środa, 26 września 2012

Dwadzieścia pięć


*29 sierpnia*
Wszystko idzie zgodnie z planem, od rana siedzę u chłopców, pomagając im w przygotowaniach do imprezy. Liam jest u rodziców, wróci popołudniu, ale ‘niestety sam z siebie’ zgubił klucze od domu, a nas w nim ‘nie będzie’. Danielle weźmie go więc do wesołego miasteczka, a wieczorem razem dołączą do naszej imprezy. Oczywiście, można było zrobić bibę na cały Londyn, ale w sumie wolimy bawić się w swoim towarzystwie, więc nie ma większego problemu. Tylko Niall marudzi, bo stwierdził, że jeśli zarezerwowalibyśmy jakiś lokal, to dostałby lepsze jedzenie… Tak, tak, to tylko Niall.
-Mamy wszystko? –zapytałam.
-Tak. –odpowiedzieli chórem.
-Dan i Liam przyjdą za jakieś dwie godziny. Ja idę się przebrać, a wy postarajcie się tego nie rozpieprzyć w tym czasie. –spojrzałam na nich, zmrażającym wzrokiem –Idziesz ze mną? –zwróciłam się do Lou. Ten tylko przytaknął, od razu podnosząc swój zad z kanapy. Wyszliśmy z domu chłopców, kierując się do nas (aaaa, bo Wy nic nie wiecie, wprowadziłam się do Louisa dokładnie trzy dni temu).

Wcisnęłam na siebie srebrną, połyskującą sukienkę, dobierając do tego zwykłe, czarne szpilki. Oczywiście wzięłam na zmianę jakieś balerinki, bo w moich obecnych butach pewnie i tak nie wytrzymam dłużej niż dwie godziny.
-Jesteś już gotowa?! –usłyszałam, jak drze się z dołu. Nie miałam zamiaru odpowiadać mu krzykiem, dlatego poprawiłam to, co musiałam w makijażu i po chwili zeszłam do Louisa.
-Musisz tak krzyczeć? –zapytałam.
-No nie wiem… Żartuję, wiesz, że wyglądasz pięknie?
-Nie.
-To właśnie daję ci to do zrozumienia. –podszedł bliżej i złączył swoje wargi z moimi.
-Powinniśmy już się zbierać. –powiedziałam, odklejając się od niego.
-Chodźmy w takim razie. –chwycił kluczyki z komody.
-Jedziemy samochodem? –zapytałam zdziwiona.
-Taaak. –odpowiedział niepewnie. Od razu wiedziałam, że coś knuje.

Liam i Danielle przyszli punktualnie o 19. Oczywiście, mieliśmy wspólnie krzyknąć jedno wielkie ‘niespodzianka’, ale jeśli Horan trzyma paluszki w ryju, Zayn już nie ogarnia, bo trochę wypił, a Harry próbuje go uspokoić, sami pomyślcie, czy to wypaliło. Nie powinnam była zostawiać ich samych, jednocześnie obarczając jakże trudnym zadaniem niczego nie zepsucia…
-To miało wyglądać inaczej. –powiedziałam przepraszająco, ściskając Liama –Wszystkiego najlepszego!
-Sto lat, stary. –Louis też go przytulił.
-Dziękuję wam, jesteście wspaniali. –szeroko się uśmiechnął, rozglądając się dookoła.
-Oo, Liam, już jesteś! –skapnął się Niall –Niespodzianka! –krzyknął, po czym chyba się domyślił, że źle u niego z refleksem.
-Liam?! –tym razem Harry –Najlepszego stary! –przyszedł go ściskać –Sorki za Zayna, ale on chyba nie będzie w stanie złożyć ci życzeń…
-Dzwonił do mnie rano, ewentualnie mu wybaczę. –powiedział, cały czas uśmiechnięty Liam.
Po końcowym uściskaniu się i złożeniu Liamowi życzeń przyszedł czas na prezent i tort. Liam chyba faktycznie nie spodziewał się, że dostanie moją słynną ‘maszynkę’, bo w jego oczach momentalnie pojawiły się iskierki. Zaczął ściskać każdego po kolei, nawet leżącego pod stołem Zayna.
Około północy głos zabrał mój chłopak.
-Chłopcy było nam naprawdę miło, tak Zayn z tobą też. –zaśmialiśmy się –Będziemy się już zbierać… Harry wam wszystko opowie. –uśmiechnął się do nich i podał mi rękę, chcąc tym samym, bym wstała z kanapy.
-Dziękuję wam jeszcze raz, jesteście świetni. –Liam wstał za nami, po czym pocałował mnie w policzek i przybił piątkę Louisowi.
-Nie ma sprawy stary, widzimy się niedługo.
-Jasne, na razie. –pomachał nam, po czym razem z Lou, wyszliśmy z domu.
-Gdzie mnie zabierasz? –zapytałam.
-Mówiłem coś o niecnym planie? To właśnie go realizuję! –wziął mnie na ręce.
-Nie, nie, nie żartuj sobie i odstaw mnie na ziemię. –oczywiście nie posłuchał mnie i doniósł do zaparkowanego kilka metrów dalej samochodu.
-Przebierz buty, będzie ci wygodniej. –puścił mi oczko.
-Pooo cooo?
-A pooo tooo. –odpowiedział w moim stylu.
-Nie denerwuj mnie Tomlinson.
-Oj przebierz po prostu te buty i już nie marudź. –nie miałam zamiaru dłużej się z nim sprzeczać, dlatego wyciągnęłam z torby baleriny i wsunęłam je na nogi.
Po około pół godzinie Louis zaparkował na parkingu dobrze znanego mi miejsca –lotniska Heathrow. Co my tu ludzie robimy?
-Idziemy. –odpowiedział na pytanie, które sama sobie zadałam w myślach.
-Oglądać samoloty?
-Nie, lecieć samolotem kochanie. –uśmiechnął się.
-Chcesz gdzieś lecieć? Teraz, o pierwszej w nocy?
-Dla ścisłości jest za dwadzieścia pierwsza, a co do twojego pytania, tak, chcę lecieć z tobą, do Francji.
-Jak to do Francji? –zapytałam zdziwiona.
-Możemy już iść? Spóźnimy się na lot. –powiedział, otwierając drzwi od samochodu. Zrobiłam to samo, bo byłam ciekawa, co stanie się później. Louis wyciągnął jeszcze z bagażnika walizkę, która jakimś dziwnym trafem się tam znalazła. Zamknął samochód i chwycił mnie za rękę, prowadząc do wejścia.
Bez zbędnych rozmów od razu udaliśmy się na odprawę, po czym gotowi byliśmy wejść na pokład.
Usiedliśmy na wyznaczonych miejscach.
-Chcę cię tylko przeprosić za to, że będziemy tam tylko jeden dzień, ale oboje niedługo wracamy do pracy…
-Zdecydowanie będzie to najlepszy dzień w moim życiu, nie musisz mnie przepraszać. –posłałam mu ciepły uśmiech.
-Prosimy zapiąć pasy, za chwilę samolot wystartuje. –i znowu start, którego tak nie lubię. Louis doskonale o tym wie, więc pewnie dlatego poczułam, że ściska moją rękę.
-Nie bój się. –wyszeptał mi na ucho, po czym słodko się uśmiechnął.
Kiedy możliwe było już odpięcie pasów, ułożyłam się wygodnie w fotelu, po chwili zasypiając. Nie było to dziwne, bo w normalnej sytuacji przewracałabym już się na drugi bok w swoim łóżku.

-Przepraszam państwa. –usłyszałam miły, kobiecy głos – Za dziesięć minut wylądujemy w…
-Tak, dobrze. –zerwał się Louis –Dziękujemy.
-To nie było miłe, mogłeś jej nie przerywać.
-Tak, tak i już byś wiedziała, gdzie jesteśmy. Nie ma tak McClair.
-Nie po nazwisku Tommo. –pouczyłam go.

‘Serdecznie dziękujemy za miły lot. Zapraszamy do ponownego skorzystania z usług British Airways.’ Taki napis pojawił się na monitorze, po czym mogliśmy opuścić pokład.
Odebraliśmy bagaż, po czym cały czas trzymając się za ręce opuściliśmy lotnisko. Louis otworzył bagażnik taksówki i wsadził do niego walizkę, a ja mogłam zająć miejsce na tyle pojazdu.
-Tutaj ma pan adres hotelu. –Louis podał kierowcy karteczkę, siadając koło mnie.
-Jesteśmy w Paryżu geniuszu. –powiedziałam, spostrzegając Wieżę Eiffla.
-Na twoim miejscu myślałbym o Paryżu od samego początku. –wytknął mi język.
-Nie bądź taki mądry. –powtórzyłam jego gest.
-Jesteśmy na miejscu, należy się 30 euro. –przerwał nam kierowca.
-Proszę. –Louis wręczył mu pieniądze, po czym mężczyzna pomógł nam wypakować bagaż. Taksówka odjechała, zostawiając nas pod hotelem.
-Tu śpimy? –zapytałam, zdążając się już skapnąć, że hotel, w którym mieliśmy się zatrzymać ma chyba z milion gwiazdek. Nie spaliśmy w takim nawet na trasie…
-Coś ci nie pasuje?
-Nie za dużo dla mnie robisz? –zapytałam, spoglądając na niego bokiem, po czym przekroczyliśmy próg hotelu.
-To tak jakbyś zapytała, czy nie za bardzo cię kocham. –pocałował mnie w głowę –Wiesz, że mnie na to stać, kocham cię.
-Zdecydowanie jesteś dla mnie za dobry.
-Witam, mam rezerwację na nazwisko Tomlinson.
-Witamy serdecznie, tak, zgadza się pokój numer 517. Tutaj jest karta. Wszystkie płatności zostały dokonane. Życzą sobie państwo czegoś jeszcze? –zapytała recepcjonistka.
-Nie, dziękujemy. –Louis odebrał klucz od pokoju i czym prędzej ruszyliśmy do windy.
 Moim oczom ukazał się przedpokój, z którego jeden próg prowadził do salonu, później drzwi, pewnie do sypialni i drugie, podejrzewam, że te, od łazienki. Czym prędzej zrzuciłam torbę z ramienia i udałam się do salonu, z którego widok rozciągał się chyba na cały Paryż i oczywiście Wieżę Eiffla, mieniącą się na mnóstwo innych kolorów. Wszystko wyglądało jak z bajki. Naprawdę nie mogłam uwierzyć, że jestem w mieście zakochanych z najważniejszą osobą w moim życiu.
-Wiesz, że cię kocham? –odwróciłam się, spoglądając na Louisa. Tylko się uśmiechnął, po czym podszedł i namiętnie mnie pocałował.
Jako że zegarek wskazywał 3.10 w nocy, nie pozostało nam nic innego, jak wziąć prysznic i pójść spać. Razem z Louisem postanowiliśmy ‘nie marnować wody i czasu’, dlatego wykąpaliśmy się razem, później także razem lądując w sypialni. 

* * * 
Tak więc mamy przedostatni rozdział, bo potem najprawdopodobniej blog zostanie zawieszony...
Dodaję teraz, bo znając życie jak wrócę ze szkoły to nie będę miała na to siły. Mam nadzieję, że się podoba :) 
Do później ;* 

2 komentarze:

  1. ubóstwiam <3 Paryż *__* pisz dalej i weź najlepiej nie zawieszaj <3 http://paczanga.blogspot.com/
    @Dosiek_

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham... Nawet nie próbuj zawieszać!!! http://live-while-were-young-kat.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń