poniedziałek, 10 września 2012

Dwadzieścia jeden


*Tydzień Później *
Lizzie się jeszcze nie obudziła, a dzisiaj mija już tydzień od wypadku. Lekarze mówią, że to normalne. Zaczynam się coraz bardziej bać. Od tygodnia wraz z George ’m nie opuszczamy szpitalnych murów. Chłopcy wpadają tak często, jak tylko mogą, ale przecież mają swoje sprawy, więc nie będę ich obarczał moimi problemami. Harry jako jedyny bywa tutaj codziennie, ale sypia w domu, w przeciwieństwie do mnie. Naprawdę doceniam wszystko, co robią dla mnie chłopcy. Jest mi ciężko i chyba każdy to widzi. Mogłem od razu sprzeciwić się Robowi i nie pakować się w żadną sprawę z Eleanor. Może teraz Liz nie leżałaby w szpitalu i moglibyśmy być szczęśliwi.
Dzisiaj był kolejny dzień, kiedy siedzimy sami w tej sali. George poszedł na chwilkę po kawę dla mnie i dla niego. Usiadłem na krześle, bliżej Liz.
-Lizzie kolejny raz już cię przepraszam. Jeśli mnie słyszysz, proszę daj mi znak, żebym się nie poddał. Kocham cię i nawet jeśli ty tego nie odwzajemniasz, daj mi jakiś znak. – powiedziałem i złapałem ją za rękę, ponoć jeśli ktoś nieprzytomny słyszy osobę mówiącą do niej, to ściska jej rękę. Nic się nie stało. Ze łzami w oczach wstałem i spojrzałem przez okno.
-Proszę, już więcej mnie nie przepraszaj. – usłyszałem lekki, słaby głos Liz. Jak najszybciej odwróciłem głowę i ujrzałem ją lekko uśmiechniętą.
-Liz… jak się czujesz?- zapytałem- Przynieść ci coś?
-Trochę boli mnie głowa i w ogóle cała jestem obolała. Gdzie jest tata?
-Poszedł po kawę, już go wołam.
-Lou poczekaj...- zaczęła.
-Coś się stało?- momentalnie byłem obok niej.
-Dziękuję.
-Za co? –zapytałem zdziwiony.
-Że poświęciłeś się dla mnie i poszedłeś uratować Alice. – powiedziała słabo. Widząc to, udałem się do wyjścia, mówiąc, że za chwilkę wrócę.
-Przepraszam,  mogłaby pani zajrzeć do Liz? Właśnie się obudziła! –krzyknąłem w biegu do pielęgniarki, stojącej na korytarzu.

-George! –zacząłem krzyczeć, wbiegając do bufetu.
-Co się stało? –wstał zdenerwowany – Co z Liz?
-Właśnie się obudziła. –powiedziałem zdyszany –Chodźmy do niej.
-Tak, tak jasne. –pośpiesznie odstawił kubek z kawą, nawet nie płacąc. Kobieta w bufecie zaczęła krzyczeć, ale jak na razie mnie to nie obchodziło. Zapłacimy później, Liz jest ważniejsza.

*Liz*
Po wyjściu Louisa w mojej sali zjawiła się pielęgniarka, a za nią lekarz. Pośpiesznie zaczęli mierzyć mi ciśnienie, ja natomiast niestety jeszcze nie do końca ogarniałam, co się dzieje.
-Jak się czujesz? –zapytał lekarz.
-Strasznie boli mnie głowa. –odpowiedziałam, czując, że zaraz odpłynę.
-Spokojnie, będzie dobrze. Patrz na mnie cały czas i nie zamykaj oczu. –siadł koło mnie, podtrzymując moją twarz –Siostro… -już dalej nic nie słyszałam, bo widocznie straciłam przytomność.

-Liz obudź się, nie chcę cię znowu stracić. –słyszałam trzęsący się głos Lou.
-Louis? –pytałam, z ciągle zamkniętymi powiekami, które wydawały się ciężkie jak dwie cegły. Mimo to byłam ta tyle silna, by je podnieść i ujrzeć zapłakaną twarz Lou.
-Lizzie, słyszysz mnie? –przy łóżku nagle znalazł się tata.
-Tak, Louis nie płacz, jestem tutaj. –lekko się uśmiechnęłam, co bardzo dużo mnie kosztowało.
-Pójdę po lekarza. –powiedział tata, oddalając się, jakby czytał mi w myślach.
-Liz, –Louis siadł koło mnie, chwytając moją rękę –kocham cię i wiem, że jestem palantem. Nie oczekuję od ciebie, żebyś mi wybaczyła, bo zdaję sobie sprawę z tego, że to trudne i minie trochę czasu zanim znów mi zaufasz. –on też czyta w moich myślach? Przecież kilka dni temu te same słowa układały się w mojej głowie… -Chcę tylko, żebyś wiedziała, że cię kocham i nic tego nie zmieni. –skończył, cały czas patrząc mi w oczy. Teraz nadeszła chwila, w której to ja powinnam coś powiedzieć. Tak się natomiast nie stało, tylko uśmiechnęłam się przez łzy, wykonując gest, na znak, że chcę, żeby Louis mnie przytulił. Tak też zrobił. Ostatkami sił odwzajemniłam jego uścisk, będąc szczęśliwa z tego, co powiedział przed chwilą, i z tego, że zrozumiał, co ja czułam, kiedy zobaczyłam go z Eleanor –Nie płacz. –odezwał się w końcu, pewnie słysząc, jak szlocham.
-Przepraszam, nie myślałam, że to kiedyś powiesz.
-Elizabeth, wszystko w porządku? Jak się czujesz? –przerwał nam lekarz.
-Lepiej, dużo lepiej. –powiedziałam, kiedy już odkleiliśmy się od siebie z Lou.
-Nie masz żadnych zawrotów głowy, nic cię nie boli? –dopytywał.
-Nie. –odpowiedziałam.
-W takim razie, odpoczywaj. Jutro zrobimy dodatkowe badania. –posłał mi uśmiech, udając się w stronę wyjścia.
-Panie doktorze, –zwróciłam się jeszcze do niego –długo będę musiała tutaj jeszcze zostać? –tylko się uśmiechnął, spoglądając na Louisa.
-Podejrzewam, że chcesz wyjść jak najszybciej, ale jak już powiedziałem, że musimy zrobić jeszcze kilka badań. Jeśli wszystko będzie dobrze, wypuścimy cię za dwa, trzy dni.
-Dziękuję. –odpowiedziałam, a ten pospiesznie wyszedł z sali. Przy moim łóżku natychmiast zjawił się tata. Louis stał z boku, tylko lekko uśmiechając się pod nosem.
-Na pewno wszystko dobrze? –pytał zaniepokojony.
-Tak tato. –uspokoiłam go –Gdzie macie resztę?
-Alice jest dziś u Harrego, bo opiekunka nie mogła przyjść. Reszta chłopców pewnie mu pomaga. Mówili, że odwiedzą cię popołudniu.
-Wszystko w porządku z Alice? Nic jej nie jest? Pamiętam tylko głośny huk, potem jak niosłeś mnie, –spojrzałam na Lou – potem tylko wybuch.
-Wszystko w porządku, Louis ją uratował. –powiedział tata, także patrząc na Lou.
-To nic takiego, każdy by tak zrobił… -Tommo się zawstydził. Aww.
-Nie Louis, raz ratujesz Lizzie, potem Alice, a potem znów Liz. Nie wszyscy by tak zrobili. Wiem, że zarówno ty, jak i chłopcy znaczycie dla mojej córki coś więcej, niż tylko koledzy po fachu. Jesteście już teraz przyjaciółmi rodziny, czy tego chcecie, czy nie. –uśmiechnął się, podchodząc bliżej i podając mu rękę –Dziękuję, za to, co dla niej zrobiłeś.
-Tato jestem tutaj i nadal żyję, więc nie mów tak, jakbym była nieobecna, hm? –powiedziałam, unosząc brwi.
-Jasne kotku. Przynieść ci coś? –zapytał, siadając koło mnie.
-Właściwie to nie pogardziłabym mocną kawą. –odpowiedziałam, robiąc słodką minkę.
-Nie wiem, czy możesz pić kawę. –wtrącił Louis.
-Nie żartuj, –wywróciłam oczami –mam ochotę na kawę.
-Słońce Louis ma rację.
-Oh dobra, –uznałam zrezygnowana –w takim razie załatw mi chociaż wodę, co?
-Jasne, jasne, już idę. Za chwilkę wrócę. –wstał i wyszedł z sali.
-Siadaj. –powiedziałam do nadal stojącego Louisa. Ten posłusznie ruszył zadek i zajął miejsce na moim łóżku –Długo już tutaj leżę? Który dziś jest, bo lekko nie ogarniam…
-Siedemnasty Sierpnia. Byłaś tutaj już od ponad tygodnia. Od czasu wypadku byłaś po prostu w śpiączce… -zaczął tłumaczyć.
-Nie do końca…
-To znaczy? –dziwnie na mnie spojrzał.
-Słyszałam to, co do mnie mówiliście. W sensie tylko ty mówiłeś, tak?
-Nie, twój tata próbował z tobą rozmawiać, jak tylko wychodziłem z sali. Widziałem, jak męczy się z tą całą sytuacją.
-Co nie zmienia faktu, że słyszałam tylko ciebie…
-Jak to?
-Nie wiem, Louis. Słyszałam tylko ciebie. Wiem, co do mnie mówiłeś… -zaczął trząść mi się głos. Sama nie wiem, dlaczego.
-Dobra, dobra, spokojnie. –przytulił mnie. Naprawdę muszę przyznać, że jego ramiona są jedynymi, w jakich mogę czuć się bezpiecznie.
-Mogę wejść? –usłyszałam znajomy głos. Spojrzałam na wejście do sali, w którym stał Mark.
-Tak. –odpowiedziałam, spoglądając na Lou, któremu widocznie moja decyzja się nie podobała.
-Zostawię was. –powiedział Louis, po czym pocałował mnie i po prostu wyszedł.
-Cześć. –zaczął zmieszany.
-Cześć. –odpowiedziałam, jak gdyby nigdy nic.
-Znowu z nim jesteś?
-Tak, nie, tak, nie wiem. –wywróciłam oczami –Nie gadajmy o tym…
-Jak się czujesz?
-Bywało lepiej, ale nie narzekam. –odpowiedziałam, lekko się uśmiechając.
-Gdzie twój ojciec? Podobno siedzi przy tobie codziennie.
-Poszedł po coś do picia.
-Liz, policja do ciebie. –usłyszałam głos taty, który zjawił się w mojej sali. Zaraz za nim do pomieszczenia weszło dwóch facetów w mundurach. 

* * *

3 komentarze:

  1. Twój blog jest świetny !!! Przeczytalam caly czekam na nastepny rozdzial <3 i zapraszam do czytania i komentowania :
    uslyszalamswiatdziekiniemu1d.blogspot.com
    Oraz
    1dslawaizakazanamilosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Że jaka policja !? ;c Lizz jak dobrze że się obudziła ! I Louis ! Awww *_* Zapraszam do mnie http://life-is-brutal-1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń