do cholery mam coś pamiętać, skoro
straciłam przytomność? Jedyne, co
jeszcze utkwiło mi w głowie to jak Louis ratuje Alice. Nic więcej.
Opowiedziałam
więc to, co pamiętałam funkcjonariuszom, po czym zarówno oni, jak i mój ojciec,
który był przy przesłuchaniu, opuścili salę. Po chwili dołączyli do mnie Louis
i Mark.
-Potrzebujesz
czegoś? –zapytał 'ten drugi'.
-Nie.
–odpowiedziałam, kiwając przecząco głową.
-W takim
razie ja będę już leciał. Dzwoń jakby co. –uśmiechnął się i podszedł pocałować
mnie w policzek. Po wykonaniu gestu, opuścił pomieszczenie.
-Nie mów, że
jesteś zazdrosny. –uniosłam brwi.
-Nie.
–odpowiedział, ciągle patrząc przez okno.
-Tak, tak.
–powiedziałam sarkastycznie, uśmiechając się pod nosem.
-A tak
serio, jak mógłbym nie być zazdrosny, jeśli ten koleś cały czas coś od ciebie
chce? –czułam, że cały czas leżało mu to na sercu – Kocham cię, więc chyba mam
prawo być zazdrosny, hm? –obrócił się w moją stronę.
Byłam z
początku trochę zszokowana, bo owszem, mówił, że mnie kocha, ale tylko wtedy,
gdy byłam nieprzytomna, albo jak nie do końca ogarnięta w sytuacji. Wstałam
więc, mimo tego, że lekarz nie koniecznie mi na to pozwolił i z całej siły go
przytuliłam. Znów poczułam zapach jego perfum i znów miałam wrażenie, że mogę
nazwać go moim.
-Wiesz, że
nie powinnaś wstawać. Wracaj do łóżka. –posłuchałam go, wracając do łóżka,
jednak nie położyłam się na nim, tylko usiadłam –Nie kazałaś mi tego robić, ale
znów chcę cię przeprosić…
-Louis… -na
serio jestem już zmęczona tymi jego przeprosinami.
-Nie,
poczekaj. –siadł naprzeciw mnie – Muszę to w końcu powiedzieć tobie prosto w
oczy. Jeszcze raz, naprawdę cię przepraszam. Nie powinienem tego robić, nawet
jeśli niewiadomo jak bardzo zależałoby mi na One Direction. Jestem największym dupkiem chodzącym po tej planecie
i zdaję sobie z tego sprawę. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że ten dupek cię kocha…
-A ja kocham
tego dupka .–uśmiechnęłam się i prawdopodobnie pierwszy raz wyznałam mu miłość.
Tak, to zdecydowanie był pierwszy raz, kiedy to powiedziałam.
-Słucham?-
zapytał niedowierzając.
-Też cię kocham
Louis i nie chcę cię stracić ponownie. –powiedziałam już prawie płacząc, on nic
nie odpowiedział, tylko wstał z krzesła i lekko mnie pocałował. Nagle przestał
i… ukląkł przed moim łóżkiem, chcąc otworzyć usta, ale w zamian otworzyły się
drzwi od sali. Stanął w nich tata.
-Nie będę
wam przeszkadzał.- powiedział zmieszany, widząc, co wyczynia Lou.
-Nie
poczekaj. Może chciałbyś to widzieć. – powiedział Louis– Elizabeth McClair czy
zostaniesz moją dziewczyną? – zapytał, a ja nie wiedziałam, co powiedzieć.
-Tak- w
końcu przemówiłam– tak, zostanę. –uśmiechnęłam się i od razu zarzuciłam ręce na
szyi Louisa.
-No hej. –po
jakichś dwóch godzinach w szpitalu zjawili się wszyscy, oprócz Liama.
-No hej. –odpowiedziałam,
odbierając uścisk od każdego z nich.
-Jak się
czujesz? –zapytał Zayn.
-Lepiej.
–odpowiedziałam uśmiechnięta –A gdzie Liam?
-Pojechał na
lotnisko po Danielle. W sumie to dobrze, bo mamy sprawę.- Niall usadowił zadek
na moim łóżku.
-Tak, słucham.
–odpowiedziałam, krzyżując ręce na piersiach.
-Liam ma
niedługo urodziny… impreza już zaplanowana… tak przy okazji, jesteś zaproszona…
-zaczął przytakiwać po każdym wypowiedzianym ‘zdaniu’ –jest jeden problem…
-teraz też przytaknął.
-Nie macie
prezentu. –stwierdziłam stanowczo.
-Skąd ty to?
–zdziwił się Harry.
-Bo znam was
nie od dziś. –puściłam mu oczko –Macie jakiś pomysł?
-No właśnie
żadnego, ty jesteś od planowania prezentów. –powiedział Niall.
-Kto tak
powiedział? –uniosłam brwi.
-Harry. –Horanek
wskazał ręką na stojącego przy oknie Harolda.
-Styles? –spojrzałam
na plecy Harrego, bo nie raczył się odwrócić.
-Pomyślałem,
że zechcesz nam pomóc wybrać jakiś zacny prezent dla Liama, no ale jeśli nie,
to musimy poradzić sobie sami. –zrobił smutną minkę, w końcu się odwracając.
-Pomogę wam,
tylko najpierw muszę stąd wyjść, nie sądzisz?
-Oh to
świetnie –powiedział Zayn. Nic nie odpowiedziałam, tylko ciepło się
uśmiechnęłam –A kiedy cię stąd wypuszczą?
-Nie wiem
jeszcze. Najpierw chcą mi zrobić badania. Najwcześniej za dwa, trzy dni…
-W takim
razie załatwimy zakupy w przyszłym tygodniu, a ty masz tutaj dużo czasu, żeby
coś wymyślić. –Harry cwaniacko się uśmiechnął.
-Taa… Harry
gdzie masz Alice? –ktoś o niej zapomniał, coś?
-Zayn, gdzie
mamy Alice? –przeraził się Harold.
-Jest w
samochodzie. –odpowiedział, jak gdyby nigdy nic, wpatrując się w ekran telefonu
–Jezu, Harry ona została w samochodzie! –wydarł się, kiedy w końcu skapnął się,
co zrobił razem z Niallem i Harrym. Na szczęście taty nie było na razie w sali,
więc nie miał możliwości ich zabić.
Chłopcy
siedzieli u mnie do samego wieczora. W między czasie odwiedził nas także Liam,
razem z Danielle. Tyle razy o niej słyszałam, a dopiero teraz, w takich
okolicznościach mogłam ją poznać. Jest świetna i dobrze się dogadujemy. Od razu
znalazłyśmy wspólny język i kiedy już zaczęłyśmy rozmawiać, nie mogłyśmy
przestać.
Gdy chłopcy,
razem z tatą wyszli, zostałam sama w pustym, brzydkim pokoju. Po chwili
zasnęłam.
Rano gdy się
obudziłam przy moim łóżku siedział Louis. Uśmiechnęłam się do niego ciepło i
zmieniłam pozycję z leżącej do siedzącej.
-Cześć.
–powiedziałam –Długo już tu siedzisz?
-Hej, –pocałował mnie w policzek –jakieś dwadzieścia minut. –automatycznie spojrzałam
na zegarek, który wskazywał 7.17.
-Ty, Louis
Tomlinson, który najchętniej codziennie wstawałby o 15, przyszedłeś do mnie o 7
rano? –zapytałam zdziwiona.
-Tak.
–odpowiedział zdecydowanie, lekko się uśmiechając.
-Dlaczego?
-Nie wiem,
nie mogłem spać całą noc, a po drugie kocham patrzeć na twoją mordkę jak śpisz.
–mimowolnie się uśmiechnęłam, poklepując miejsce koło siebie, na znak, że ma
się koło mnie położyć. Posłusznie wstał z krzesła i zajął miejsce bliżej mnie.
-Ile razy
tak już patrzyłeś na moją mordkę? –zapytałam, kładąc się na jego ramieniu.
-Po jakimś
czasie przestałem liczyć –słodko się uśmiechnął.
-Mogę ci coś
powiedzieć?
-Wszystko.
-Kocham cię.
–powiedziałam, a on pocałował mnie w głowę.
-Nie martw
się, ja ciebie mocniej. Zapomniałem ci podziękować…
-Za co?
–zapytałam zdziwiona.
-Za to.
–odpowiedział, wyciągając kartkę z tylnej kieszeni swoich spodni. Otworzyłam ją
i ujrzałam słowa, które pisałam zaraz po tym, jak Louis był w moim ogrodzie,
rzucając kamienie w okno.
-Aaa… to.
Nic takiego. –spojrzałam na niego.
-To nic
takiego sprawiło, że się nie poddałem i nie przestałem wierzyć w to, że się
obudzisz. Kocham cię. –jeszcze mocniej objął mnie ramieniem, a ja tylko
wtuliłam się w niego, czując się najbezpieczniej na świecie. W tych także
ramionach kilka minut później zasnęłam.
* * *
Awwwwwwwwwww :3 Jakie to słodkie że Lizz i Loui mają do siebie tak wielkie zaufanie i tak się kochają <3 Coja bym dała aby taka historia miłosna wydarzyła się w realu :3 Rozdział cud, miód, orzeszki jak pozostałe 21 :D Nie mogę się doczekać następnego rozdziału i zapraszam do mnie xx ;)
OdpowiedzUsuń