piątek, 13 lipca 2012

Sześć


Wstałam z łóżka, na szczęście mogąc już chodzić. Musiałam sobie tylko coś nadwyrężyć. Poszłam do garderoby poszukać coś na dzisiejsze próby, w końcu padło na zielone rurki, białą bokserkę i szary sweter.  Zabrałam ubrania do łazienki, gdzie wzięłam prysznic i się ubrałam. Po chwili schodziłam już po schodach.
-O Liz, jak noga?- zapytał tata, podając mi talerz z naleśnikami.
-Dobrze już nie boli, ale wole jak na razie nie zakładać szpilek.
-Dobrze poproszę Amelię, żeby przygotowała ci coś z trampkami na wieczór.
-Dziękuję. – powiedziałam.
Po śniadaniu pojechaliśmy na arenę, gdzie miał się odbyć dzisiejszy koncert. Śpiewałam dobre 2 godziny, poczym poszłam na upragnioną przerwę. Niestety trwała ona tylko 5 minut i ledwo co zdążyłam się napić i wejść do łazienki, a już wołali mnie na scenę. Po może jakieś godzinie tata zawołał mnie na przymiarkę stroi. Później graliśmy z Markiem na x-boxie, aż wreszcie nadszedł czas koncertu, nigdzie jednak nie widziałam żadnego z chłopców, więc pewnie nie przyjdą dziś oglądać mnie na scenie.
-Przywitajcie ją wielkimi brawami! –usłyszałam z głośników i wybiegłam na scenę, we wcześniej przygotowanych przez Amelię balerinach. Po pół godzinie nadszedł czas przerwy. Zeszłam więc ze sceny, popijając wodę.
-Jak noga? –zapytał, przechodzący akurat obok ojciec.
-Wszystko w porządku. Ile mam przerwy? –zapytałam, nie sprawdzając wcześniej 'grafika'.
-Piętnaście minut, potem musisz iść na górę, bo zaczynasz śpiewać z balkonu, a resztę znasz.
-Wiem, wszystko wiem –uśmiechnęłam się i zaczęłam podążać w stronę swojej garderoby.
-Liz, masz gościa w garderobie –złapał mnie jeszcze, zanim przekroczyłam próg korytarza. Nie miałam jednak zbytnio czasu na pytanie kto to, bo przerwa jest tym, czego akurat w tym momencie potrzebuję. Pewnie to i tak tylko Mark. Weszłam do garderoby i zobaczyłam Louisa, co w sumie mnie zdziwiło, bo nigdzie nie widziałam reszty chłopców.
-Czeeeść –powiedziałam niepewnie.
-Hej, jak tam?
-Dobrze, a tam?
-Nieźle –uśmiechnął się.
-Gdzie reszta?
-Czy ty na serio uważasz, że ja jestem z nimi tak blisko, że wszędzie razem chodzimy i nigdzie nie ruszamy się bez siebie? –powiedział wszystko jednym tchem.
-Nie? –odpowiedziałam ,jednocześnie nie będąc pewna tej odpowiedzi.
-Okej, czyli tak.
-Nie, no dobra zdecydowane nie –odpowiedziałam śmiejąc się –a tak zupełnie serio, gdzie ich masz?
-Jestem tylko z Niallem, poszedł znaleźć coś do jedzenia.
-Aaa, a nie wolałbyś spędzić tego wieczoru ze swoją dziewczyną? –w końcu zadałam to pytanie.
-Nie, jakoś nie mam ochoty spędzać z nią ostatnio czasu – wyczułam między nimi nieporozumienie, więc nie odpowiedziałam mu żadną docinką.
-Wiesz ja już muszę lecieć –wskazałam ręką na drzwi, w których nagle pojawił się Niall –o cześć –przywitałam się –jak już mówiłam lecę, bo kończy mi się przerwa. Jeśli chcecie to idźcie za scenę, tam widać lepiej niż w tych mini telewizorkach, które są dosłownie wszędzie –zaśmiałam się.
-Jasne, leć. Tylko mi powiedz, gdzie masz jakiś bufet bo umieram z głodu. –Niall chwycił się za brzuch.
-Pokój obok –wskazałam ręką na ścianę, za którą faktycznie znajdował się bufet. Nialla momentalnie nie było w mojej garderobie, więc podejrzewam, że naprawdę był głodny.
-Przepraszam cię, ale ja na serio muszę już iść –zwróciłam się do Lou.
-Wiem, wiem. Też w tym siedzę, wiem jak z czasem..–poruszył brwiami.

*kilka dni później*
-Cześć młoda, chcesz może iść na zakupy?
-Jes, mówiłam ci, że nie  masz nazywać mnie młoda – oburzyłam się.
-Dobra, to był ostatni raz. A co do pytania, idziemy na jakieś zakupy? Mam dwa dni wolnego i jestem w Londynie, postanowiłam się z tobą spotkać, bo nie wiadomo, kiedy będziemy miały następną okazję.
-Wiem, ja też jestem cały czas zajęta… Jeśli chodzi o zakupy, to zawsze jestem gotowa –uśmiechnęłam się sama do siebie.
-W takim razie za 10 minut po ciebie jestem.
-Okej, czekam –rozłączyłam się i zeszłam na dół –Tato jadę z Jessie na zakupy, wrócę wieczorem.
-A ona nie ma trasy? –zapytał zdziwiony.
-Ma dwa dni wolnego aktualnie, więc mamy okazję, żeby się spotkać…
-Jasne, leć. A i Liz, dzwonił Mark, chce się spotkać, ale tylko ze mną. Powiedział, że ma jakąś ważną sprawę.
-No to jeśli tylko z tobą, to w czym problem? –zapytałam, nie ogarniając, o co chodzi tacie.
-Mówię, żebyś w razie czego nie zdziwiła się, jeśli tutaj przyjdzie.
-Już mnie to nie dziwi –poklepałam go po ramieniu i udałam się do wyjścia, rzucając tylko krótkie 'pa'.
Jessie czekała już pod moim domem, więc szybko wpakowałam się do jej samochodu i ruszyłyśmy w stronę centrum. Chodziłyśmy po galerii dobre dwie godziny, nosząc przy tym pełne siatki zakupów. Normalne więc było, że czułyśmy się zmęczone, dlatego usiadłyśmy w pobliskim Starbucks.
-Jakie plany na przyszłość? –zapytała Jes.
-Może jak na razie odczepisz się od obcych chłopaków? –przy naszym stoliku pojawiła się jakaś laska.
-Co proszę? –zapytałam zdziwiona.
-Nazwisko Tomlinson nic ci nie mówi? –odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-Jej znajomi to jej znajomi, odczep się dziewczynko .–odpowiedziała jej Jessie.
-Jeszcze raz zbliżysz się do Louisa to ci wszystkie kłaki powyrywam, obiecuję –powiedziała przez zaciśnięte zęby i posłusznie się oddaliła.
-Kto to był? –zapytała Jessie.
-Żebym ja to jeszcze wiedziała…
-A o co chodzi z Louisem? Dobrze słyszałam?
-Jedyny Louis jakiego znam to ten z One Direction. Ma dziewczynę, ale z tego co wiem ostatnio trochę się kłócą. Nie mam zamiaru się wtrącać, więc nie wnikam w bardziej prywatne sprawy chłopców.
-Dziewczyno, przecież to musiała być jego laska, bo inaczej nie naskoczyłaby tak na ciebie, nie uważasz? –nagle zauważyłam, że dziewczyna która przed chwilą się na mnie wydarła, wraca.
-Jeszcze jedno. Nie chcę więcej widzieć takich zdjęć w gazetach, bo się nie pozbierasz… -zaczęła.
-To groźba? –zapytałam, wstając z miejsca.
-Na razie ostrzeżenie, groźby będą później – wrednie się uśmiechnęła i rzuciła gazetą na stół. Nie chciałam, żeby doszło do czegoś więcej niż tylko wymiana słów dlatego usiadłam zaraz po tym, jak dziewczyna ponownie się oddaliła.
-No nieźle, nieźle –zaczęła Jessie –nie mówiłaś, że już się całowaliście.
-Co? –zapytałam zdziwiona –pokaż to –wyrwałam jej magazyn z rąk. Zobaczyłam zdjęcie, na którym ja i Lou się całujemy. Musiało być zrobione, kiedy wybiegł za mną z Nando’s. Wcale nie myślałam wtedy, że śledził nas jakiś paparazzi –no to pięknie –skwitowałam.
-Dobra, dobra nie denerwuj się, będzie dobrze –zaczęła mnie pocieszać Jes –może sprostuj to jakoś...
-Jedyne co w tej sytuacji mogę zrobić to wejść na twittera i napisać, że nic nas nie łączy…
-No to zrób to i to jak najszybciej –posłuchałam rady i wyciągnęłam telefon z torebki. Wysłałam tweeta:

''@Liz_McClair : Nie czytajcie brukowców, bo piszą nieprawdę… W każdym bądź razie jestem bardzo podekscytowana faktem, że już za niecały miesiąc będę miała okazję wystąpić z @onedirection #cantwait !!''
-Dobra, mam nadzieję, że ludzie skapną się o co chodzi… -schowałam telefon do torebki –chyba będziemy się już zbierać, mam dosyć wrażeń jak na jeden dzień –powiedziałam, dopijając ostatni łyk kawy. 

* * *
Hejka, 
macie nowy rozdział :) Mam nadzieję, że się podoba, jak dla mnie lekko nudny, ale następne będą lepisze, obiecuję :) 
Jeśli czytacie, to dajcie znak w komentarzu i mam do Was jeszcze jedno pytanie, a mianowicie, czy nie wolelibyście, żeby rozdziały były dodawane częściej? Może będą wtedy nieco krótsze... 
Jeśli wolicie to napiszcie w komentarzu! :) 

1 komentarz:

  1. Podoba mi się twoje opowiadanie i według mnie to możesz dodawać rozdziały codziennie :D
    Nie , no fajnie by było , gdybyś dodawała częściej ;)
    Czekam na next`a . Z tego co tu teraz czytam to będzie się działo xD
    A i fajnie by było , gdyby Liz była z Lou <33

    OdpowiedzUsuń