Dojechałam
dokładnie o 13, bo były małe korki. Weszłam do MSC i zobaczyłam chłopców
robiących sobie zdjęcie z fanką.
-Cześć. –
przywitałam się.
-Ooo Hej. –
odpowiedzieli.
-Ładnie wyglądasz.
– powiedział Louis? Chyba tak.
- Dziękuję.
– zarumieniłam się- dobra jakiego shake’a polecacie ?- zapytałam podchodząc do
kasy.
-1D shake jest najlepszy.
-Wow. Już nawet macie swojego shake’a?-
zaśmiałam się- Dobra to poproszę 1D shake. – powiedziałam, wyciągając pieniądze
z kieszeni.
- O nie. My
zaprosiliśmy, więc my płacimy.- powiedział blondasek.
- Ale…
- Nie ma
żadnego ale. – wszedł mi w słowo.
- Dziękuję
–powiedziałam, i dałam mu buziaka w policzek, bo to właśnie on zapłacił za mój
napój.
- Ej my też
chcemy – powiedzieli i wystawili policzki.
- A
zasłużyliście? – Zapytałam i zaśmiałam się.
Kiedy tutaj
jechałam, myślałam, że nie będziemy mieli o czym gadać. Jednak myliłam się,
tematów nie brakowało, a rozmowa była luźna. Dowiedziałam się, że chłopcy
oglądali mój dzisiejszy twitcam i spodobało im się to jak poprosiłam fanów,
żeby follownęli Julie. Nagle mój telefon
zadzwonił. Spojrzałam na wyświetlacz - ‘Tatuś <3’
- Halo ?
- Liz gdzie ty jesteś ?- zapytał.
- No w
MilkShake City.
- Za 10 minut zaczyna się twoja próba.
-
Przepraszam, straciłam poczucie czasu. Już jadę. Pa. – rozłączyłam się-
przepraszam chłopcy, ale muszę już iść. Może w ramach podziękowania
przyjdziecie na mój koncert ?- zapytałam.
- Jasne. –odpowiedzieli uśmiechnięci.
- Później
wyśle wam adres a teraz muszę lecieć. Pa. – wyszłam nie czekając na odpowiedź.
Do hali
dojechałam w niecałe 10 minut. Wyleciałam, jak najprędzej tylko się dało z
samochodu i wleciałam na scenę.
-
Przepraszam, za spóźnienie. – powiedziałam zdyszana.
- Dobra jest
komplet więc zacznijcie może tą próbę. –powiedział chyba troszkę na mnie zły
ojciec.
Po tych
słowach wzięłam łyk wody i zaczęłam śpiewać. Po półgodzinie postanowiliśmy
zrobić przerwę. Wysłałam wtedy smsa na numer, z którego dzwonił do mnie Liam.
Zawarte było w nim kiedy, gdzie i o której jest koncert. Po chwili dostałam
potwierdzenie, że przyjdą. Postanowiłam poszukać Marka albo tatę i powiedzieć
im o gościach na dzisiejszy koncert, żeby później ich wpuścili. Gdy wreszcie
znalazłam Marka i powiedziałam mu o zaproszeniu, nie był szczególnie zadowolony
ale przyjął zadanie, o poinformowaniu ochrony o dodatkowych gościach. I tak o
to moja półgodzinna przerwa się
skończyła. Śpiewałam jeszcze półgodziny,
później poszłam się przygotować- make-up i takie tam. Chwilę przed koncertem
wraz z moim zespołem wykonaliśmy nasz ‘rytuał ‘ jak zawsze przed występem, a
mianowicie zjedliśmy po jednym czerwonym i jednym zielonym żelku, a potem jak
zwykle krzyknęłam: ‘Let’s do this poo’.
Równo o 18, gdy głos zapowiedział mnie fani zaczęli głośniej piszczeć. Było można usłyszeć
nuty pierwszej piosenki, gdy wbiegłam na scenę. Po półgodzinie zeszłam na
pięciominutową przerwę. Poprawiłam makijaż i wróciłam na scenę. Koncert trwał
jeszcze godzinę wliczając bisy. Po trzecim udałam się do garderoby. Ściągałam
buty gdy ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę –
krzyknęłam.
- Liz, One
Direction chciało by się z tobą widzieć. – Powiedział Mark stojący w drzwiach.
- Niech
wejdą. – powiedziałam, a po chwili weszli do mojej garderoby – cześć chłopcy.
- Witamy
panią supergwiazdę. – powiedział Niall.
- Podobało
się ?- zapytałam.
- Byłaś
niesamowita. – powiedział Lou podchodząc do mnie i przytulając. Po chwili
jednak znalazłam się nad ziemią – Przepraszam, emocje. – powiedział, z powrotem odstawiając mnie na
ziemię. Dobrowolnie się uśmiechnęłam.
- Nie ma
sprawy. Jakie plany na wieczór ?
- Właśnie
myśleliśmy, że pójdziesz z nami do kina czy coś. – powiedział Niall, kiedy ktoś
zapukał do drzwi.
-
Przepraszam, ale Liz fani czekają na ciebie. – powiedział Mark.
- Już idę. –
powiedziałam zakładając trampki- Przepraszam ale nie dam rady, spotkanie z fanami,
a później czeka na mnie łóżko. – uśmiechnęłam się ciepło- ale jutro mam cały
dzień wolny. Jeśli będziecie chcieli się spotkać napiszcie. Teraz bardzo was
przepraszam, ale na serio muszę już iść. Pewnie sami wiecie jak to jest…
-Jasne –
Harry uśmiechnął się –zdzwonimy się jutro.
I znów musiałam zająć się pracą. Dlaczego zawsze mam tyle na głowie, że nawet nie mogę
się spotkać z znajomymi, przyjaciółmi ? Nawet nie wiem jak ich nazwać…
Z fanami
spędziłam około godziny. Później pojechaliśmy do domu, gdzie trafiłam prosto do
łóżka. Weszłam szybko na twittera i tam
zobaczyłam coś co mnie mocno zdziwiło :
‘Dobry
koncert @LizMcClair.’ -tweet Liama i był retweetowany przez Harrego, Nialla i
Zayna odpowiedziałam krótkim ‘Dziękuję’. A Lou dodał ‘ @LizMcClair byłaś
niezwykła. Mam nadzieje, że szybko się spotkamy. Xxx. ‘ Odpisałam: ‘ Dziękuję bardzo. Też mam taką
nadzieję, może jutro ? xxx.’ Nie wiem dlaczego, ale coś mnie do nich ciągnęło.
Świetnie spędziłam dzisiaj czas...
Z takimi myślami zasnęłam.
Z takimi myślami zasnęłam.
Rano obudził
mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Niechętnie sięgnęłam ręką po mojego
blackberry.
-Kto dzwoni
w środku nocy ?- zapytałam zaspanym głosem.
- Hej Liz. – Powiedzieli chłopcy -Obudziliśmy Cię ?.
- Tak.
Poczekajcie w ogóle to która jest
godzina ?- zapytałam.
- Dochodzi 12.- odpowiedzieli chórem.
- Ooooł.
Dobra nie ważne. W czym mogłabym wam pomóc ?
- Chcieliśmy zaprosić się na obiad, ale w
twoim wykonaniu to będzie śniadanie. – to chyba był Niall.
- Skorzystam
z propozycji. Gdzie się spotkamy ?
- Podaj adres to przyjedziemy po ciebie.
– powiedział Lou.
- Torrington Park, N12. Za ile będziecie ?
- 20 minut
pasuje Ci ? – Zapytał Liam
- Dajcie człowiekowi chociaż 30. Muszę się ubrać, wymalować…
- Znając życie
nawet teraz wyglądasz pięknie. – powiedział Louis, a ja się zarumieniłam.
- Przestań słodzić. – powiedziałam.
- Dobra koniec. – Powiedział Liam – Za
30 minut jesteśmy u ciebie. Paa.
- Cześć… - powiedziałam i rozłączyłam się.
Szybko wstałam z łóżka i poszłam do garderoby. Ubrałam szare
jeansy, luźną białą koszulkę i czerwone trampki. Potem zeszłam na dół, by
powiadomić tatę o moim wyjściu.
-Cześć –przywitałam się, dając mu buziaka w policzek.
-No, no długo kazałaś na siebie czekać –zaśmiał się.
-Byłam zmęczona, przepraszam.
-Co zjadłabyś na śniadanie? –zapytał.
-Tatku, zjem na mieście, chłopcy zaprosili mnie dziś na
obiad, właściwie to na śniadanie. Nie pogniewasz się? –zapytałam, robiąc
słodkie oczy.
-Nie, no jasne idź –odpowiedział uśmiechając się – tylko
dzwonił Mark. Chciał do nas wpaść dziś. Zadzwoń do niego, że ciebie nie będzie,
bo do mnie to on na pewno nie chciał przyjść.
-Tato, sam dobrze wiesz, jak wygląda sytuacja, ja nic do
niego nie czuję i on o tym wie. To ty jesteś moim ojcem, a jednocześnie
managerem, więc może wytłumacz mu, że nie będę się z nim spotykać. To tylko i
wyłącznie ochroniarz.
-Wiem kotku, ale on chyba nie przyjmuje do siebie takiej
wiadomości – zadzwonił dzwonek o drzwi –idź, to pewnie chłopcy już po ciebie
przyjechali.
-Dzięki tatku, zadzwonię, jak będę wracać, bo może będzie
trzeba coś kupić, pa –uśmiechnęłam się i poszłam w stronę drzwi. Zobaczyłam w
nich tylko Louisa.
-Hej –rzuciłam, uśmiechając się.
-No, no zmiana stylu, gdzie masz swoje szpilki? –zapytał.
-Dziś zostają w domu, na ważniejsze wyjścia ubieram trampki
–zaśmialiśmy się –gdzie masz swoją zgraję?
-Zostali w domu –przeraziłam się, bo chyba nie chciałam
zostać sam na sam z Louisem.
-Jak to? –chyba widział, że się zdenerwowałam, bo zaczął się
śmiać –co cię tak śmieszy, hm?
-Nic, żartowałem przecież. Nie bój się, nic ci nie zrobię, no
chyba, że mam zadzwonić po chłopaków, żeby po ciebie przyjechali.
-Nie, no co ty, nie boję się –skłamałam –Tato ja wychodzę,
jakby co to dzwoń –krzyknęłam do taty, siedzącego w salonie i zamknęłam za sobą
drzwi. Podeszliśmy do czarnego samochodu zaparkowanego przed naszym domem, po
czym Louie otworzył mi drzwi, tak bym mogła wsiąść. Kiedy już oboje
siedzieliśmy w środku, a Louis odpalał silnik, zdobyłam się na odwagę, by zadać
pytanie, które cały czas nie dawało mi spokoju:
-Powiesz mi może gdzie jedziemy?
-Po co, przecież się nie boisz – chyba ta cała gierka zrobiła
się dla niego zabawna.
-Dobra, nie to nie, foch – skrzyżowałam ręce na piersiach i
odwróciłam głowę, tak by nie patrzeć na Louisa.
-Nie gniewaj się no.. –cały czas nie reagowałam – przepraszam
–nadal nic, aż w końcu samochód zatrzymał się. Louis z niego wysiadł, ale jak
na porządnego focha przystało, nie śledziłam jego ruchów. Nagle drzwi z mojej
strony także się otworzyły – Elizabeth McClair, wybacz mi –klęknął przede mną.
Aż w końcu nie mogłam pohamować napadu śmiechu –tak cię to śmieszy?
-Tak, lubię jak faceci przepraszają kiedy ja udaję focha.
Wasza stała gadka to Elizabeth, wybacz mi –zaczęłam naśladować, wcześniejszą
wypowiedź Lou.
-Dużo ich już cię tak przepraszało? –zapytał zrezygnowany.
-Dwa, trzy.. miliony –zaczęłam się śmiać –nie no żartuję,
tylko Mark wczoraj i ty teraz.
-Aaa –z powrotem wsiadł do samochodu –a tak właściwie Mark to
kto, bo wygląda na to, że jesteście ze sobą blisko – chyba nurtowało go to
pytanie już od dłuższego czasu, bo kiedy w końcu je z siebie wydobył, głośno
odetchnął.
-Jesteśmy ze sobą blisko, ale bez przesady. To tylko mój
ochroniarz, to znaczy jest kolegą, ale chyba myśli, że kimś więcej. Z resztą
nie mam zamiaru więcej mu uświadamiać, że między nami nic nie będzie, już to
przerabialiśmy.
-To dobrze –chyba nie chciał tego powiedzieć – znaczy, na
pewno jakoś zrozumie –zachichotałam pod nosem, bo wyczułam, że nie to mu chodziło. Wreszcie podjechaliśmy pod
dom jak mniemam chłopców, przekraczając bramę, jednocześnie izolując się od
fanek, które przed nią stały.
-Tutaj zawsze taki tłum? –zapytałam.
-Nie, tylko codziennie –uśmiechnął się.
Jak na gentelmana przystało otworzył drzwi od ich domu i
wpuścił mnie jako pierwszą. Od razu rzucił mi się w oczy nowoczesny, a
jednocześnie elegancki styl panujący w pomieszczeniu. Białe ściany i czarne
meble, ktoś, kto to wszystko zaplanował, ma na pewno niezły gust.
-To gdzie oni są? –zapytałam.
-Pewnie w ogrodzie, mają dla ciebie śniadanie –poruszył
brwiami –chodź za mną – według przykazania poszłam za nim, mijając po drodze
kanapę, która już od początku mi się spodobała. Wyszliśmy szklanymi drzwiami na
taras, a jednocześnie ogród. Pełno tam zieleni, od razu sprawiającej, że chce
się żyć. W oddali widziałam też boisko do piłki siatkowej i kort do tenisa.
Blisko nas znajdował się natomiast basen.
-No hej –powiedział Niall, zbliżając się.
-No hej –odpowiedziałam w jego stylu –a reszta co?
-Ostatnie poprawki przy śniadaniu i…
-Gotowe! –usłyszałam krzyk, a właściwie to chyba ryk Harrego.
-Mam się bać ? –
zapytałam Nialla.
- Nie. – odpowiedział
– No może trochę.
Weszliśmy głębiej ogrodu i zobaczyłam wielki stół nakryty na
sześć osób i pełno jedzenia.
- Zapraszamy do stołu. – powiedział Harry biorąc mnie za rękę
i teatralnie podszedł ze mną do stołu odsunął mi krzesło i posadził na nim –
Smacznego!
-Wiecie, że niemu sieliście tego robić. Wystarczyło by
szybkie zatrzymanie się w McDonaldzie czy zwykła ciepła latte. Ale dziękuję –
wstałam od stołu i dałam każdemu buziaka w policzek- Naprawdę dziękuję.
Jedliśmy i śmialiśmy się, z nimi nie można nawet wytrzymać
dwóch minut bez śmiechu. Po skończonym śniadaniu/obiedzie wpakowaliśmy się do
samochodu Louisa. Siedziałam obok kierowcy czyli właściciela samochodu. Reszta
wlazła na tył.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz