piątek, 27 lipca 2012

Osiem


Uznałam, że 8.30 była odpowiednią porą, by zejść na dół na śniadanie. Jak się okazało siedzieli tam już wszyscy z naszych team’ów.
-Gdzie ty byłaś? Czekamy na ciebie już pół godziny. – ‘powitał’ mnie tata.
-Myślałam, że wstaniecie dużo później –odpowiedziałam, siadając na wolnym miejscu koło Liama.
-W takim razie ustalmy zasady –zaczął Rob –wstajemy codziennie o 9, zważając na to, że niekiedy musicie trochę odespać po koncertach. Potem widzimy się na śniadaniu albo w hotelu, albo my przychodzimy do waszego tour busa. Potem oczywiście powiadamiamy was o tym, co danego dnia robicie. Koncerty macie planowane na godzinę 19 w dniach, które dostaliście na planach –cały czas, kiedy to mówił był poważny, sama nie wiem dlaczego –to w zasadzie wszystko o czym powinniście wiedzieć. A i nie pakować mi się w żadne kłopoty.
-Zdjęć was pijanych zabawiających się w klubach też nie chcemy widzieć –dodał tata.
-Oczywiście –odpowiedzieliśmy chórem.
-Dziś czeka was tylko krótki wywiad dla radia, ale nie będzie na żywo, więc się nie stresujcie. Widzimy się w holu o 15. Do tego czasu macie wolne –w końcu się uśmiechnął –zjedzcie coś teraz i widzimy się później –wstał od stołu, a za nim Rob. Zostałam więc sama z chłopcami.
-Co jecie? –zapytałam, jako że sama nie wybrałam jeszcze tego, co będę spożywać –Niall? –zwróciłam się do blondyna. Zayn zaczął natomiast wykonywać jakieś dziwne ruchy, udając, że podcina sobie gardło. Zignorowałam go, ale po chwili wiedziałam już, o co mu chodzi.
-Naleśniki z nutellą, trzy tosty nadziewane dżemem truskawkowym, dwa pomarańczowym, jeden wiśniowym, jajecznica na boczku, omlet z serem i sok pomarańczowy. –powiedział wszystko na jednym wdechu.
-Zawsze tyle? –zapytałam resztę.
-To jeszcze nic. –Liam powiedział mi na ucho.
-Okej, pomińmy to. Zayn, co jesz?
-Płatki z mlekiem i sok  pomarańczowy.
-Nie, na to nie mam ochoty. Harold? –nic. Żadnej reakcji –Harold? –zapytałam ponownie.
-Harry się obraził. –uznał Niall –Przyznaj się, co mu zrobiłaś?
-Nic.
-Yhy, jasne. –Harry się ożywił.
-No dobra, wyrzuciłam go z pokoju, bo mnie wkurzył. Sory. –powiedziałam.
-Nie ma sory. Harrego Stylesa nie przeprasza się żadnym sory. –oburzył się.
-Harry Styles, wybaczysz mi? Przepraszam z głębi mojego serca… -wyraziłam swoją skruchę.
-Powiedzmy, że ci wybaczam. Co do twojego pytania, jem to, co Zayn. –puścił mi oczko.
-Louis? –zapytałam, wiedząc, że gdybym tego nie zrobiła Harry znowu dałby mi kazanie. Lou nagle się ożywił, podnosząc jednocześnie cały czas spuszczoną głowę.
-Croissant z dżemem wiśniowym i kawa z mlekiem –powiedział, unikając kontaktu wzrokowego. Jako że to była najlepsza z propozycji na śniadanie, nie pozostało mi nic innego, jak odpowiedzieć:
-Chyba jednak się skuszę na twoją propozycję. –wstałam więc i poszłam do bufetu, wybierając świeżo dostarczone rogaliki i ciepłą latte. Wróciłam z powrotem do stołu, zjadając do końca śniadanie w pełnym spokoju. Po chwili chłopcy zaczęli się rozchodzić, więc też wstałam, udając się do windy z Liamem.
-Coś nie tak między tobą i Louisem? –zapytał, wciskając guzik na piąte piętro.
-Dlaczego wy wszyscy o to pytacie? Gdyby coś było nie tak to znając życie jako pierwsi byście o tym wiedzieli.
-Skoro wszyscy cię o to pytają, to chyba coś musi być nie w porządku, prawda?
-Liam skończmy ten temat. Mam już dość. –powiedziałam, unikając odpowiedzi.
-Jasne, widzimy się później –odpowiedział, wysiadając z windy. Podążyłam zaraz za nim, udając się do mojego apartamentu, w którym znajdowały się już należące do mnie walizki. Udałam się tylko na chwilę do łazienki, by poprawić makijaż. Oczywiście, jak zwykle nie miałam nic do roboty, więc wykonałam moją już chyba tradycję, wchodząc na twittera. Popisałam troszkę z fanami i nawet nie wiem, kiedy zrobiła się godzina 14. Przebrałam się więc w bardziej formalny strój, zaplotłam włosy w niedbałego warkocza i udałam się do pokoju taty i Roba.
-Hej –rzuciłam na wejściu.
-Już gotowa? –zapytał Rob.
-Tak. –odpowiedziałam, ciepło się uśmiechając.
Równo o 15 zeszliśmy na dół, udając się do samochodów, które zawiozą nas do radia. Jechałam w aucie razem z Niallem i Liamem, pozostała trójka chłopców wpakowała się do innego. Mój tata zniknął gdzieś z Paulem i Robem, więc podejrzewam, że dojadą do studia osobno. Wysiedliśmy już po piętnastu minutach przed radiem, gdzie czekało na nas mnóstwo fanów. Niestety ochrona nie pozwoliła nawet się do nich zbliżyć, więc nie pozostało nam nic innego jak stanąć razem z chłopcami do zdjęcia i pomachać im. Dosłownie moment później weszliśmy już do studia. Redaktorka ciepło nas przywitała i kazała zbytnio się nie denerwować. Dla mnie to i tak dużo mniejszy stres niż występy, dlatego muszę jakoś dać radę. Zajęliśmy miejsca przy dużym, okrągłym stole, na którym przygotowane były już mikrofony. Prezenterka wyciągnęła swoje karteczki i zaczęliśmy wywiad.
-A więc, dziś z nami Liz McClair i One Direction, którzy właśnie rozpoczynają wspólną trasę po USA. Powiedzcie, jaka była wasza pierwsza reakcja, kiedy dowiedzieliście się, że będziecie koncertować po Ameryce? –zapytała na początek, zwracając się do Harrego, na znak, że to on ma odpowiedzieć na pytanie.
-Jedyna reakcja jaką ja zauważyłem to wspólne uściski i takie tam, wiesz, byliśmy bardzo szczęśliwi. Liz na początku miała obawy co do wyjazdu do USA, ale kiedy okazało się, że przyjedziemy razem od razu się zgodziła.
-Liz to prawda, że miałaś obawy? –zadała to pytanie, na które nie chciałam odpowiadać.
-Tak, troszkę na początku, ale to, że chłopcy –spojrzałam na każdego po kolei –zgodzili się ze mną jechać, tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że powinnam udać się w tą trasę. A więc, jesteśmy razem –szeroko się uśmiechnęłam.
-A którego z nich najbardziej lubisz? –zapytała reporterka.
-Mimo, że znamy się od niedawna, to wszyscy są mi bliscy. Nie mogę określić, którego lubię najbardziej. Wszyscy są dla mnie ważni i każdego na swój sposób darzę przyjaźnią. –odpowiedziałam, cały czas się uśmiechając.
-Rozumiem. Powiedzcie mi jak to jest z waszymi bliskimi? Mam na myśli to, jak bardzo jest wam trudno, gdy wyjeżdżacie. Nie ma ich obok, więc na pewno tęsknicie. –spojrzała na Liama, więc on zaczął odpowiadać.
-Czasami naprawdę jest trudno, ale wiemy, że mamy siebie dlatego to jakby nam pomaga. Wyjazdy w trasy są częścią tego, co robimy, dlatego podejmując tą pracę wiedzieliśmy, że czasami będziemy musieli wyjeżdżać na trochę dłużej.
-Liz jak to jest u ciebie?
-U mnie jest trochę łatwiej. Mój tata przyleciał ze mną tutaj, nawet jest z nami teraz w studio.
-Z tego co wiem, to jest tylko tutaj twój manager, czy to znaczy, że jest nim twój ojciec?
-Tak – uśmiechnęłam się ciepło w stronę pomieszczenia gdzie stał tata z Paulem i Robem.
-Jak się współpracuje z tatą? – zapytała – Musisz jakoś ciężej pracować? Jak z obowiązkami domowymi?
-Z tatą pracuje jak z innymi. Traktuje go jak resztę zespołu. Ogólnie to pracuję tak jak inni, czyli mam próby, występy i tym podobne. Nigdy chyba nie miałam jakiś obowiązków domowych, ale kiedy tata poprosi mnie o coś to zrobię to, czasami pomarudzę, ale zrobię.
- Chłopcy a jak z wami? – zapytała prezenterka – Pomagacie coś w domu? Sprzątacie, wynosicie śmieci, czy coś? –cisza… - czyli mam zrozumieć, że nic nie robicie w domu? – zapytała – Więc co robicie w wolnym czasie, o ile go znajdziecie?
- Takiego czasu mamy bardzo mało. Jeśli już go znajdziemy chcemy go wykorzystać dla najbliższych.-powiedział Louis.
- A jak wasze sprawy sercowe? Przyznać się kto jest zajęty.
- Ja. –zgłosił się Liam- Moje serce skradła Danielle.
-A reszta? –wypytywała.
-Lou? –Harry bardzo cicho szepnął do siedzącego obok Louisa. Po chwili zaczęli się sprzeczać, niestety nie dało się słyszeć o czym rozmawiają.
-Louie? Co z Eleanor? –zapytała prezenterka.
-Już się nie spotykamy –moja szczęka, tak samo jak szczęka Hazzy, opadły aż do podłogi. Lou, wypowiadając to zdanie, automatycznie na mnie spojrzał.
-Co? –zapytałam, zapominając o tym, że mamy wywiad. Dobra, cicho, wytnie się.
-Po prostu, już się nie spotykamy. Nie mam zamiaru być z kimś, kto mi nie ufa i nie akceptuje moich przyjaciół.
-Przepraszam, możemy zmienić temat? –zapytał Harry, rozluźniając nieco atmosferę.
-Oczywiście. –automatycznie odpowiedziała prezenterka. – Zayn widzę, że siedzisz dobie cicho w kącie. Powiedz coś.
-Co mam powiedzieć? –słodko się uśmiechnął.
-Zdradź nam, który z chłopców jest największym bałaganiarzem? –miałam wrażenie, że wymyśliła to pytanie na poczekaniu, żeby czymś nas zająć, w czasie gdy Harry i Louis o coś się kłócili, a ja jeszcze nie pozbierałam szczęki z podłogi.
-Jakbym miał patrzeć na wszystkich z osobna to Harry, ale że my mieszkamy razem, to sama sobie wyobraź jaki syf u nas panuje. –poruszył brwiami.
-Nikt nie pilnuje porządku? –zdziwiła się.
-Czasem Liam coś pomarudzi –Zayn poklepał go po ramieniu –ale na ogół nikt. Chyba, że wpada do nas manager z niezapowiedzianą wizytą, wtedy przez najbliższy tydzień jest porządek. –widziałam, kątem oka, że za oddzielającą nas szybą, chichra się Rob.
-Nie chciałabym z wami mieszkać .–skwitowała reporterka-Tyle dziś od One Direction i Liz McClair, dziękuję wam za rozmowę –powiedziała, gdy już wyłączyliśmy mikrofony.
Po całym tym zamieszaniu związanym z wywiadem do reporterki podeszli mój tata i Rob, uzgadniając co pojawi się w radio, a co nie. Chciałam tylko jak najszybciej wyjść z tego studia, chociaż i tak wiedziałam, że nie uniknę rozmowy z Louisem. Zaczęło mi się wydawać, że traktuję go jak kogoś więcej niż tylko przyjaciela…

* * *
Tam ta ram! Mamy osiem i jest nieco dłuższy, ale takie chyba lubicie :) 
Nie rozpisuję się za dużo tylko wspomnę jeszcze o Love With 1D :)  

piątek, 20 lipca 2012

Siedem


*Kilka tygodni później*
Czekamy na lotnisku razem z chłopcami i naszymi zespołami, by za pół godziny wyruszyć do USA. Nie gadam z Louisem, bo jak się okazało, to jego dziewczyna naskoczyła na mnie wtedy w Starbucks. On nie raczył jej nawet wytłumaczyć, że między nami nic nie ma.
-Liz –zwrócił się do mnie tata –tutaj masz swój bilet –podał mi go –Louie tutaj twój –on także dostał –Harry ten jest twój, Niall, Zayn i Liam wasze dostaniecie od Paula (ochroniarza), idźcie do niego –zwrócił się do nich i ciepło uśmiechnął.
-Możemy już wejść na pokład, skoro mamy bilety ?–zapytał Hazza.
-Tak, tylko się nie wystraszcie, siedzicie na tyłach, reszta zespołu jest z przodu, ale mam nadzieję, że to nie problem… -powiedział tata, patrząc swoim dziwnym wzrokiem szczególne na mnie. Ja natomiast modliłam się w duchu tylko o to, żeby nie siedzieć koło Louisa, bo nie wytrzymam tych jedenastu godzin.
-Dobra, idziemy? –zapytał Harry, spoglądając na mnie i Lou.
-Taa –odpowiedziałam.
Weszłam na pokład samolotu i oczywiście niebo i ziemia przeciwko mnie. Musiałam zająć miejsce między Lou, a Haroldem. Nie wiem, kto dał mi to miejsce, ale obiecuję, że jeśli się dowiem to zabiję.
-Mała przed tobą najlepsze jedenaście godzin w twoim życiu –Harry poruszył brwiami.
-Dlaczego niby? Przecież nie lubię latać samolotem…
-Spędzisz je ze mną kotku –cwaniacko się uśmiechnął.
-Zwymiotować też w razie czego na ciebie mogę? –odwzajemniłam jego uśmiech.
-Niee no, tak blisko to jeszcze nie jesteśmy –wcisnął swój zad w fotel i odwrócił głowę, patrząc przez okno.
-Prosimy zapiąć pasy –usłyszałam głos z głośników. Starty zawsze były dla mnie najgorsze, sama nie wiem dlaczego. Zawsze wtedy tak dziwnie wciska cię w fotel i różne uczucia krzątają ci się po głowie. Postanowiłam o niczym nie myśleć i zamknąć oczy, tak by przeżyć ten moment. Po dziesięciu minutach musieliśmy znajdować się już na odpowiedniej wysokości, bo stewardesa pozwoliła nam odpiąć pasy.
-No nie mów, że boisz się latać –uniósł brwi do góry.
-Nie lubię startów, resztę da się przeżyć –mrugnęłam do niego.
-Dobra, co będziemy robić? –zapytał.
-Nie wiem –wzruszyłam ramionami.
-Jestem głodny, mam ochotę na żelki…
-Idź do Nialla, on ma pewnie ze sobą całą lodówkę –zaproponowałam.
-Chora jesteś? –zapytał zdziwiony –I tak by mi nie dał, więc mam swoje –zaczął ruszać brwiami.
-Dobre posunięcie, jestem z ciebie dumna Styles. –zrobiłam minę uznania i poczęstowałam się jednym żelkiem od Harrego.
-Boo, chcesz jednego? –zapytał Harry.
-Nie dzięki –nawet na niego nie spojrzał, bo musiałby przy okazji spojrzeć na mnie.
-Coś ci jest? A może wy oboje ze sobą nie rozmawiacie? Mówcie, o co chodzi. –Harry założył nogę na nogę i podparł rękoma swoje kolana, udając terapeutę.
-O nic nie chodzi, stary coś ci się pomyliło… -tłumaczył Lou.
-Udowodnij, że się mylę –znowu ruszył brwiami.
-Jak niby? –zapytał zdziwiony Louis.
-Powiedz Liz, że jest ładna i ma piękny uśmiech.
-Nie –oburzył się Lou.
-Więc wszystko jasne. Wujek Harold miał rację.
-Harry ty jesteś głupi –skwitowałam.
-A ty co powiesz? Też mi wciśniesz kit, że wszystko okej? –zapytał.
-No ale skoro wszystko okej to co mam ci powiedzieć?
-No to powiedz Louisowi, że ma zniewalający uśmiech.
-No bo ma –ups, powiedziałam to na głos.
-A no to może faktycznie wszystko w porządku –Harry wrócił do poprzedniej pozycji i zaczął drapać się po głowie.
Lot bardzo się dłużył. Zdążyłam zagrać z Harrym w karty, obejrzeć film, zjeść 3 paczki żelków i nadal zostały nam jeszcze trzy godziny zanim wylądujemy w San Francisco.
-Dobra, ej nudzi mi się, idę spać –powiedział Harry.
-Ja w sumie też, i tak zmiana czasu źle na nas wpłynie –powiedziałam.
-W takim razie dobranoc –uśmiechnął się.
-Dobranoc.
Obudziłam się po dwóch i pół godzinie, na ramieniu Lou.
-Przepraszam, nie kontrolowałam tego gdzie śpię. –wytłumaczyłam, od razu podnosząc głowę.
-Nic nie szkodzi. –uśmiechnął się, przez co mogłam zobaczyć ten piękny uśmiech. Nic nie odpowiedziałam, tylko spojrzałam na śpiącego jeszcze Harolda. Zrobiłam zdjęcie, które po wylądowaniu z pewnością trafi do Internetu.

-Serdecznie dziękujemy za miły lot. Mamy nadzieję spotkać się z państwem wkrótce. Życzymy miłego pobytu w San Francisco  –stewardesa w końcu po jedenastu godzinach wypowiedziała te słowa, więc mogliśmy spokojnie opuścić samolot. Na lotnisku czekało mnóstwo fanów. Mimo, że byliśmy zmęczeni po tak długiej podróży, postanowiliśmy spędzić z nimi chwilę, robiąc sobie zdjęcia i rozdając autografy. Wiemy, że dużo dla nich to znaczy, więc nie odtrącamy ich i spędzamy z nimi jak najwięcej czasu się da.

-Idźcie do pokoi, porządnie się wyśpijcie i widzimy się jutro na śniadaniu. Macie co prawda dzień wolny, ale ustalimy parę zasad –powiedział Rob, rozdając nam karty otwierające pokoje. Na szczęście pokój hotelowy miałam zapewniony samotnie, co bardzo mnie cieszyło.
-To do jutra –rzuciłam chłopcom, zatrzymując się przy drzwiach od mojego pokoju. Weszłam do środka i ujrzałam przedpokój, z którego jedne drzwi prowadziły do sypialni, następie jedna futryna do salonu i drugie drzwi prawdopodobnie do łazienki. W SF była już godzina 23, więc postanowiłam zwalczyć zmianę czasu i pójść spać, robiąc jej na złość.
Mój sen nie fajnie zakończył się o piątej nad ranem. Wiedziałam, że i tak już nie zasnę, dlatego postanowiłam wziąć prysznic. Kiedy z niego wyszłam, zdecydowanie nie miałam co robić, bo jedyne, co wzięłam ze sobą do pokoju to telefon i jedna z walizek. Reszta rzeczy została w tour busie.  Spojrzałam przez okno, gdzie właśnie ukazał się przepiękny wschód słońca. Zabrałam więc telefon ze stolika nocnego i zrobiłam zdjęcie przepięknego krajobrazu. Od razu trafiło ono na twittera z dopiskiem:
‘’ @Liz_McClair : San Francisco wyglądasz pięknie podczas wschodu słońca (zdjęcie). Jedyna rzecz, która mi się nie podoba to zmiana czasu budząca mnie o 5am. Grr -.- ‘’.
Jako że faktycznie nie miałam żadnego lepszego zajęcia zostałam na portalu i odpowiadałam na tweety fanów. W Londynie było już popołudnie, więc spokojnie miałam komu odpisywać. Kiedy nacisnęłam przycisk pokazujący więcej tweetów, zobaczyłam jeden od Harrego.
Rozmowa Liz i Harrego na twitterze:
‘’ @Harry_Styles : @Liz_McClair Nienawidzę tego, że budzę się o 5 rano. Mogę grr –ać razem z tobą? Xx’’
‘’ @Liz_McClair: @Harry_Styles Styles Ty zawsze! ‘’.

Nic już nie odpisał, tylko usłyszałam pukanie do drzwi.
-Co ty tu? –zapytałam z ręcznikiem na głowie.
-Jak to co? Grr-am z tobą –poruszył brwiami.
-Aaa, no to wchodź –zaprosiłam go do środka.
-A reszta jeszcze śpi?
-Taa, wstaną za jakąś godzinę –odpowiedział, rzucając się na łóżko.
-Skąd to wiesz? Nie mów, że masz zamiar ich jakoś bezczelnie obudzić –uniosłam brwi do góry.
-Nie, nie tym razem. Zawsze wstają po siedmiu godzinach snu w Ameryce, takie życie. Hahaha zrymowałem –wypiął pierś do góry, będąc z siebie dumny.
-Taa Styles, jesteś niesamowity –powiedziałam z sarkazmem, siadając koło niego.
-Ej, ej, ej nie za blisko? –zapytał, wytrzeszczając oczy.
-Harry, przykro mi, ale wiesz, że między nami nic, a nic nie będzie –powiedziałam patrząc na niego, po czym od razu przeniosłam swój wzrok na inny punkt.
-Wiem, wolisz Lou –uśmiechnął się.
-Nie?
-Tak.
-Nie.
-Tak.
-Dobra koniec –odwróciłam się z rękoma na piersiach.
-A więc jednak.
-Styles skończ mnie wkurzać! Powiedziałam że nie? No więc nie.
-Yhym jasne… Widzę jak na niego patrzysz, on z resztą mierzy cię tym samym wzrokiem –znów poruszył brwiami.
-Tak, oczywiście. Ten twój świat i twoje kredki. Zawsze widzisz wszystko tak jak chcesz? –zapytałam z ironią.
-Nie, zawsze widzę wszystko tak jak JEST. – zaakcentował ostatni wyraz i głupkowato się uśmiechnął.
-W takim razie widzisz ten palec, który pokazuje ci drzwi –wskazałam palcem wskazującym na wyjście.
-Ale jak to? –zapytał z miną szczeniaczka.
-No przecież widzisz wszystko tak jak jest –cwaniacko się uśmiechnęłam, sprawiając, że Harry z tupotem wyszedł z mojego pokoju. 

* * 
Mamy sobie w końcu siódemkę :) 
Na lovewith1d.blogspot.com  też znajdziecie już nowy rozdział. 
Mam nadzieję, że wszystkim się podoba, a jeśli tak to mile widziany komentarz. 
Much love :) xx

piątek, 13 lipca 2012

Sześć


Wstałam z łóżka, na szczęście mogąc już chodzić. Musiałam sobie tylko coś nadwyrężyć. Poszłam do garderoby poszukać coś na dzisiejsze próby, w końcu padło na zielone rurki, białą bokserkę i szary sweter.  Zabrałam ubrania do łazienki, gdzie wzięłam prysznic i się ubrałam. Po chwili schodziłam już po schodach.
-O Liz, jak noga?- zapytał tata, podając mi talerz z naleśnikami.
-Dobrze już nie boli, ale wole jak na razie nie zakładać szpilek.
-Dobrze poproszę Amelię, żeby przygotowała ci coś z trampkami na wieczór.
-Dziękuję. – powiedziałam.
Po śniadaniu pojechaliśmy na arenę, gdzie miał się odbyć dzisiejszy koncert. Śpiewałam dobre 2 godziny, poczym poszłam na upragnioną przerwę. Niestety trwała ona tylko 5 minut i ledwo co zdążyłam się napić i wejść do łazienki, a już wołali mnie na scenę. Po może jakieś godzinie tata zawołał mnie na przymiarkę stroi. Później graliśmy z Markiem na x-boxie, aż wreszcie nadszedł czas koncertu, nigdzie jednak nie widziałam żadnego z chłopców, więc pewnie nie przyjdą dziś oglądać mnie na scenie.
-Przywitajcie ją wielkimi brawami! –usłyszałam z głośników i wybiegłam na scenę, we wcześniej przygotowanych przez Amelię balerinach. Po pół godzinie nadszedł czas przerwy. Zeszłam więc ze sceny, popijając wodę.
-Jak noga? –zapytał, przechodzący akurat obok ojciec.
-Wszystko w porządku. Ile mam przerwy? –zapytałam, nie sprawdzając wcześniej 'grafika'.
-Piętnaście minut, potem musisz iść na górę, bo zaczynasz śpiewać z balkonu, a resztę znasz.
-Wiem, wszystko wiem –uśmiechnęłam się i zaczęłam podążać w stronę swojej garderoby.
-Liz, masz gościa w garderobie –złapał mnie jeszcze, zanim przekroczyłam próg korytarza. Nie miałam jednak zbytnio czasu na pytanie kto to, bo przerwa jest tym, czego akurat w tym momencie potrzebuję. Pewnie to i tak tylko Mark. Weszłam do garderoby i zobaczyłam Louisa, co w sumie mnie zdziwiło, bo nigdzie nie widziałam reszty chłopców.
-Czeeeść –powiedziałam niepewnie.
-Hej, jak tam?
-Dobrze, a tam?
-Nieźle –uśmiechnął się.
-Gdzie reszta?
-Czy ty na serio uważasz, że ja jestem z nimi tak blisko, że wszędzie razem chodzimy i nigdzie nie ruszamy się bez siebie? –powiedział wszystko jednym tchem.
-Nie? –odpowiedziałam ,jednocześnie nie będąc pewna tej odpowiedzi.
-Okej, czyli tak.
-Nie, no dobra zdecydowane nie –odpowiedziałam śmiejąc się –a tak zupełnie serio, gdzie ich masz?
-Jestem tylko z Niallem, poszedł znaleźć coś do jedzenia.
-Aaa, a nie wolałbyś spędzić tego wieczoru ze swoją dziewczyną? –w końcu zadałam to pytanie.
-Nie, jakoś nie mam ochoty spędzać z nią ostatnio czasu – wyczułam między nimi nieporozumienie, więc nie odpowiedziałam mu żadną docinką.
-Wiesz ja już muszę lecieć –wskazałam ręką na drzwi, w których nagle pojawił się Niall –o cześć –przywitałam się –jak już mówiłam lecę, bo kończy mi się przerwa. Jeśli chcecie to idźcie za scenę, tam widać lepiej niż w tych mini telewizorkach, które są dosłownie wszędzie –zaśmiałam się.
-Jasne, leć. Tylko mi powiedz, gdzie masz jakiś bufet bo umieram z głodu. –Niall chwycił się za brzuch.
-Pokój obok –wskazałam ręką na ścianę, za którą faktycznie znajdował się bufet. Nialla momentalnie nie było w mojej garderobie, więc podejrzewam, że naprawdę był głodny.
-Przepraszam cię, ale ja na serio muszę już iść –zwróciłam się do Lou.
-Wiem, wiem. Też w tym siedzę, wiem jak z czasem..–poruszył brwiami.

*kilka dni później*
-Cześć młoda, chcesz może iść na zakupy?
-Jes, mówiłam ci, że nie  masz nazywać mnie młoda – oburzyłam się.
-Dobra, to był ostatni raz. A co do pytania, idziemy na jakieś zakupy? Mam dwa dni wolnego i jestem w Londynie, postanowiłam się z tobą spotkać, bo nie wiadomo, kiedy będziemy miały następną okazję.
-Wiem, ja też jestem cały czas zajęta… Jeśli chodzi o zakupy, to zawsze jestem gotowa –uśmiechnęłam się sama do siebie.
-W takim razie za 10 minut po ciebie jestem.
-Okej, czekam –rozłączyłam się i zeszłam na dół –Tato jadę z Jessie na zakupy, wrócę wieczorem.
-A ona nie ma trasy? –zapytał zdziwiony.
-Ma dwa dni wolnego aktualnie, więc mamy okazję, żeby się spotkać…
-Jasne, leć. A i Liz, dzwonił Mark, chce się spotkać, ale tylko ze mną. Powiedział, że ma jakąś ważną sprawę.
-No to jeśli tylko z tobą, to w czym problem? –zapytałam, nie ogarniając, o co chodzi tacie.
-Mówię, żebyś w razie czego nie zdziwiła się, jeśli tutaj przyjdzie.
-Już mnie to nie dziwi –poklepałam go po ramieniu i udałam się do wyjścia, rzucając tylko krótkie 'pa'.
Jessie czekała już pod moim domem, więc szybko wpakowałam się do jej samochodu i ruszyłyśmy w stronę centrum. Chodziłyśmy po galerii dobre dwie godziny, nosząc przy tym pełne siatki zakupów. Normalne więc było, że czułyśmy się zmęczone, dlatego usiadłyśmy w pobliskim Starbucks.
-Jakie plany na przyszłość? –zapytała Jes.
-Może jak na razie odczepisz się od obcych chłopaków? –przy naszym stoliku pojawiła się jakaś laska.
-Co proszę? –zapytałam zdziwiona.
-Nazwisko Tomlinson nic ci nie mówi? –odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-Jej znajomi to jej znajomi, odczep się dziewczynko .–odpowiedziała jej Jessie.
-Jeszcze raz zbliżysz się do Louisa to ci wszystkie kłaki powyrywam, obiecuję –powiedziała przez zaciśnięte zęby i posłusznie się oddaliła.
-Kto to był? –zapytała Jessie.
-Żebym ja to jeszcze wiedziała…
-A o co chodzi z Louisem? Dobrze słyszałam?
-Jedyny Louis jakiego znam to ten z One Direction. Ma dziewczynę, ale z tego co wiem ostatnio trochę się kłócą. Nie mam zamiaru się wtrącać, więc nie wnikam w bardziej prywatne sprawy chłopców.
-Dziewczyno, przecież to musiała być jego laska, bo inaczej nie naskoczyłaby tak na ciebie, nie uważasz? –nagle zauważyłam, że dziewczyna która przed chwilą się na mnie wydarła, wraca.
-Jeszcze jedno. Nie chcę więcej widzieć takich zdjęć w gazetach, bo się nie pozbierasz… -zaczęła.
-To groźba? –zapytałam, wstając z miejsca.
-Na razie ostrzeżenie, groźby będą później – wrednie się uśmiechnęła i rzuciła gazetą na stół. Nie chciałam, żeby doszło do czegoś więcej niż tylko wymiana słów dlatego usiadłam zaraz po tym, jak dziewczyna ponownie się oddaliła.
-No nieźle, nieźle –zaczęła Jessie –nie mówiłaś, że już się całowaliście.
-Co? –zapytałam zdziwiona –pokaż to –wyrwałam jej magazyn z rąk. Zobaczyłam zdjęcie, na którym ja i Lou się całujemy. Musiało być zrobione, kiedy wybiegł za mną z Nando’s. Wcale nie myślałam wtedy, że śledził nas jakiś paparazzi –no to pięknie –skwitowałam.
-Dobra, dobra nie denerwuj się, będzie dobrze –zaczęła mnie pocieszać Jes –może sprostuj to jakoś...
-Jedyne co w tej sytuacji mogę zrobić to wejść na twittera i napisać, że nic nas nie łączy…
-No to zrób to i to jak najszybciej –posłuchałam rady i wyciągnęłam telefon z torebki. Wysłałam tweeta:

''@Liz_McClair : Nie czytajcie brukowców, bo piszą nieprawdę… W każdym bądź razie jestem bardzo podekscytowana faktem, że już za niecały miesiąc będę miała okazję wystąpić z @onedirection #cantwait !!''
-Dobra, mam nadzieję, że ludzie skapną się o co chodzi… -schowałam telefon do torebki –chyba będziemy się już zbierać, mam dosyć wrażeń jak na jeden dzień –powiedziałam, dopijając ostatni łyk kawy. 

* * *
Hejka, 
macie nowy rozdział :) Mam nadzieję, że się podoba, jak dla mnie lekko nudny, ale następne będą lepisze, obiecuję :) 
Jeśli czytacie, to dajcie znak w komentarzu i mam do Was jeszcze jedno pytanie, a mianowicie, czy nie wolelibyście, żeby rozdziały były dodawane częściej? Może będą wtedy nieco krótsze... 
Jeśli wolicie to napiszcie w komentarzu! :) 

piątek, 6 lipca 2012

Pięć


-Dalej chłopcy, fanki czekają – pośpieszył ich, cały czas uśmiechnięty ochroniarz. Ile ja bym dała, żeby takiego mieć, jeśli chodzi o Marka to cały czas jest sztywny, dopiero kiedy jesteśmy sam na sam, robi się normalny.
-Idziemy, idziemy! –zaczął wykrzykiwać Niall.
-Dajcie z siebie wszystko –powiedziałam i udałam się za scenę.
-Dziś to chyba musimy podwójnie, przecież mamy specjalnego gościa. –poruszył brwiami Zayn, a reszta pośpiesznie udała się na scenę –Jeszcze raz przepraszam za tamto pytanie, nie powinienem...
-Daj spokój, skąd mogłeś wiedzieć. A teraz idź już na scenę –lekko go popchnęłam.

Chłopcy dali naprawdę świetny koncert. Muszę się przygotować na niezłą konkurencję… Nie, żartuję, ale są naprawdę świetni i widać, że kochają to, co robią.
W przerwach myślałam o trasie, nie wiem czy się zgodzić...

Siedziałam właśnie w garderobie, czekając na chłopców, którzy rozdawali autografy fanom, kiedy telefon zaczął dzwonić: ‘Tatuś <3’
- Tak?
- Hej. Kiedy wrócisz do domu? – zapytał.
- Czekam właśnie na chłopaków, zaraz powinni przyjść i będziemy się zbierać, a co?- odpowiedziałam.
- Zaproś ich na kolacje do nas. I nie chcę przyjąć odmowy. Będzie też ich manager bo mamy coś do omówienia.  A i ogarnij ich trochę, to będzie poważne spotkanie.
-Dobrze. Powinniśmy być za jakieś pół godziny.
-Czekam, pa. – powiedział i rozłączył się.
Poczekałam jeszcze z pięć minut i wreszcie drzwi się otworzyły. Ujrzałam w nich piątkę roześmianych chłopaków w garniturach, bo tak ubrani kończą koncert.
- Jest sprawa. – powiedziałam, a im miny zbledły- Jedziemy do mnie na kolacje. Ale sprawa jest poważna. Będzie tam mój tata, wasz manager i do tego najgorsze: mam was ogarnąć. – i wszyscy zaczęliśmy się śmiać. – a tak serio to za dwadzieścia minut mamy być u mnie.
-Trzeba się zbierać. – powiedział Lou – sam dojazd zajmie nam piętnaście minut.
Jechaliśmy tak, jak do kręgielni. Lou obok niego ja a reszta z tyłu. Zakładali się, co będzie na kolacje.
-A ty jak myślisz?- spytałam Louisa.
-O czym myślę?
-Co będzie na kolację.
-Twój tata umie gotować ?
-Trochę…
-Więc podejrzewam spaghetti.
-Wiesz, że ja też.
-To dajesz, zakładamy się z tymi z tyłu ? – jedną ręką wskazał na tyły.
-Jasne.
-Ej chłopaki mamy zakład! –krzyknął Louis.
-Jaki? –zapytał, od razu ożywiony Niall.
-Co przewidujecie na kolację? –zapytałam.
-Pizza! –usłyszeliśmy jeden, zgrany chór.
-A my dajemy na spaghetti. Przyjmujecie ?
-Jasne. O co?
-Znając mojego tatę będziemy mieli posprzątać po kolacji… więc przegrani sprzątają. Co wy na to?
-Jasne, że się zgadzamy.
Resztę drogi chłopacy krzyczeli, że wygrają zakład. Do mojego domu przyjechaliśmy po 5 minutach.
- Tato już jesteśmy.
- Dobrze.
- Proszę pana co na kolacje? – zapytał Niall.
- Pizza własnej roboty. – powiedział tata.
- Tato… Zawsze robiłeś spaghetti na takie okazje, a teraz co... – powiedziałam smutna.
- Przepraszam, ale myślałem, że chłopakom bardziej zasmakuje pizza niż spaghetti.
- To wasza wina. – powiedziałam, wskazując ręką na chłopaków.
- Lizzie idź się przebrać, masz coś na łóżku. –powiedział tata.
Poszłam do pokoju, a na łóżku zobaczyłam piękną fioletową sukienkę z czarnymi szpilkami. Założyłam ją i poprawiłam makijaż. Schodząc po schodach czułam wzrok każdego z mężczyzn zebranych w pokoju skierowany w moją stronę.
- Wow… - zaczął Lou.
- Wyglądasz … – powiedział Niall.
- Zjawiskowo. – dokończył Zayn, podchodząc do mnie i podając rękę.
- Dziękuję. – powiedziałam.

Po skończonym posiłku tata zaczął przemówienie :
- Więc zebraliśmy się dzisiaj tutaj, aby… - powiedział z powagą.
- Tato..  mógłbyś do konkretów?- powiedziałam, a reszta się zaśmiała.
- Dobrze, więc wiecie już, że Liz miała wyjechać w trasę koncertową po Ameryce, gdy byłem dzisiaj w wytwórni kazało się, że to także wytwórnia One Direction. Pogadaliśmy trochę z Robem i stwierdziliśmy, że jeśli było by dla was lepiej możecie wyruszyć w trasę razem. O ile chcecie... – każdy miał zszokowaną minę, ale już po chwili przytulaliśmy się z chłopakami, skacząc ze szczęścia. Szczerze, to teraz chcę jechać w tą trasę, przynajmniej będę miała tych idiotów koło siebie. Staliśmy tak około pięciu minut.
- Dobra to kto sprząta po kolacji?- zapytał tata, a chłopcy przenieśli wzrok na mnie i na Lou.
- My – powiedzieliśmy zrezygnowani, udając się do kuchni, z rękoma pełnymi brudnych talerzy.
-Ja myję –zgłosiłam się, wkładając ręce do zlewu pełnego wody z wielką pianą.
-O nie, ja zmywam, ty wycierasz –sprzeciwił się.
-Serio chcesz się kłócić? –uniosłam brwi do góry, Louis tylko twierdząco pokiwał głową –Dobra masz –rzuciłam w niego pianą –odechce ci się zmywać – zaczęłam triumfalnie się śmiać.
-Do twarzy ci z mokrymi włosami i z pianą na nosie – uśmiechnął się.
Po chwili oboje byliśmy już cali mokrzy, pech chciał, że miałam na sobie te cholerne szpilki, więc poślizgnęłam się na mokrej podłodze, wyginając sobie przy tym nogę.
-Co jest? –zapytał, podbiegając do mnie.
-Nie wiem –odpowiedziałam, ściągając buty –to te cholerne szpilki, ała –zaczęłam stękać z bólu, który rozsadzał mi nie tylko kostkę, ale całą nogę.
-Dobra, musimy ci to czymś posmarować, gdzie masz apteczkę?
-W szafce do góry –wskazałam palcem na to miejsce. Louis pośpiesznie wstał i wyciągnął apteczkę. Później posmarował mi kostkę maścią i opatrzył ją bandażem.
-Jedźmy lepiej do szpitala, to może być coś poważnego. –powiedział zaniepokojony.
-Nie, nie, będzie okej, pomóż mi tylko wstać. –szybko wyciągnął rękę, by mi pomóc –O, dzięki –zaczęłam utykać, nie radząc sobie z chodzeniem.
-No dobra, chodź tu –podszedł do mnie, biorąc na ręce.
-Louis postaw mnie na ziemi, dam sobie radę.
-Tak, tak wyjdziesz stąd za rok –uśmiechnął się i zaczął dreptać.
-Liz, co się stało? –zapytał tata, widząc mnie na rękach Lou. Potem zobaczył także kostkę.
-To nic, będzie dobrze –powiedziałam.
-Liz jutro masz występ, nie wyjdziesz na scenę ze skręconą kostką –powiedział zaniepokojony –musi to zobaczyć lekarz.
-Tato wszystko będzie dobrze, tylko weźcie mnie w końcu postawcie! –wydarłam się, mając dość tego, że teraz to on trzyma mnie na pół z Louisem.
-Dobra zaniosę cię do góry, a potem zbieramy się chłopaki –Louis zwrócił się do zgrai rozwalającej mój salon i próbującego ogarnąć ich Roba.

W końcu dotarliśmy do mojego pokoju. Louis położył mnie na łóżku i zaczął oglądać zdjęcia leżące na biurku.
-To twoja mama? –zapytał, podnosząc jej zdjęcie, ja tylko przytaknęłam –jesteś do niej podobna –uśmiechnął się.
-Każdy, kto był w tym pokoju mi to powiedział. –odpowiedziałam. –ale nie gadajmy o tym, okej?
-Jasne –odpowiedział, siadając koło mnie. –przepraszam.
-Za co? –zapytałam zdezorientowana.
-Za to, że zapytałem  twoją mamę i za to, że skręciłem ci kostkę.
-Przecież tego nie zrobiłeś.
-Kobieto, oboje dobrze wiemy, że prędzej, czy później i tak to na mnie zwalisz, więc żeby nie było, przepraszam już teraz. –zaśmiał się.
-Nie zwalę, to nie twoja wina –odwzajemniłam uśmiech.
-Dzięki. Wiesz, ja muszę już lecieć, późno się zrobiło. Zobaczymy się jutro?
-Będziemy się teraz spotykać codziennie?
-A dlaczego nie? Chyba się lubimy, co?
-No nie wiem. Ja was lubię, nie wiem jak wy mnie… -zaśmiałam się.
-My, a w każdym bądź razie na pewno ja cię lubię, więc możemy się spotykać nawet kilka razy dziennie. Mnie to nie przeszkadza.
-To świetnie, a co do jutra, to raczej się nie wyrobię, bo od rana będę już w arenie. Jeśli chcecie, to po prostu przyjdźcie na próbę i koncert –uśmiechnęłam się.
-Dobra, pogadam jeszcze z chłopakami, a ty dbaj o nogę. –odwzajemnił uśmiech i wyszedł z pokoju. Po kilku minutach przyszedł tata.
-Możesz mi powiedzieć, co wy tam robiliście. Cała kuchnia pływa, a ty masz skręconą kostkę. Nie rozumiesz, że musisz wyjść jutro na scenę?
-Tato, nie zachowuj się tak, jakby zależało ci tylko na tym, że zarabiam pieniądze. Jestem tylko człowiekiem i takie rzeczy się zdarzają.
-Tak, a ten Louis to co? Dobrze się bawiliście, topiąc kuchnię? Bo chyba jego dziewczynie się to nie spodoba.
-Co? –zapytałam, nie wiedząc o kim właściwie mówi tata.
-Nie słyszałaś o niejakiej Eleanor? To dziewczyna Louisa. –przypomniały mi się słowa Nialla, o problemie Louisa.
-Co? –powtórzyłam pytanie.
-Powiedz, kiedy skończysz zadawać te same pytania. Wtedy wrócę i pogadamy spokojnie.

Przecież kiedy zapytałam na kręgielni, który z nich ma dziewczynę, tylko Liam odpowiedział. Skoro Louis też się z kimś spotyka mógł mi chyba powiedzieć. To raczej nie tajemnica, skoro wie o tym cały świat.

* * *
Część piąta gotowa! Mam nadzieję, że ktoś to czyta, a jeśli już czyta, to że się podoba. Mamy wakacje, więc podejrzewam, że rozdziały będą publikowane popołudniami, a nie wieczorami :) 
Uwagi, zastrzeżenia piszecie w komentarzach lub na twitterze: 
@DayDream_x33 -Marta

Lots of love,
Bye :*