piątek, 22 czerwca 2012

Trzy


Dojechałam dokładnie o 13, bo były małe korki. Weszłam do MSC i zobaczyłam chłopców robiących sobie zdjęcie z fanką.
-Cześć. – przywitałam się.
-Ooo Hej. – odpowiedzieli.
-Ładnie wyglądasz. – powiedział Louis? Chyba tak.
- Dziękuję. – zarumieniłam się- dobra jakiego shake’a polecacie ?- zapytałam podchodząc do kasy.
-1D shake jest najlepszy.
-Wow. Już nawet macie swojego shake’a?- zaśmiałam się- Dobra to poproszę 1D shake. – powiedziałam, wyciągając pieniądze z kieszeni.
- O nie. My zaprosiliśmy, więc my płacimy.- powiedział blondasek.
- Ale…
- Nie ma żadnego ale. – wszedł mi w słowo.
- Dziękuję –powiedziałam, i dałam mu buziaka w policzek, bo to właśnie on zapłacił za mój napój.
- Ej my też chcemy – powiedzieli i wystawili policzki.
- A zasłużyliście? – Zapytałam i zaśmiałam się.

Kiedy tutaj jechałam, myślałam, że nie będziemy mieli o czym gadać. Jednak myliłam się, tematów nie brakowało, a rozmowa była luźna. Dowiedziałam się, że chłopcy oglądali mój dzisiejszy twitcam i spodobało im się to jak poprosiłam fanów, żeby follownęli Julie.  Nagle mój telefon zadzwonił. Spojrzałam na wyświetlacz - ‘Tatuś <3’
- Halo ?
- Liz gdzie ty jesteś ?- zapytał.
- No w MilkShake City.
- Za 10 minut zaczyna się twoja próba.
- Przepraszam, straciłam poczucie czasu. Już jadę. Pa. – rozłączyłam się- przepraszam chłopcy, ale muszę już iść. Może w ramach podziękowania przyjdziecie na mój koncert ?- zapytałam.
 - Jasne. –odpowiedzieli uśmiechnięci.
- Później wyśle wam adres a teraz muszę lecieć. Pa. – wyszłam nie czekając na odpowiedź.
Do hali dojechałam w niecałe 10 minut. Wyleciałam, jak najprędzej tylko się dało z samochodu i wleciałam na scenę.
- Przepraszam, za spóźnienie. – powiedziałam zdyszana.
- Dobra jest komplet więc zacznijcie może tą próbę. –powiedział chyba troszkę na mnie zły ojciec.
Po tych słowach wzięłam łyk wody i zaczęłam śpiewać. Po półgodzinie postanowiliśmy zrobić przerwę. Wysłałam wtedy smsa na numer, z którego dzwonił do mnie Liam. Zawarte było w nim kiedy, gdzie i o której jest koncert. Po chwili dostałam potwierdzenie, że przyjdą. Postanowiłam poszukać Marka albo tatę i powiedzieć im o gościach na dzisiejszy koncert, żeby później ich wpuścili. Gdy wreszcie znalazłam Marka i powiedziałam mu o zaproszeniu, nie był szczególnie zadowolony ale przyjął zadanie, o poinformowaniu ochrony o dodatkowych gościach. I tak o to moja półgodzinna  przerwa się skończyła.  Śpiewałam jeszcze półgodziny, później poszłam się przygotować- make-up i takie tam. Chwilę przed koncertem wraz z moim zespołem wykonaliśmy nasz ‘rytuał ‘ jak zawsze przed występem, a mianowicie zjedliśmy po jednym czerwonym i jednym zielonym żelku, a potem jak zwykle krzyknęłam: ‘Let’s do this poo’.
Równo o 18, gdy głos zapowiedział mnie fani zaczęli głośniej piszczeć. Było można usłyszeć nuty pierwszej piosenki, gdy wbiegłam na scenę. Po półgodzinie zeszłam na pięciominutową przerwę. Poprawiłam makijaż i wróciłam na scenę. Koncert trwał jeszcze godzinę wliczając bisy. Po trzecim udałam się do garderoby. Ściągałam buty gdy ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę – krzyknęłam.
- Liz, One Direction chciało by się z tobą widzieć. – Powiedział Mark stojący w drzwiach.
- Niech wejdą. – powiedziałam, a po chwili weszli do mojej garderoby – cześć chłopcy.
- Witamy panią supergwiazdę. – powiedział Niall.
- Podobało się ?- zapytałam.
- Byłaś niesamowita. – powiedział Lou podchodząc do mnie i przytulając. Po chwili jednak znalazłam się nad ziemią – Przepraszam, emocje.  – powiedział, z powrotem odstawiając mnie na ziemię. Dobrowolnie się uśmiechnęłam.
- Nie ma sprawy. Jakie plany na wieczór ?
- Właśnie myśleliśmy, że pójdziesz z nami do kina czy coś. – powiedział Niall, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
- Przepraszam, ale Liz fani czekają na ciebie. – powiedział Mark.
- Już idę. – powiedziałam zakładając trampki- Przepraszam ale nie dam rady, spotkanie z fanami, a później czeka na mnie łóżko. – uśmiechnęłam się ciepło- ale jutro mam cały dzień wolny. Jeśli będziecie chcieli się spotkać napiszcie. Teraz bardzo was przepraszam, ale na serio muszę już iść. Pewnie sami wiecie jak to jest…
-Jasne – Harry uśmiechnął się –zdzwonimy się jutro.  
I znów musiałam zająć się pracą. Dlaczego zawsze mam tyle na głowie, że nawet nie mogę się spotkać z znajomymi, przyjaciółmi ? Nawet nie wiem jak ich nazwać…

Z fanami spędziłam około godziny. Później pojechaliśmy do domu, gdzie trafiłam prosto do łóżka. Weszłam szybko na twittera  i tam zobaczyłam coś co mnie mocno zdziwiło :
‘Dobry koncert @LizMcClair.’ -tweet Liama i był retweetowany przez Harrego, Nialla i Zayna odpowiedziałam krótkim ‘Dziękuję’. A Lou dodał ‘ @LizMcClair byłaś niezwykła. Mam nadzieje, że szybko się spotkamy. Xxx. ‘  Odpisałam: ‘ Dziękuję bardzo. Też mam taką nadzieję, może jutro ? xxx.’ Nie wiem dlaczego, ale coś mnie do nich ciągnęło. Świetnie spędziłam dzisiaj czas...
 Z takimi myślami zasnęłam.

Rano obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Niechętnie sięgnęłam ręką po mojego blackberry.
-Kto dzwoni w środku nocy ?- zapytałam zaspanym głosem.
- Hej Liz. – Powiedzieli chłopcy -Obudziliśmy Cię ?.
- Tak. Poczekajcie w ogóle  to która jest godzina ?- zapytałam.
- Dochodzi 12.- odpowiedzieli chórem.
- Ooooł. Dobra nie ważne. W czym mogłabym wam pomóc ?
- Chcieliśmy zaprosić się na obiad, ale w twoim wykonaniu to będzie śniadanie. – to chyba był Niall.
- Skorzystam z propozycji. Gdzie się spotkamy ?
- Podaj adres to przyjedziemy po ciebie. – powiedział Lou.
- Torrington Park, N12. Za ile będziecie ?
- 20 minut pasuje Ci ? – Zapytał Liam
- Dajcie człowiekowi chociaż 30. Muszę się ubrać, wymalować…
- Znając życie nawet teraz wyglądasz pięknie. – powiedział Louis, a ja się zarumieniłam.
- Przestań słodzić. – powiedziałam.
- Dobra koniec. – Powiedział Liam – Za 30 minut jesteśmy u ciebie. Paa.
- Cześć… - powiedziałam i rozłączyłam się.
Szybko wstałam z łóżka i poszłam do garderoby. Ubrałam szare jeansy, luźną białą koszulkę i czerwone trampki. Potem zeszłam na dół, by powiadomić tatę o moim wyjściu.
-Cześć –przywitałam się, dając mu buziaka w policzek.
-No, no długo kazałaś na siebie czekać –zaśmiał się.
-Byłam zmęczona, przepraszam.
-Co zjadłabyś na śniadanie? –zapytał.
-Tatku, zjem na mieście, chłopcy zaprosili mnie dziś na obiad, właściwie to na śniadanie. Nie pogniewasz się? –zapytałam, robiąc słodkie oczy.
-Nie, no jasne idź –odpowiedział uśmiechając się – tylko dzwonił Mark. Chciał do nas wpaść dziś. Zadzwoń do niego, że ciebie nie będzie, bo do mnie to on na pewno nie chciał przyjść.
-Tato, sam dobrze wiesz, jak wygląda sytuacja, ja nic do niego nie czuję i on o tym wie. To ty jesteś moim ojcem, a jednocześnie managerem, więc może wytłumacz mu, że nie będę się z nim spotykać. To tylko i wyłącznie ochroniarz.
-Wiem kotku, ale on chyba nie przyjmuje do siebie takiej wiadomości – zadzwonił dzwonek o drzwi –idź, to pewnie chłopcy już po ciebie przyjechali.
-Dzięki tatku, zadzwonię, jak będę wracać, bo może będzie trzeba coś kupić, pa –uśmiechnęłam się i poszłam w stronę drzwi. Zobaczyłam w nich tylko Louisa.
-Hej –rzuciłam, uśmiechając się.
-No, no zmiana stylu, gdzie masz swoje szpilki? –zapytał.
-Dziś zostają w domu, na ważniejsze wyjścia ubieram trampki –zaśmialiśmy się –gdzie masz swoją zgraję?
-Zostali w domu –przeraziłam się, bo chyba nie chciałam zostać sam na sam z Louisem.
-Jak to? –chyba widział, że się zdenerwowałam, bo zaczął się śmiać –co cię tak śmieszy, hm?
-Nic, żartowałem przecież. Nie bój się, nic ci nie zrobię, no chyba, że mam zadzwonić po chłopaków, żeby po ciebie przyjechali.
-Nie, no co ty, nie boję się –skłamałam –Tato ja wychodzę, jakby co to dzwoń –krzyknęłam do taty, siedzącego w salonie i zamknęłam za sobą drzwi. Podeszliśmy do czarnego samochodu zaparkowanego przed naszym domem, po czym Louie otworzył mi drzwi, tak bym mogła wsiąść. Kiedy już oboje siedzieliśmy w środku, a Louis odpalał silnik, zdobyłam się na odwagę, by zadać pytanie, które cały czas nie dawało mi spokoju:
-Powiesz mi może gdzie jedziemy?
-Po co, przecież się nie boisz – chyba ta cała gierka zrobiła się dla niego zabawna.
-Dobra, nie to nie, foch – skrzyżowałam ręce na piersiach i odwróciłam głowę, tak by nie patrzeć na Louisa.
-Nie gniewaj się no.. –cały czas nie reagowałam – przepraszam –nadal nic, aż w końcu samochód zatrzymał się. Louis z niego wysiadł, ale jak na porządnego focha przystało, nie śledziłam jego ruchów. Nagle drzwi z mojej strony także się otworzyły – Elizabeth McClair, wybacz mi –klęknął przede mną. Aż w końcu nie mogłam pohamować napadu śmiechu –tak cię to śmieszy?
-Tak, lubię jak faceci przepraszają kiedy ja udaję focha. Wasza stała gadka to Elizabeth, wybacz mi –zaczęłam naśladować, wcześniejszą wypowiedź Lou.
-Dużo ich już cię tak przepraszało? –zapytał zrezygnowany.
-Dwa, trzy.. miliony –zaczęłam się śmiać –nie no żartuję, tylko Mark wczoraj i ty teraz.
-Aaa –z powrotem wsiadł do samochodu –a tak właściwie Mark to kto, bo wygląda na to, że jesteście ze sobą blisko – chyba nurtowało go to pytanie już od dłuższego czasu, bo kiedy w końcu je z siebie wydobył, głośno odetchnął.
-Jesteśmy ze sobą blisko, ale bez przesady. To tylko mój ochroniarz, to znaczy jest kolegą, ale chyba myśli, że kimś więcej. Z resztą nie mam zamiaru więcej mu uświadamiać, że między nami nic nie będzie, już to przerabialiśmy.
-To dobrze –chyba nie chciał tego powiedzieć – znaczy, na pewno jakoś zrozumie –zachichotałam pod nosem, bo wyczułam, że nie to mu chodziło. Wreszcie podjechaliśmy pod dom jak mniemam chłopców, przekraczając bramę, jednocześnie izolując się od fanek, które przed nią stały.
-Tutaj zawsze taki tłum? –zapytałam.
-Nie, tylko codziennie –uśmiechnął się.
Jak na gentelmana przystało otworzył drzwi od ich domu i wpuścił mnie jako pierwszą. Od razu rzucił mi się w oczy nowoczesny, a jednocześnie elegancki styl panujący w pomieszczeniu. Białe ściany i czarne meble, ktoś, kto to wszystko zaplanował, ma na pewno niezły gust.
-To gdzie oni są? –zapytałam.
-Pewnie w ogrodzie, mają dla ciebie śniadanie –poruszył brwiami –chodź za mną – według przykazania poszłam za nim, mijając po drodze kanapę, która już od początku mi się spodobała. Wyszliśmy szklanymi drzwiami na taras, a jednocześnie ogród. Pełno tam zieleni, od razu sprawiającej, że chce się żyć. W oddali widziałam też boisko do piłki siatkowej i kort do tenisa. Blisko nas znajdował się natomiast basen.
-No hej –powiedział Niall, zbliżając się.
-No hej –odpowiedziałam w jego stylu –a reszta co?
-Ostatnie poprawki przy śniadaniu i…
-Gotowe! –usłyszałam krzyk, a właściwie to chyba ryk Harrego.
 -Mam się bać ? – zapytałam Nialla.
- Nie.  – odpowiedział – No może trochę.
Weszliśmy głębiej ogrodu i zobaczyłam wielki stół nakryty na sześć osób i pełno jedzenia.
- Zapraszamy do stołu. – powiedział Harry biorąc mnie za rękę i teatralnie podszedł ze mną do stołu odsunął mi krzesło i posadził na nim – Smacznego!
-Wiecie, że niemu sieliście tego robić. Wystarczyło by szybkie zatrzymanie się w McDonaldzie czy zwykła ciepła latte. Ale dziękuję – wstałam od stołu i dałam każdemu buziaka w policzek- Naprawdę dziękuję.
Jedliśmy i śmialiśmy się, z nimi nie można nawet wytrzymać dwóch minut bez śmiechu. Po skończonym śniadaniu/obiedzie wpakowaliśmy się do samochodu Louisa. Siedziałam obok kierowcy czyli właściciela samochodu. Reszta wlazła na tył.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz