piątek, 31 sierpnia 2012

Osiemnaście


Od tygodnia nie widziałam ani Louisa, ani żadnego innego z chłopców. Ostatnim razem był ten, kiedy spędził pod moim oknem noc, rzucając w nie kamieniami. Na szczęście nie muszę wyjeżdżać kompletnie nigdzie bo do końca wakacji mam wolne. Po wakacjach nie idę na studia, tylko zajmuję się pracą, więc spędzę więcej czasu poza domem. Jak na razie skupiam się na rodzinie, bo przyjaciół nie ma. Myślałam, że mogę liczyć na chłopców, ale żaden z nich nawet nie zadzwonił.
Moje małe rozmyślania przerwał, zjawiając się w moich drzwiach tata.
-Mogę wejść? –zapytał, lekko uchylając drzwi.
-Tak. –odpowiedziałam
-Lizzie, masz gościa…
-Kto to? –zapytałam zdziwiona, gdyż przez ostatni tydzień w moim pokoju był tylko tata.
-To ja zostawię was samych… -ominął pytanie, do końca otwierając drzwi, po czym wyszedł z pokoju.
-Dziękuję –usłyszałam znajomy glos, a potem jego właściciel obrócił się do mnie przodem –Cześć Liz.
-Cześć Harry, co jest powodem twojej wizyty?
-Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele spotykają się, bez względu na to, czy pozwala im na to manager idiota, czy nie. –powiedział, siadając koło mnie. Jako że nie do końca zrozumiałam, o co mu chodziło, uniosłam brwi – Nie słyszałaś? –zapytał zdziwiony –Cały Internet o tym huczy.
-Nie bywam ostatnio na Internecie…
-W każdym bądź razie Rob nie chce, żebyśmy więcej się spotykali. Zarobiliśmy kasę, jadąc razem w trasę, a teraz możemy o tobie zapomnieć, co oczywiście nie wchodzi w grę, więc wczoraj został zwolniony, tym samym oddając pałeczkę Paulowi.
-Harry, powoli. Ja nie do końca rozumiem, o co ci chodzi.
-Rob kilka dni temu powiedział nam, że nie mamy się więcej z tobą spotykać. Jeśli chodzi o Louisa to kazał mu pokazać się kilka razy z Eleanor, żeby wywołać sensację po naszym powrocie z USA. –powiedział to na jednym wdechu, pewnie nie chcąc, bym mu przerwała.
-Co nie zmienia faktu, że się z nią całował... Harry ja jestem już tym wszystkim zmęczona, nie śpię od tygodnia i ryczę jak głupia. Przyzwyczaiłam się do was i niebycie z wami po prostu mi przeszkadza. Sam widzisz, w jakim jestem stanie. Nie dosyć, że ten palant mnie skrzywdził…
-Nie nazywaj go tak, proszę, to mój przyjaciel. –przerwał mi.
-Okej, dupek.
-Teraz lepiej. –zaśmialiśmy się.
-Skrzywdził mnie, a do tego nie widuję się z wami. Nie mam zamiaru tego znosić, więc albo faktycznie o sobie zapomnijmy, albo zróbmy coś, żeby było tak jak wtedy…
-Nie mam zamiaru o tobie zapominać –przysunął się bliżej, obejmując mnie –i chłopcy na pewno też nie. Spotkajmy się jutro, wszyscy razem, co ty na to?
-Naprawdę  chcę żeby było tak, jak na trasie.
-Obiecaj mi tylko, że porozmawiasz z Lou. –powiedział, odklejając się.
-Harry… -zaczęłam.
-Nie Liz, jesteście dorośli, a zachowujecie się jak małolaty. On cię kocha, a ty kochasz jego i każdy po kolei o tym wie. Porozmawiajcie ze sobą, zrób to dla mnie i dla chłopaków. Wiem, że on cię skrzywdził, ale…
-Skończ te swoje wypociny. –uśmiechnęłam się –Jeśli tak ci na tym zależy to z nim porozmawiam. –dokończyłam niepewnie.
-Bo wiesz… on siedzi na zewnątrz w samochodzie i…
-Zaplanowałeś to? –zapytałam, znając jego odpowiedź. Harry nic nie odpowiedział, tylko zrobił słodką minkę.
-Pójdę po niego. Zaczekaj tutaj. –wstał, wychodząc.
-Taa, fajnie. –powiedziałam sarkastycznie, sama do siebie.

-Mogę? –zapytał ten, który jest w tym momencie ostatnią osobą, którą chcę widzieć.
-Tak. –odpowiedziałam, wbijając wzrok w podłogę.
-Liz ja chciałem tylko powiedzieć, że przepraszam i że nie powinienem tego robić, bo jesteś dla mnie ważniejsza niż ten cały kontrakt. Po prostu nie chciałem, żeby chłopcy mieli przeze mnie kłopoty… -ciągnął, cały czas stojąc.
- Lou…. – zaczęłam nieśmiało – Myślałam nad tym wszystkim… i stwierdziłam, że lepiej byłoby gdybyśmy odpoczęli od siebie.
- Czy ty zrywasz ze mną? – zapytał.
- Zrobiłam to, dając tobie w twarz, - uśmiechaliśmy się– teraz tylko to potwierdzam. Ale to, że zerwaliśmy, to nie znaczy, że nie przyjaźnimy się. – skwasił się.
- Nie chcę ci się narzucać, jeśli tak uważasz, to szanuję twoją decyzję. – przybliżył się do mnie, że prawie stykaliśmy się ciałami – Chciałem ci tylko powiedzieć, że odkąd cię poznałem jesteś dla mnie najważniejsza i zrobię dla ciebie wszystko. – powiedział na jednym wdechu. Pocałował mnie w czoło i po prostu wyszedł.

Zdezorientowana usiadłam na parapecie i zaczęłam płakać. Po jakimś czasie usnęłam. Rano obudziłam się w łóżku, słysząc jak ktoś wchodzi do mojego pokoju. Otworzyłam oczy i zobaczyłam mojego tatę.
-Cześć- przywitałam się- coś się stało?
-Hej słońce. – podszedł i usiadł na moim łóżku- nic, przepraszam, że cię obudziłem.
- Nic się nie stało, a po co przyszedłeś?
-Chciałem cię prosić, żebyś pojechała i kupiła jakieś ubrania dla małej, bo wszystko jest jej za małe.
- Dobra, zaraz się ogarnę i pojadę z nią. Mógłbyś mi zrobić jakieś śniadanie?
- Jasne i dziękuję.
- Nie ma za co. – uśmiechnęłam się i wstałam, udając się do łazienki. Wzięłam długi prysznic. Owinięta ręcznikiem, udałam się do garderoby. Wybrałam jakieś luźne ubrania i wróciłam z powrotem do łazienki. Po kilku minutach byłam już ubrana i wymalowana. Zeszłam do kuchni na śniadanie, po czym wpadłam na genialny pomysł.
-Tato… - zaczęłam niepewnie.
-Tak?
- No bo tak pomyślałam sobie, że może mógłbyś zarezerwować mi studio?
- Napisałaś coś nowego?- zapytał.
- Coś  tam by się znalazło, poza tym chciałam nagrać ‘Long Live’.
- Jasne już się za to biorę. –odpowiedział z uśmiechem, podając mi naleśniki. Potem wyszedł do swojego biura, pewnie realizując moją prośbę.

Po skończonym śniadaniu wzięłam Alice i pojechałyśmy do najbliższego centrum handlowego. Kupiłam małej kilkanaście bluzek, spodni, dwie ciepłe bluzy i piżamki w misie. Poszłyśmy także kupić trochę chemii, więc do koszyka trafiło przy okazji kilka szamponów, pieluszek itp. Gdy podchodziłam do kasy zobaczyłam piżamki z One Direction i chłopakami. Wzięłam po jednej z Harrym, Niallem, Louisem, Zaynem i Liamem plus z ich logo. Poszłyśmy do kasy i zapłaciłyśmy za wszystko. Wzięłam wszystkie torby do rąk, ale po chwili wszystko mi z nich wypadło. Zaczęłam zbierać to, co upuściłam, gdy po chwili ktoś zaczął mi pomagać.
- Dzień dobry Elizabeth, co ty tutaj robisz? –zapytał z udawaną powagą Louis.
- A tak jakoś sobie sprzątam, bo zakupy mnie nie lubią. – powiedziałam, zabierając resztę rzeczy z podłogi.
- Daj pomogę – powiedział, wyrywając mi torby z rąk.
- Dziękuję. – odszukałam Alice wzrokiem, znalazłam ją przytulającego wielkiego misia –Haha, nowa zabawka na oku, widzę. –zaśmiałam się, spoglądając na Lou. Chwilę później byłam już przy Alice, odciągając ją od miśka.

Wyszliśmy z galerii z torbami pełnymi zakupów, kiedy nagle zadzwonił mój telefon. 
-Tak? –odebrałam, odstawiając torby koło samochodu, jednocześnie cały czas trzymając za rękę Alice.
-Hej Liz, mamy studio zamówione na 13. Zdążysz jeszcze wpaść do domu, czy spotkamy się na miejscu?
-Liz, ja zaraz wrócę. –wtrącił jeszcze Lou. Twierdząco pokiwałam głową, wracając do wcześniejszej konwersacji.
-Nie, spotkajmy się na miejscu. Mam pół godziny, więc nie będę się już pchać przez miasto do domu. Powiedz mi tylko, które studio.
-Abbey Road Studios, ja będę tam za chwilkę, bo właśnie wychodzę z domu, więc weź małą i przyjedźcie.
-Jasne, już jedziemy. –rozłączyłam się, pośpiesznie wkładając zakupy do bagażnika. Po chwili Alice także trafiła do swojego fotelika. Wzrokiem cały czas szukałam Louisa, którego gdzieś wcięło.
-Już jestem! –zawołał, kiedy zamykałam już drzwi od samochodu.
-Co ty sobie żartujesz? –zapytałam, spoglądając na misia, którego trzymał w rękach.
-Nie. –niewinnie się uśmiechnął, otwierając tylne drzwi i wręczając zabawkę Alice. Ta natomiast od razu zaczęła cieszyć mordkę –Nie ma za co. –uśmiechnął się do niej, co w sumie słodko wyglądało -Aaa, zapomniał bym. Dla ciebie też mam –wrócił do mnie, wyciągając zza pleców miniaturkę zabawki Alice.
-Taki żarcik?
-Nie, nie. To tak na poważnie. –jeszcze szerzej wystawił ząbki, wręczając mi prezent.
-Dziękuję?
-Wystarczy buziak.
-Tak, tak, może frytki do tego?
-Zjadłbym chętnie, ale muszę jechać do studia. Widzimy się wieczorem?
-Nie wiem jeszcze, raczej tak. Coś tam Harry mówił o spotkaniu. Wyskoczmy do Nando’s, hm?
-Jasne, pogadam z chłopakami i dam ci znać. –uśmiechnął się –Do zobaczenia –zwrócił się do małej, machając jej na pożegnanie –do później Lizzie. –zbliżył się do mnie, całując w policzek, co troszkę mnie zmieszało, ale nie mam zamiaru na razie o tym myśleć, bo Louis stracił moje zaufanie i minie dużo, ale to dużo czasu, zanim znów je odzyska. 

* * *
No cześć! 18 gotowa i mam nadzieję, że się podoba. Liz i Lou na razie wstrzymują broń XD. Nie zdradzę nic na temat następnego rozdziału, gdyż chyba Wam się nie spodoba (nie pod względem sposobu pisania, ale tego, co będzie w nim zawarte). 
Jeśli macie pytania/sugestie, czekam na twitterze (@proveyouloveme ) lub w komentarzu :) 
xx.

środa, 29 sierpnia 2012

Siedemnaście


Obudziłam się, gdy lądowaliśmy. Z samolotu wyszłam ostatnia, ze spuszczoną głową. Nagle na kogoś wpadałam.
- Mark?! – krzyknęłam z niedowierzaniem, przecież się zwolnił- Co ty tutaj robisz?
- Przyjechałem po ciebie. – powiedział z uśmiechem – Twój tata po mnie zadzwonił, żebym się tobą zajął. Chodź samochód na nas czeka.

W domu znaleźliśmy się po 20 minutach. Od razu poszłam do swojego pokoju i usiadłam na moim ulubionym parapecie, z którego miałam widok na mój ogród. Po chwili przyszedł Mark, a w ręce trzymał gorącą czekoladę z bitą śmietaną. Wiedział, że zazwyczaj mi to pomagało.
- Proszę. – podał mi kubek – Mogę?- zapytał pokazując na parapet, a ja kiwnęłam głową na ‘tak’ – Lizzie co się stało w Ameryce?
- Nie chcę o tym gadać. – powiedziałam, kiedy łzy spłynęły mi po policzkach.
- Ale wiesz, że później i tak będziemy musieli o tym pogadać? – powiedział, przytulając mnie. Ja nic nie powiedziałam, tylko się w niego wtuliłam. Po chwili nie wytrzymałam i wszystko mu powiedziałam, wtedy się rozpłakałam. Nie wiem ile tak siedzieliśmy, ale po jakimś czasie zaczynałam robić się senna, aż w końcu oczy same mi się zamknęły. Czułam, że gdzieś mnie zaniósł, później już spałam.

Obudziłam się, gdy już było jasno. Leżałam na łóżku, a obok mnie siedział tata.
- Dzień dobry. – powiedział.
- Cześć. Jak się leciało? – zapytałam.
- Dobrze, mała od razu zasnęła i spała cały czas. – powiedział uśmiechnięty – Zejdziesz na śniadanie?
- Tak. Tylko się ubiorę. – powiedziałam, wstając z łóżka.
- Jeśli będziesz mogła to zabierz Alice z łóżeczka. – powiedział, ja kiwnęłam głową, na znak, że zabiorę ją. Tata wyszedł.
Szybko się ubrałam w jakieś dresy i poszłam do małej. Leżała w swoim łóżeczku, gdy ją do niej podeszłam, od razu się uśmiechnęła. Wzięłam ją na ręce i zaczęłam lekko podrzucać.
Zeszłam z nią do kuchni gdzie tata przygotowywał jej jakieś jedzonko. Posadziłam Alice do fotelika i zaczęła jeść, ja natomiast usiadałam przy stole. Tata podsunął mi miskę z płatkami. Po paru minutach frontowe drzwi się otworzyły i stanął w nich Mark.
-Dzień dobry. – przywitał się.
-Cześć. –powiedziałam – Od kiedy tak sobie wchodzisz, nawet nie pukając?
-Od teraz. – powiedział i się uśmiechnął – Zabieram cię na spacer.
-No chyba nie. Zobacz jak wyglądam. – wstałam, żeby mógł się mi przyjrzeć.
-Wyglądasz jak zawsze ładnie. – powiedział, całując mnie w policzek.
-No dobra. – powiedziałam i poszłam do swojego pokoju przebrać i wymalować się. Po chwili byłam już na dole, patrząc jak Mark trudzi się z zawiązaniem butów małej. Zaczęłam się z niego śmiać, a ten spojrzał na mnie ze złością.
*
Szłam powoli w parku z Markiem patrząc na uśmiechniętą Alice. Po głowie zaczęło mi latać:

Wyciągnęłam mojego BlackBerry I zaczęłam pisać te słowa. Po chwili dopisywałam już:



Gdy skończyłam zobaczyłam, pochylającego się i czytającego moje wypociny potoczne nazywane ‘piosenkami’, Marka.
- Ej. – zapisałam to, co napisałam i schowałam telefon.
- Dobre to. – powiedział, uśmiechając się. Zignorowałam go, wywracając oczami po czym podeszłam do małej i wzięłam ją na ręce- chodźmy już lepiej. – powiedział Mark, odwracając mnie w stronę domu.
- Dlaczego? –zapytałam, wykonując obrót o 180 stopni, co w sumie okazało być się złym pomysłem.

Zobaczyłam Louisa stojącego z Eleanor i Robem. Chyba się o coś kłócili. Po chwili sprzeczania Rob odszedł, a Lou się uśmiechnął i pocałował Eleanor. Oddałam Alice w ręce Marka i z płaczem pobiegłam w stronę wyjścia z parku. Usłyszałam jak Mark krzyczy za mną. Po krótkiej chwili jeszcze jeden głos krzyczał ‘Lizzie’. Obróciłam się i zobaczyłam biegnącego za mną Lou. Nie miałam najmniejszego zamiaru na niego patrzeć, a co dopiero z nim rozmawiać. Louis znów mnie skrzywdził. Przyspieszyłam więc, po kilku minutach znajdując się już w domu. Policzki miałam całe czarne od tuszu. Gdy wbiegłam do domu i trzasnęłam drzwiami, od razu tata znalazł się koło mnie.
-Lizzie. Co się stało?- zapytał, a ja tylko poleciałam do swojego pokoju. Na schodach cały czas się potykałam. Wpadłam do pokoju, zamykając drzwi za sobą. Rzuciłam się na łóżko. Tata przez cały czas pukał do moich drzwi, prosząc abym otworzyła. Nawet go nie słuchałam. Po chwili nie słyszałam już ani pukania, ani głosu ojca. Tata odszedł od drzwi i poszedł na dół. ‘Zostałam sama’ -pomyślałam. Do końca dnia nic nie jadłam, a w nocy nie mogłam spać. Rano lekko zgłodniałam, więc poszłam po cichu do kuchni. Mimo moich próśb tata siedział tam, popijając poranną kawę, pomijając fakt, że była dopiero 6 rano! Myślałam, że zacznie na mnie krzyczeć za wczoraj, a on tylko wstał i przytulił mnie.
- Przepraszam. – powiedzieliśmy równo.
- Za co? – zapytałam.
- Za to, że cierpisz, a ja nie umiem ci pomóc. – powiedział.
- To nie twoja wina. Najwyraźniej tak musi być. – powiedziałam.
- A ty za co przeprosiłaś?
- Że przeze mnie cierpisz. – teraz już się rozkleiłam – Przepraszam, ale muszę sobie to jakoś poukładać, sama. – powiedziałam, zabierając śniadanie i udając się do swojego pokoju.

Przez cały dzień nic nie robiłam, poza oglądaniem zdjęć. Przez cały czas płakałam. Najpierw to były zdjęcia z dzieciństwa, te na których jestem z mamą. Zaczęłam sobie podśpiewywać :



Mama to jedyna osoba, z którą mogłabym w tej sytuacji porozmawiać i zapytać o radę. Niestety, nie ma jej przy mnie i nikt nie może jej zastąpić. Kiedy pojawił się Louis, myślałam, że to on 'zaopiekuje' się mną w jakiś sposób na pół z moim tatą. Jednak zawiódł mnie i uczucie obawy przed ponownym zaufaniem komuś znów wróciło... 
Odłożyłam gitarę i wróciłam do zdjęć po przeprowadzce do Londynu. Zaczęłam się uśmiechać, wspominając jak się brudziliśmy z tatą, gdy postanowiliśmy razem pomalować jeden z pokoi w naszym starym domu. Chciałam przejść do zdjęć moich pierwszych koncertów, kiedy zobaczyłam cień na moim łóżku. Odwróciłam głowę i zobaczyłam tatę, pochylającego się nade mną.
-Jak długo tu stoisz?- zapytałam.
-Od kiedy usłyszałem jak grasz.
-Przecież to było jakieś 30 minut temu. – oburzyłam się, zamykając albumy- Dlaczego nie usiadłeś?
-Bo wiedziałem, że gdy mnie zobaczysz to przestaniesz oglądać. – powiedział – Nie przeszkadzaj sobie, już idę.- powiedział, a we mnie coś pękło.
- Tato!- zawołałam.
- Tak? – zapytał, zatrzymując się w drzwiach.
- Chciałbyś pooglądać ze mną te zdjęcia?- uśmiechnęłam się lekko.
- Nie będę tobie przeszkadzał.
- Nie będziesz.
Usiadł koło mnie na łóżku. Zdjęcia oglądaliśmy śmiejąc się i wspominając początki mojej kariery. Doszliśmy do albumu z ostatniej trasy koncertowej. Tej z One Direction.
- Zostawię cię samą. Jak byś czegoś chciała wołaj. – powiedział, jakby czytał mi w myślach.
- Dziękuję. – powiedziałam, a on zamknął drzwi. Wzięłam album i poszłam usiąść na moim parapecie.
Zaczęłam płakać. Znowu.
Po chwili usłyszałam, jak jakieś kamyki odbijają mi się od okna. Z racji, że miałam głowę pomiędzy kolanami, odwróciłam się i spojrzałam przez okno na dół. Najpierw zobaczyłam niewyraźną postać, z racji, że miałam łzy w oczach, ale gdy je przetarłam, dostrzegłam Lou stojącego w moim ogrodzie. Jakby oparzona wstałam i jeszcze raz spojrzałam przez okno. Na 100% stał tam Louis. Krzyczał, że przeprasza, że ona nic dla niego nie znaczy… Otworzyłam okno, słodko się uśmiechnęłam i krzyknęłam ‘SPIERDALAJ KURWA’. Zamknęłam je z powrotem i rzuciłam się na łóżko. Zaczęłam płakać, byłam strasznie zła. ‘Po co on tu przyszedł?’ ‘Czego on tu chciał?’- pytałam sama siebie. 
Zobaczyłam, że jedno zdjęcie jest odwrócone ‘pewnie musiało wypaść z któregoś albumu’ – pomyślałam. Wzięłam je do ręki, było tam napisane ‘To ten dzień <3’ Odwróciłam je i zobaczyłam zdjęcie z dnia, kiedy się poznaliśmy. Ujęte było akurat jak podawaliśmy sobie ręce. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Przetarłam oczy i zobaczyłam, że na zdjęciu mam również uśmiech, nie taki jak na zwykłych zdjęciach. W sposób…. taki inny no. Jakbym już wtedy bym wiedziała, że coś z tego będzie. Wzięłam do ręki gitarę (już kolejny raz tego wieczora) i zaczęłam brzdąkać do słów, które same składały się w jedność w mojej głowie:

Leżałam sama na łóżku, cały czas myśląc o jednym –Lou. Przez prawie miesiąc udawaliśmy, że nic do siebie nie czujemy, co w sumie nieźle nam wychodziło. Potem jednak udało nam się pojąć, że lubimy się bardziej, niż powinniśmy, ale oczywiście jak powoli zaczęło się układać, coś a właściwie ktoś musiał to spierdolić. 

* * *
Dziś cały świat śpiewa HAPPY BIRTHDAY LIAM! Nasz Daddy kończy 19 lat. Huhu!
Co do opowiadania, nie jest tak wesoło ..
Kryzys u Liz, w ogóle dziwna atmosfera. Przepraszam, ale musiało coś się dziać .. Mam nadzieję, że mi wybaczycie :)
Jeśli chodzi o piosenki, to kliknijcie na tekst, to przeniesie Was na youtube, gdzie będziecie mogli przesłuchać utwory :)
 Jeszcze raz wszystkiego najlepszego dla Liama!!!!!
Tyle ode mnie xxxx.

@proveyouloveme -twitter

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Szesnaście


-No dzieciaki, popisaliście się. –stwierdził tata, kiedy znaleźliśmy się już w hotelowym holu –A teraz do spania. Jutro widzimy się na śniadaniu, a potem mamy samolot do domu.
-To o której końcowo lecimy? –zapytałam.
-O 17:30 mamy lot, ale nie piszcie tego nigdzie, nie chcemy zamieszania na lotnisku, dobrze? –zapytał Paul. Wszyscy przytaknęliśmy, udając się do pokoi. 
Po długich, naprawdę długich namowach, udało mi się przekonać ojca, że nic mi nie będzie, jeśli podzielę pokój z Louisem. Niepewnie się zgodził, sprawiając tym samym radość nie tylko Louisowi, ale także mnie.
-Dobranoc. –powiedziałam, żegnając się ze wszystkimi na korytarzu. Otworzyłam drzwi kartą magnetyczną, jednocześnie zapalając światło. Na łóżku ujrzałam wielki bukiet czerwonych róż. Odwróciłam się szybko, patrząc na stojącego za mną Lou, który cały czas się uśmiechał – Więc tak mi się coś zdaje, że mamy całą noc dla siebie panie Tomlinson. – powiedziałam, przysuwając się do niego bliżej i napierając swoje ciało na jego.
-Więc pani Tomlinson, – mimo woli się uśmiechnęłam – co chcesz robić?
-Myślę, że chcę...- udawałam, że myślę – wziąć dłuuuuuuuuuuuuugą kąpiel. – powiedziałam, szybko się odwracając i udając do łazienki. Zerknęłam tylko na Lou i zobaczyłam jego zdezorientowaną minę.

Po kilkudziesięciu minutach wyszłam z wanny. Chciałam się ubrać w moją piżamę, ale przypomniałam sobie, że nie zabrałam niczego z moich torb. Chcąc, nie chcąc musiałam iść do pokoju w samym ręczniku. Otworzyłam lekko drzwi i zobaczyłam, że Lou leży z zamkniętymi oczami na łóżku. ‘Pewnie śpi’, pomyślałam, więc po cichu weszłam głębiej pokoju i uklękłam przed walizką. Miałam tylko jedną rękę do dyspozycji, bo drugą trzymałam ręcznik, żeby przez przypadek mi się nie zsunął. Szukałam swojej bluzki, którą mam jako piżamę, gdy ją znalazłam zabrałam resztę uszykowanych rzeczy i wstałam. Nagle ktoś mnie objął od tyłu.
-Gdzie się wybierasz? – rozpoznałam najbardziej melodyczny głos na świecie.
- Mam zamiar się przebrać. – odpowiedziałam, odwracając się w jego stronę.
- Po co? Tak wyglądasz ładniej. – pocałował mnie w szyję.
- Możliwe, ale jak tata by zobaczył nas w takiej pozycji, to by mnie zabił. Ciebie też, tak przy okazji. – powiedziałam, szybko go całując i wchodząc do łazienki.
- Ej no! – krzyknął, gdy zamknęłam mu drzwi przed nosem.
-Nie dziś Tomlinson. –odpowiedziałam z uśmiechem przez zamknięte drzwi. Szybko wciągnęłam na siebie koszulkę z jakimś miśkiem na plecach i umyłam zęby. Wróciłam do pokoju, w którym cały czas był Lou.
-Nie gniewaj się, co? –zapytałam, podchodząc do niego.
-Noo. –odpowiedział w tym samym stylu, w którym ja zadałam pytanie.
-Na pewno? –usiadłam mu na kolanach.
-Tak. –słodko się uśmiechnął –Co powiesz na piknik w Central Parku przed wylotem?
-Hmm.. kusząca propozycja… Pytałeś już chłopców? –zapytałam, znając jego odpowiedź.
-Głuptasie, spędźmy trochę czasu sami ze sobą, a nie ciągle chłopcy i chłopcy. –powiedział, odgarniając kosmyk włosów z mojej twarzy. Mimowolnie się uśmiechnęłam, składając na jego ustach pocałunek.
-Okej, okej. Spędzimy trochę czasu ze sobą jutro, a teraz idziemy spać. Rano czeka mnie, a w sumie nas pakowanie, potem piknik, a potem w końcu wrócę do własnego łóżka.
-Aa, czyli nie pasuje ci spanie ze mną tutaj, okej. –wstał, udając się do łazienki.
-Nie! –wydarłam się, podążając za nim –To nie tak!
-Za późno McClair. –powiedział, zamykając mi drzwi przed nosem.
-No otwórz… -żadnej reakcji –no przepraszam, no –znów nic. Pewnie miał w tej łazience niezły ze mnie ubaw –to ja idę spać i nie dostaniesz buziaka na dobranoc. Widzimy się jutro, dobranoc Tomlinson. -odwróciłam się na pięcie, wracając do sypiali, automatycznie rzucając się na łóżko. Chwilę potem odpłynęłam do krainy snów.

-Widzimy się na lotnisku, tylko się nie spóźnijcie błagam... –powiedział tata, kończąc swoją kanapkę.
-Tato, czy ja kiedykolwiek byłam nieodpowiedzialnym dzieciakiem, który spóźnia się na każdą możliwą okazję? Nie, więc skończ to przedstawienie. Na pewno się nie spóźnimy. –uśmiechnęłam się, uspokajając go.
-Dobrze, w takim razie idę na górę, spakować resztę swoich rzeczy, a wy zajmijcie się jeszcze chwilkę Alice, dobrze?
-Jasne. –odpowiedział Nialler. Ojciec odszedł, a zaraz po tym Harry zaczął bawić się nawet nie wiem w co, bo mieszał w szklance wszystko, co możliwe. Resztkę kanapki mojego taty, kakao Nialla, sok pomarańczowy Zayna, płatki Louisa, dżem z tosta Liama i swoje pestki od arbuza.
-Możesz przestać? Niedobrze mi. –powiedział zniesmaczony Louis.
-Zawsze chciałem być chemikiem, nie wiedziałeś o tym? –zapytał zdziwiony Harry, nie przerywając swoich eksperymentów.
-Taa, niestety zostało ci bycie w zespole, co? –zapytałam.
-No właśnie i muszę się dusić w jednym tour busie z kimś takim jak wy. –czy mi się zdaje, czy Harry właśnie nas wyśmiał?
-Nie odzywaj się do nas. –słusznie skwitował go Niall.
-I tak was kocham. –Harold słodko się uśmiechnął.
-Nie ma tak. –oburzył się Zayn –To bolało. –dodał, udając, że płacze.
-I co mam niby teraz zrobić, hm?
-Wypij to za karę. –powiedział Zayn, wskazując na miksturę Hazzy.
-No chyba cię popieprzyło. –Harry spojrzał na niego z niedowierzaniem. Zayn tylko wzruszył ramionami, na znak, że jego propozycja wcale nie była żartem - No dobra. – Harry zakrył sobie nos dłonią, ja nie chcąc na to patrzeć, aby nie zwrócić śniadania, po prostu odwróciłam głowę, wtulając się w siedzącego obok Louisa – Wiecie co… to jest nawet dobre.- stwierdził Harry.
- Jesteś obrzydliwy Styles. – powiedziałam, lekko odsuwając się od mojego chłopaka, chcąc spojrzeć na Hazzę, ale już po zobaczeniu, tego, co spożywa, z powrotem odechciało mi się na niego patrzeć, więc wróciłam do poprzedniej pozycji.

Po śniadaniu poszłam z Lou do pokoju, gdzie na łóżku był już przygotowany koc i piknikowy koszyk. Szybko przebrałam się w jakieś wygodniejsze ciuchy i udaliśmy się do samochodu.
-Co masz w tym koszyczku? –zapytałam.
-Nic specjalnego, trochę truskawek, winogron, coś do picia… Jak mówiłem, nic specjalnego.
-Idealnie. –uśmiechnęłam się, całując go w policzek.  


W parku byliśmy już jakąś godzinę. Cały czas się śmiałam przez Lou. Najpierw graliśmy w kto złapie więcej winogron do buzi, później oglądaliśmy chmury i mówiliśmy, co nam przypominają. Gdy wróciliśmy do pozycji siedzącej, Lou zobaczył coś za mną. Przeprosił mnie i szybko udał się w stronę wyjścia z parku. Po kilku minutach siedzenia samej, usłyszałam dźwięk odbierania wiadomości z telefonu mojego towarzysza. Zobaczyłam, że dostał smsa od nieznanego numeru ‘ Hej słońce! Słyszałam, że wracasz dzisiaj, co powiesz na kolacje jutro wieczorem?’ Spojrzałam, czy są jakieś starsze wiadomości od tego numeru, były z wczoraj, pisał do niego ‘kocie’ ‘kotku’ itp. Szybko zapisałam numer na swoim telefonie i zadzwoniłam. Włączyła się poczta głosowa – ‘Cześć tu Eleanor Calder. Nie mogę teraz odebrać, zostaw wiadomość, a oddzwonię.‘
Załamałam się. Poczułam, że łzy cisną mi się do oczu.
Ktoś nagle mnie przytulił, od razu dało się wyczuć perfumy Lou. Przede mną pojawiła się piękna, czerwona róża.
-To dla ciebie kotku.
-Kiedy miałeś zamiar mi powiedzieć? – zapytałam, waląc prosto z mostu.
-Powiedzieć co? – wypuścił mnie z uścisku, a po chwili zobaczyłam jego piękną mordkę przed sobą.
-Powiedzieć, że nadal jesteś z tą suką. – powiedziałam, przywaliłam mu ‘z liścia’ i najnormalniej wybiegłam z parku, wsiadając do najbliższej, żółtej taksówki.
-Witam panno Elizabeth. Gdzie panią zawieźć? – zapytał kierowca, a ja podałam mu adres hotelu. Czy naprawdę każdy, kogo spotkam musi wiedzieć jak się nazywam? Nawet kierowca taksówki? To staje się męczące…
Gdy dojechaliśmy, zapytałam ile płacę.
- Jeśli mógłbym to tylko autograf dla mojej córki Niny. – podał mi jakąś karteczkę, na której nabazgrałam swój autograf z dopiskiem ‘Dla Niny’ i udałam się szybkim tempem do pokoju mojego taty.
-Tato…- zaczęłam, gdy znalazłam się już w jego pokoju. Akurat oglądał bajkę z Alice.
-Co się stało słońce? – zapytał, a widząc mój stan, przytulił mnie.
- Mam do ciebie prośbę.
- Jaką?
- Mogłabym jechać szybciej do domu? – zapytałam.
- Dlaczego? –odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Tato proszę. Nie chcę teraz o tym rozmawiać...
- Dobrze. Poczekaj chwilkę z Alice. – powiedział, wychodząc na korytarz.
Podeszłam do dziewczynki, a ta uśmiechnęła się na mój widok. Po prostu musiałam go odwzajemnić.

Tata wrócił po paru minutach mówiąc, że za chwilę wylatuje samolot. Zabrałam małą na chwilkę do Paula z prośbą o chwilowe zajęcie się nią, a sama pojechałam z tatą na lotnisko. Chciał lecieć ze mną, ale powiedziałam mu, że musi zająć się Alice i dam sobie radę sama. Tata wręczył mi podręczną torbę, którą spakowałam przed śniadaniem. Gdy usiadłam na swoim miejscu, od razu wyciągnęłam słuchawki i włączyłam ulubioną play listę, po chwili już zasypiając. 

* * *
Mamy kryzys i tylko Wam powiem, że Liz i Louis szybko się nie pogodzą. Kto wie, czy w ogóle znów będą parą...
Jeśli chodzi o Love With One Direction  dodam tam nowy dziś pod wieczór, bo za chwilę wychodzę, a dane są na pen drive, który chwilowo jest MIA xd.
Do później xx

czwartek, 23 sierpnia 2012

Piętnaście


Kilka minut temu dojechaliśmy do Nowego Jorku, meldując się w hotelu. Nie mogę uwierzyć, że trasa koncertowa tak szybko się skończyła. Czeka na nas tylko jeszcze jeden koncert, a potem znowu wracamy do szarej (nie tylko ze względu na pogodę) rzeczywistości w Londynie. Nie żebym narzekała, czy coś, ale zżyłam się z chłopcami przez ostatnie kilka tygodni. Oczywiście będziemy się spotykać po powrocie do Londynu, ale podejrzewam, że to nie to samo, jak życie z nimi pod jednym dachem. Mimo, że to dach tour busa, ale jednak dach, nie?

-To co, gotowa na podbicie Nowego Jorku? –zapytał tata, dając mi tym samym zielne światło do wejścia na scenę.
-Tak. –odpowiedziałam stanowczo –Tato... –zwróciłam się do niego, odwracając jeszcze na sekundę.
-Tak?
-Dziękuję za wszystko. –wyszeptałam, odbierając mikrofon, od mężczyzny stojącego przed wejściem na scenę –Nowy Jork? –rozległy się brawa –Jesteście gotowi? –jeszcze większy szum –Zaczynamy! –totalne szaleństwo. Z resztą nie ważne, w jakim mieście bym grała, mnóstwo ludzi mi towarzyszy i przesyła pozytywną energię na scenę. Fani są najważniejsi w tym, co robię, dlatego nigdy, przenigdy nie zrezygnuję.

Po przerwie wróciłam, by zaśpiewać już przedostatnią piosenkę.
-Zanim pokażę wam moją niespodziankę… Mam dla was prezent. Pewnie znacie słowa, dlatego śpiewajcie ze mną. Chcę słyszeć każdego! –krzyknęłam, wskazując ręką, na zapełnioną arenę –I jeszcze jedno, chciałabym zadedykować tę piosenkę komuś specjalnemu… -po widowni zaczęły rozchodzić się dźwięki ‘uuu’ – to wy  kochani. –zaśmiałam się, zaczynając tańczyć do pierwszych nut piosenki.


-A teraz obiecana niespodzianka… -założyłam na siebie gitarę, którą podał mi ten sam mężczyzna, który dał mi mikrofon –Napisałam tą piosenkę podczas obecnej, kończącej się już trasy koncertowej… Nie miała jeszcze swojej premiery, ani nie została nagrana. Myślicie, że ktoś pogniewa się, jeśli wam ją teraz zaśpiewam? –rozległy się jeszcze większe brawa, niż po zakończeniu jakiejkolwiek piosenki –Prawdopodobnie nie, prawda? –zaśmiałam się, patrząc na tłum –W takim razie, chcę zobaczyć na scenie pięciu wspaniałych chłopaków, bez których ta trasa na pewno nie byłaby możliwa… -rozległ się jeszcze większy pisk, bo pewnie ludzie domyśleli się o kogo chodzi. Cóż muszę przestać to ukrywać, One Direction mają więcej piszczących fanek niż ja… Muszę jakoś przeżyć – Louis, Niall, Zayn, Liam i Harry! –w tym samym momencie każdy z nich wpadł na scenę, doprowadzając do jednego, wspólnego orgazmu wszystkich zgromadzonych w sali dziewcząt –Wiecie, że świetnie się bawiłam i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będziemy mogli to powtórzyć. –powiedziałam, spoglądając na każdego, ukradkiem puszczając oczko Louisowi –To dla was. –uśmiechnęłam się i zaczęłam grać.


Mimo, że tłum jaki znajdował się w arenie, nie znał tekstu piosenki, bawił się świetnie. Wszyscy zapalili swoje kolorowe światełka, wytwarzając tym samym niesamowitą atmosferę. Nawet chłopcy ‘pokradli’ fanom z pierwszych rzędów lampki, kołysząc się z nimi w rytm piosenki na scenie. Wyśpiewałam ostatnie zdanie: ‘One day we will be remembered’ i tłum zrobił się jeszcze bardziej szalony. Nie pomyślałabym, że ta piosenka tak się im spodoba. Ale w sumie jest napisana prosto z serca, to jej największy atut. 
Przewidziany dla mnie czas na scenie niestety się skończył, dlatego podziękowałam wszystkim zgromadzonym i kłaniając się, zeszłam ze sceny w objęciach Liama i Lou. Ten drugi zaraz po straceniu z oczu tłumu pocałował mnie.  Przyznam się, że był to najlepszy z jego pocałunków.
-Dziękuję. –szepnął mi do ucha, odklejając się.
-Za co? –zapytałam zdziwiona.
-Za wszystko, za to, że jesteś, za to, że sprawiasz, że jestem szczęśliwy, za to, że cię poznałem, za to, że napisałaś piosenkę, za wszystko. –uśmiechnął się. Nic nie odpowiedziałam, tylko odwzajemniłam uśmiech, mocno się w niego wtulając.
- Musisz już iść na scenę, kotku. – powiedziałam, bardziej się wtulając.
- Wiem. – powiedział całując mnie – przyjdę jak najszybciej.
- Dobrze. – powiedziałam, a on wbiegł na scenę wraz z chłopakami, ja natomiast udałam się do garderoby. Szybko się przebrałam i poszłam za scenę gdzie był telewizor i można było oglądać koncert.
- Chcielibyśmy zaprosić teraz kogoś na scenę. – powiedział Harry z głupawym uśmieszkiem.
- Ten ktoś jest bardzo ważny dla naszego przyjaciela.- powiedział Niall, a wszyscy przytulili się do Lou. 
‘O nie’- jedyne, co pomyślałam.
- Zapraszamy na scenę …- zaczął Liam- Liz McClair. – z powrotem wróciłam na backstage, Niall przyszedł po mnie, chwytając za rękę.
-Louie siadaj. –Harry popchnął go tak, że wylądował na znajdującej się na środku sceny kanapie –Liz, ty koło niego –Niall posłusznie odprowadził mnie we wskazane miejsce, usadawiając koło Lou. Niepewnie na niego spojrzałam, ten tylko się uśmiechnął, jednocześnie mnie uspokajając –Zgromadziliśmy się tutaj, aby połączyć węzłem akceptacji tych oto dwoje zakochanych w sobie młodych ludzi. –Harold zaczął swoje przemówienie –Czy wy, drodzy fani zgadzacie się na związek tych oto gołąbków? –zapytał, na co tłum zaczął wariować, bijąc brawa –Czyli tak… Ja też to zatwierdziłem, jako że jestem połową Larrego, ale nie gadajmy o prywatnych sprawach. –tak, tak Harry bo mój związek z Lou nie jest prywatną sprawą… - Oni się zgodzili, –odwrócił się do nas, wskazując na szalony tłum –to co, mogę oficjalnie ogłosić, że jesteś panią Tomlinson? –popatrzył na mnie, a ja wybuchłam śmiechem.
-Możesz. –odpowiedziałam.
-Panie i panowie –Harry znów stanął przodem do publiczności –przed państwem szczęśliwa para Tomlinsonów! –w arenie rozległy się jeszcze większe brawa, a publiczność zaczęła krzyczeć ‘gorzko, gorzko’.
-Kto ma się całować? –zażartowałam.
-Ty debilu. –Harry podszedł do mnie, szeptając na ucho.
-Aha! –krzyknęłam, udając zdziwioną. Wiem, że nie wytrzymałabym dłużej, dlatego podeszłam do Louisa, składając na jego ustach soczysty pocałunek.
-Dobra, kończcie, –Harry nas ‘rozdzielił’ –mamy koncert do zagrania, zapomniałeś? –zwrócił się do Lou, odwracając się do mnie dupą. Za jego plecami zaczęłam go naśladować, co sprawiło, że cała arena wybuchła jednym, wielkim, niepohamowanym śmiechem. Zdążyłam skończyć, zanim Harry skapnął się, o co chodzi. Potem spojrzał tylko na wszystkich ze zdezorientowaną miną, machając ręką, na znak, że kończymy z wygłupami, zajmując się koncertem. Chłopcy zaczęli śpiewać ‘Everything About You’, chciałam zejść ze sceny, ale oczywiście Harold chwycił moją rękę, nie pozwalając mi tym samym udać się na backstage. Swoją drogą, zaczęłam rozmyślać o tym, co powiedzą na nasz związek fanki, a raczej antyfanki One Direction. Przecież nie muszą od razu zakładać klubów ubóstwiających Liz McClair, wystarczy tylko, że będą mnie szanować. ALE, wracając do koncertu, Harry posadził mnie na kanapie, cały czas stojącej na scenie i włączył się do piosenki, aż w końcu nadeszła solówka Lou. Usadowił się wtedy blisko mnie na sofie, głęboko patrząc mi w oczy podczas śpiewania. Przestałam się przejmować fankami i rozkoszowałam się koncertem. Nic, ale to nic nie zdoła popsuć tego dnia. A Louie jest zdecydowanie najlepszym, co mnie w życiu spotkało. 

___
Więc jesteśmy nad morzem. ; ) Nie wiem co tutaj pisać. Proszę piszcie komentarze, dla Was to tylko chwilka, a nam się mordki cieszą ;D
Mam nadzieję, że się będzie podobać.

Nowa nazwa na tt : @ILikeHarrysAss


:)

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Czternaście


Wyciągnęłam z szafy kremową sukienkę, ze złotym paskiem, podkreślającym talię i udałam się do łazienki, pozwalając tym samym przebrać się chłopcom w reszcie autokaru. Do sukienki dobrałam jeszcze czarne szpilki ze złotymi wstawkami i złotą kopertówkę. Włosy zostawiłam rozpuszczone, zakręcając lokówką ich końcówki. Kiedy kończyłam się malować, do drzwi zapukał Louis.
-Gotowa już?
-Nie. –odpowiedziałam, tuszując rzęsy.
-Ile mamy czekać? –zapytał, wchodząc i zamykając za sobą drzwi.
-Spokojnie…
-Ta cała kolacja to tylko pretekst, żeby powiedzieć im, że ze sobą jesteśmy, hm? –spojrzał na moje odbicie w lustrze.
-No. –odpowiedziałam, unosząc brwi –Chyba że nie chcesz? –odwróciłam się, patrząc w jego oczy.
-Kto powiedział, że nie chcę? Oczywiście, że chcę. –uśmiechnął się.
-To świetnie. –pocałowałam go –Jeszcze tylko błyszczyk… i gotowe! Możemy iść.
Opuściliśmy łazienkę, czując na sobie wzrok chłopców. Otrzymali oni tylko krzywe spojrzenia, po czym gotowi byliśmy wyjść z busa.
-Niech w końcu przestanie padać! –wydarł się Harry –Przyjechałem tu żeby odpocząć od londyńskiej pogody, a tym czasem jest jeszcze gorzej, no ludzie święci! –nie wiem, jaką moc ma Harold, ale nagle deszcz ustał.
-Pożyczyłeś różdżkę od Harrego Pottera? –zapytał Zayn.
-Nie, jestem bogiem! –Hazza zarzucił grzywą i zszedł po schodach.
-Nie, raczej nie. –wymamrotałam pod nosem, zabierając parasol na wszelki wypadek. Oficjalnie nie jesteśmy z Louisem przecież parą, więc spacer za rękę był wykluczony. Szliśmy po prostu całą paczką koło siebie. Mimo, że ulice były mokre, postanowiliśmy dotrzeć do restauracji na pieszo. Droga zajęła nam dziesięć minut. Może gdyby fotoreporterzy i fani dali nam więcej przestrzeni, dotarlibyśmy trochę szybciej. Zajęliśmy wcześniej zarezerwowany przez tatę stolik, tym samym izolując się od pozostałych na zewnątrz ludzi.

-Dobry wieczór, czy zdecydowaliście się już państwo? –zapytał kelner.
-Tak, poprosimy włoskie spaghetti bolognese dla wszystkich i po lampce wina dla każdego. –powiedział Rob, zmrażając wzrokiem Nialla, który prawdopodobnie do jutra nie zdecydowałby się, na co ma ochotę.
-Rob, skąd wiesz, że mam ochotę na spaghetti? –oburzył się Horan.
-Niall…
-Nie ma żadnego Niall, foch z przytupem, zamkniętymi drzwiami i melodyjką. –tupnął nogą i odwrócił się plecami do Roba, jak małe dziecko.

Kelner przyniósł zamówione przez nas potrawy po około piętnastu minutach. Przed rozpoczęciem spożywania, przyszedł jednak czas na małe ogłoszenie…
-Przepraszam, mam coś do powiedzenia. –zaczął Lou –Niall, poczekaj jeszcze z tym sosem. –puścił mu oczko –A więc, Liz i ja… no wiecie…
-Jesteście razem, tak. Gratulacje, mogę już jeść? –wyręczył nas Niall, mówiąc to na jednym wdechu. Uśmiechnęłam się tylko do Lou, po chwili przenosząc wzrok na tatę.
-Tak? –zapytał ochoczo. Pokręciłam tylko twierdząco głową, czekając na jego reakcję. Muszę przyznać, że chyba się nie załamał, bo wstał i zaczął ściskać nie tylko mnie, ale także Louisa.
-Cieszycie się? –zapytałam, w sumie lekko zdziwiona.
-No jasne, że tak. –odpowiedział Harry, podnosząc swój zacny tyłek i przytulając nas – Tylko proszę opiekuj się moim małym Boo Bear’em .
-Harry, nie zabieram ci go. Będziemy się nim dzielić. –poruszyłam brwiami.  
-Serio?- zapytał z nadzieją.
-Tak. – powiedziałam, a on jebnął smajla i przytulił nas.

Siedzieliśmy tam jakąś godzinę cały czas się śmiejąc z żartów chłopców. Harry co chwilę pytał mnie i Lou kiedy dzieci czy coś, a ja odpowiadałam mu kopniakami pod stołem. Pomógł mi w tym zadaniu, siadając naprzeciw  mnie. W środku żartu Nialla zadzwonił mój telefon. Przeprosiłam wszystkich i wyciągnęłam go z mojej kopertówki. Nie patrząc kto dzwoni, odebrałam telefon.
- Halo…
- Lizzie jesteś w Stanach i nic mi nie powiedziałaś?- usłyszałam męski głos.
- Mi też miło cię słyszeć Justin. Przepraszam, ale nie miałam czasu zadzwonić do ciebie. Jestem tu na trasie koncertowej.
- Gdzie teraz jesteś? – zapytał.
-Obecnie w restauracji w Nashville.
- Jutro rano mam tam wywiad. Co powiesz na jakiś lunch?
- Z chęcią.-odpowiedziałam.
- O 11.30 pasuje?
-Jasne. Przepraszam cię, ale muszę już kończyć.
- Jutro rano wyślę ci adres tej knajpki.
- Okej. To pa.
- No cześć.- rozłączyliśmy się i wróciłam do stolika.
- Kto dzwonił słonko?- zapytał tata.
- Justin.
- Mam być zazdrosny?- zapytał Lou.
- Nie, JB to mój stary znajomy.
-Ty… ty… ty… gadałaś z Justinem Bieberem? – zapytał kochany Horanek, wypluwając wcześniej wszystko, co miał w buzi.
- Tak. – odpowiedziałam z uśmiechem, a ten chyba padł na zawał. Przypomniał mi się nasz pierwszy wspólny wywiad, kiedy się spotkaliśmy. Podobnie zareagował.
- Dobra dzieciaki. Powinniśmy się zbierać. – Powiedział Paul, na co przytaknęliśmy. Tata zapłacił za wszystko i wyszliśmy z budynku, w końcu mogłam chwycić Lou za rękę. Po paru krokach stwierdziłam:
-Nogi mnie bolą.
-Chodź tu. – Lou stanął przede mną i lekko się zniżył. Nie czekając, aż się rozmyśli, wskoczyłam na jego plecy – Ciężka jesteś. – powiedział.
- Dziękuję, ale sam się zaoferowałeś. –odpowiedziałam cwaniackim uśmieszkiem.
-Żartowałem przecież. –uśmiechnął się, spoglądając na mnie bokiem. Po drodze nie czekało już na nas tylu ludzi, co przed wejściem do restauracji. Może zrobiło im się zimno, a może po prostu nie chciało im się czekać dwóch godzin zanim wyjdziemy. Stawiam jednak na tą drugą opcję, gdyż był ciepły, lipcowy wieczór.
-Pierwszy wchodzę do łazienki! –wydarł się Horan. Każdy z nas próbował go jakoś przekupić, by jednak wejść do łazienki jakby poza kolejką. Nikomu jednak się nie udało, aż w końcu… wpadłam na najlepszy w życiu pomysł.
-Jeśli mnie przepuścisz, zabiorę cię jutro na lunch z Justinem. –poruszyłam brwiami. Niallowi tylko opadła szczęka.
-Sprzedane! –wydarł się, przepuszczając mnie.
-Uczcie się chłopcy. –zarzuciłam włosami i weszłam do łazienki. Nie wiem jakim cudem, drugi dzień z rzędu znalazłam się w niej pierwsza. W każdym bądź razie nie miałam czasu na rozmyślanie, dlatego pospiesznie wykonałam każdą potrzebną czynność i po umyciu zębów, opuściłam pomieszczenie –To ja idę spać –powiedziałam, spoglądając na zegar, który wskazywał godzinę 23.30 –do jutra.
-Dobranoc kotku. –Lou podszedł do mnie i namiętnie pocałował. Odklejając się od niego, szybko wdrapałam na łóżko i zasnęłam, jak dziecko po dobranocce.
Rano obudził mnie dźwięk smsa:
‘Od: Justin
Subway przy 857 Briley Parkway. Czekam o 11.30 ;) ‘
Nic nie odpisałam, tylko wygramoliłam się z łóżka, udając do wolnej łazienki. Moja twarz wyglądała nieco jak po zderzeniu z walcem, ale przemyłam ją tylko zimną wodą i już wyglądała o niebo lepiej. Udając się do naszej ‘kuchni’, zauważyłam krzątającego się w niej Harolda.
-Cześć. –zrzuciłam zaspanym głosem.
-Cześć, chcesz kanapkę? –zapytał.
-Dzielisz się żarciem? Od kiedy? –zapytałam zdziwiona.
-Ja nie Niall, umiem się dzielić. –powiedział, unosząc brwi.
-Słyszałem to! –wydarł się Niall, budząc przy tym całą resztę –Liz mam do ciebie pytanie. –podszedł do mnie, próbując dyskretnie je zadać –Na serio mogę iść z tobą na ten lunch? –zapytał szeptem.
-No jasne, przecież obiecałam. –ciepło się uśmiechnęłam.

O 11.15 czarny van zawiózł mnie i Nialla na umówione spotkanie z Justinem. Zajechaliśmy chwilkę przed czasem, widząc go, kończącego wywiad. Usiedliśmy więc przy osobnym stoliku, nie robiąc żadnego zamieszania i spokojnie czekaliśmy. Znaczy ja byłam spokojna, Horan trząsł gacie pod stołem, co było widoczne w jego niebieskich paczadłach.
-Cześć. –powiedział Justin, dosiadając się do nas –Jesteś Niall Horan z One Direction? –zapytał, spoglądając na Nialla.
-Znasz mnie? –Horanek zapytał, wyszczerzając oczy.
-No pewnie, kto by was nie znał. Miło cię poznać w każdym bądź razie.-Justin przybił mu męską piątkę.
-A, no to ja już pójdę, miłej rozmowy. –powiedziałam, widząc ich ‘zakochanych’ w sobie.
-Cześć Lizzie! –rzucił się na mnie Jus.
-Milion lat cię chyba nie widziałam. –stwierdziłam.
-W każdym bądź razie rok na pewno. –odpowiedział Justin –zjecie coś? –już spojrzałam na Nialla, który pewnie jest głodny.
-Nie, nie dzięki. –odpowiedział, na co opadła mi kopara. Niall nie chce nic do jedzenia? Musi być na serio zdenerwowany…
-Nie, ja w sumie też nie jestem głodna, ale jeśli ty masz ochotę, to się nie krępuj…
-Nie, jadłem przed chwilą. A do kiedy zostajecie w Stanach?
-Dziś gramy koncert tutaj, w Nashville, potem mamy jeszcze cztery koncerty w innych miastach i na zakończenie koncert w Nowym Jorku. Czyli podsumowując do Londynu wrócimy jakoś w przyszłym tygodniu…
-A ty jakie masz plany? –zapytał Niall, włączając się w konwersację.
-Muszę nagrać jeszcze trochę dodatkowego materiału na płytę, potem nagrywam teledysk i mała trasa po Europie… Zawitam też do Londynu, więc macie zaproszenie na koncert.
-W takim razie potrzebujemy jeszcze cztery bilety. Pamiętaj, że One Direction składa się z pięciu członków… -zaśmiałam się.
-Hmm.. ewentualnie wcisnę was na scenę, jeśli nie będzie miejsc na widowni.
-Zgadzam się. –odpowiedział Niall.
-Liz jak tam tata? Dawno się nie widzieliśmy, nic nie mówiłaś.
-Jest z nami, ale mamy też nowego członka rodziny, Alice. Niestety to długa historia, więc może kiedy indziej –posmutniałam.
-A serce? –wtrącił jeszcze Justin.
-Jakie serce? –zapytałam zdziwiona.
-No twoje głupolu. –uśmiechnął się –W sensie czy masz kogoś?
-Aha. –puknęłam się w czoło –O to ci chodzi… tak. -spojrzałam na Nialla.
-To wy jesteście razem? –wskazał na naszą dwójkę.
-Nie! –odpowiedzieliśmy wspólnie.
-To już nic nie rozumiem… -skwitował Justin.
-Jestem z Lou, też jest w One Direction. –wyjaśniłam.
-Takie buty… Dlaczego się nie pochwaliłaś? Ale jeśli ja nic nie wiem, to…
-Tak, wiedzą tylko chłopcy i managerowie. Jesteśmy ze sobą od wczoraj, więc wiesz…
-Aaa, jasne… -przerwał mój telefon.
-Tak tato? –zapytałam, odbierając.
-Liz, gdzie jesteście?
-Na lunchu z Justinem, mówiłam tobie.
-Ah, tak, zapomniałem. A kiedy będziecie, bo ustawiliśmy już wszystkie mikrofony, brakują tylko twój i Nialla.
-No, nie wiem. Pewnie niedługo, a to jest pilne?
-Tak kochanie, jeśli chcesz, żeby ludzie cię słyszeli.
-Dobrze, postaramy się wrócić jak najszybciej. –rozłączyłam się.
-Czas goni? –zapytał Justin.
-Taa, musimy jechać na próbę mikrofonów. –powiedziałam, z przepraszającą miną.
-Nie, no jasne, rozumiem. Zdzwonimy się, jak będę w Londynie. –uśmiechnął się, wstając.
-Dzięki Justin, miło było cię poznać. –odezwał się Niall.
-Ciebie też, oczywiście propozycja spotkania ciebie i twoich kolegów także dotyczy, pamiętaj.
-Dzięki. –odpowiedział, jakże szczęśliwy Niall.
-To my będziemy się już zbierać, do zobaczenia. –powiedziałam, całując go w policzek.
-Pa. –odpowiedział Justin.
Kiedy z powrotem wsiedliśmy do vana, Niall o mało mnie nie zabił, całując, przytulając i dziękując za spotkanie z jego największym idolem... 

* * * 
Sama się dziwię, że wyszedł tak długi : O Ale Wam to chyba nie przeszkadza :) 
W sumie to nie mam co pisać, więc tylko zaproszę na Love With 1D

@proveyouloveme - twietter :) x 

piątek, 17 sierpnia 2012

Trzynaście


-Co powiecie na jakiś spacer z Alice? –zapytał Harry, kiedy już się ogarnęliśmy.
-Wchodzę w to. –powiedziałam zdecydowanie.
-Yyy, ja nie idę, umówiłem się z Danielle na Skype. –powiedział Liam.
-Ja mam zakład z Dan, więc muszę zostać. Liam ty nie wiesz o co chodzi, więc nawet nie pytaj, i tak ci nie powiem. –Niall cwaniacko poruszył brwiami. Zignorowałam go, wywracając oczami. Do odpowiedzi został tylko Louis, bo mam focha na Zayna, za to, co powiedział wczoraj.
-Louis? –zapytałam. Cisza… -Louis?!
-Kotku, on ma słuchawki w uszach. –Harry słodko się uśmiechnął. Zmrużyłam oczy i podeszłam bliżej Louisa. Zaczęłam komicznie machać mu przed oczami.
-Co? –zapytał zdezorientowany, wyciągając słuchawki z uszu.
-Idziesz na spacer?
-Z tobą zawsze. –poruszył brwiami.
-Nie tym razem Boo. Ja też idę. –Harry powtórzył gest Louisa i udał się do wyjścia.
- Jezu, o co mu chodzi?- znów wywróciłam oczami i podałam Louisowi rękę, by pomóc mu wstać z podłogi. Wyszliśmy przed busa, gdzie czekał już Harry z Alice w wózku.
-To co gołąbeczki, możemy już iść? –zapytał. Zmierzyłam go tylko morderczym wzrokiem, na co odpowiedział głupawym uśmieszkiem.

Chodziliśmy po parku, podziwiając otaczającą nas zieleń. Alice większość czasu była spokojna, ale w pewnym momencie zaczęła popłakiwać. Musiałam wtedy wziąć ją na ręce, bo żaden z towarzyszących mi ludków nie chciał tego zrobić.
-No już mała, nie płacz, wiem, że wujek Harry cię wystraszył, ale on jest groźny tylko na początku. –zaczęłam mówić głosem, jakim mówi się do małych dzieci.
-Yhym, bardzo śmieszne. –uznał Harold –Daj mi ją, to ci pokażę, jak się zajmować dziećmi. –spojrzałam na Lou, który tylko twierdząco kiwnął głową i oddałam Alice w ręce Harrego.
-Ty uspokój Alice, -zwrócił się do Hazzy –a ty -wskazał na mnie-idziesz ze mną.-chwycił mnie za rękę i zaczął gdzieś prowadzić.
-Ej, ej, gdzie my idziemy? –zapytałam, gdy zaczęliśmy się oddalać.
-Tak się przejść.
-Yhym i dlatego ciągniesz mnie za sobą jak worek ziemniaków? –uniosłam brwi do góry.
-Dobra, idźmy normalnie. –zaproponował, na co spojrzałam na niego z miną ‘no co ty nie powiesz?’. Zechciał w końcu puścić moją rękę i zaczęliśmy naszą przechadzkę jak normalni ludzie.
-Co jest celem tej jakże zacnej wyprawy panie Tomlinson?
-A więc panno McClair… sam nie wiem. Tak po prostu chciałem sobie z tobą pochodzić po parku. –wystawił rządek białych ząbków.
-Taa, jasne. –skwitowałam, domyślając się, że coś knuje.
-Dobra, mam coś dla ciebie.
-Tak, a co? –zapytałam, unosząc brwi do góry.
-Zamknij oczy.
-Nie.
-Tak.
-Nie?
-No to nie.
-No dobra, –zaczęłam, gdy zobaczyłam zawiedzionego Tommo- niech ci będzie. –zamknęłam oczy. Po chwili znalazłam się nad ziemią, czując wielką niepewność dotyczącą tego, co się za chwilę ze mną stanie. Postanowiłam więc otworzyć oczy. Louis biegł ze mną na ramionach jak szalony, nawet nie wiem dokąd, bo nigdy nie byłam w Nashville.
-Postaw mnie na ziemię Tomlinson, bo pożałujesz!! –zaczęłam się drzeć, zwracając na siebie uwagę jeszcze większej liczby ludzi.
-Tak, tak. Ciekawe co mi zrobisz…
-Wiesz w ogóle gdzie idziesz człowieku? –zapytałam, sama nie znając odpowiedzi na to pytanie. Chwilę później byłam już cała mokra, leżąc w fontannie.
- Ty upadłeś na łeb? – wrzasnęłam na niego – Pomógł byś mi wstać. – powiedziałam, wyciągając do niego rękę. Gdy ją chwycił, mocno przyciągnęłam go do siebie i w taki oto sposób mądry Pan Tomlinson znalazł się w fontannie. – No to jesteśmy kwita. – powiedziałam podnosząc się, ale Louis nie odpuszczał i pociągnął mnie, więc upadłam na tyłek.
- Co ty zrobiłaś? – krzyknął na mnie – Przez ciebie jestem mokry. – zrobił smutną minkę, a ja ponowiłam próbę wstania, ale zakończyła się ZNOWU klęską.
- A ty dlaczego mnie wrzuciłeś? – zapytałam.
- Żeby było fajnie.
- No więc właśnie. – powiedziałam, podnosząc się i wychodząc z wody – Dziękuję Panie Tomlinson, za zepsucie fryzury, makijażu, ubrań, dnia… - zaczęłam wyliczać, ale Louis przerwał mi, składając soczysty pocałunek na moich ustach. Odwzajemniłam go, kiedy nagle z nieba zaczął lać deszcz. Wydawało mi się, że minęły wieki zanim przerwaliśmy – Tak to możesz mnie zawsze uciszać – powiedziałam, całując go lekko, ale z uczuciem, które nie dawało mi spokoju od jakiś kilku... dni… tygodni?
-Chciałbym cię o coś zapytać… -zaczął niepewnie.
-Mów. –uśmiechnęłam się ciepło.
-Hmm… zastanawiałem się, czy… chciałabyś zostać moją dziewczyną? –spojrzał mi głęboko w oczy. Nie myślałam, że kiedykolwiek zada takie pytanie, ale przecież ja też od pewnego czasu próbowałam dowiedzieć się, co do niego czuję. –Liz? –w końcu się ocknęłam –Wiem, za szybko na takie pytania, przepraszam, zapomnij o tym. –chyba trochę się speszył, bo chwilę nie reagowałam.
-Czyli anulujesz to pytanie? –zapytałam, cały czas się uśmiechając.
-Tak, przepraszam, nie powinienem go zadawać…
-Aa, no bo chciałam odpowiedzieć, że będę twoją dziewczyną, ale jeśli cofasz pytanie… -zaczęłam komicznie udawać zawód.
-Co? –ożywił się, a w jego cudownych oczach znów pojawiły się iskierki.
-No chciałam powiedzieć, że się zgadzam, ale cofasz pytanie, więc przełożymy to na kiedy indziej.
-Nie, nie, nie , nie! Serio chcesz się ze mną spotykać? –zapytał zdziwiony.
-Czemu jesteś zdziwiony? Każda laska na świecie chce chodzić z Louisem Tomlinsonem. –wybuchliśmy śmiechem. –Ale ja chcę być z tym Louisem Tomlinsonem –mój palec wskazujący pokazał jego serce- nie z tym z One Direction.
-Taa, ja też go nie lubię. –oboje się zaśmialiśmy- Powinniśmy już wracać. – powiedział.
-Masz racje. – wziął mnie za rękę i poszliśmy w stronę tour busa, znaczy tak mi się wydawało. ‘Jestem naprawdę szczęśliwa, jedna osoba, a tyle daje ciepła.’ -pomyślałam.
Nie odzywaliśmy się po drodze, która zajęła nam 5 minut. Louis przepuścił mnie w drzwiach, weszłam do busa. Wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę.
-No co, nigdy nie widzieliście całej przemoczonej dziewczyny? –zapytałam, udając się po jakieś rzeczy na przebranie.
-Nie gapcie się tak! –wydarł się Louis, idąc za mną.
-Wiemy, że jesteś zazdrosny, ale nie musisz krzyczeć. –poklepał go po ramieniu Liam.
-Haha, śmieszne. –powiedział sarkastycznie Lou –Idź się przebrać, pewnie ci zimno. –zwrócił się do mnie.
-Dzięki. –pocałowałam go w policzek i weszłam do łazienki, żeby jak najszybciej zdjąć z siebie mokre ciuchy. Wiedziałam, że Louisowi też jest zimno, dlatego szybko wcisnęłam na siebie szorty z podwyższonym stanem i koszulkę z napisem ‘Today’s outfit’ . Kiedy zmywałam z siebie makijaż ktoś zapukał do drzwi.
-Tak?
-Mogę już wejść? –zapytał stojący za drzwiami Louis.
-Tak, już wychodzę! –szybko zaczęłam usuwać resztki tuszu do rzęs, kiedy w międzyczasie Lou wszedł do środka. Pospiesznie wyrzuciłam waciki do śmietnika i udałam się do wyjścia –pójdę do taty, widzimy się później. –uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek, po czym wyszłam z łazienki. Chwyciłam parasol znajdujący się zaraz przy wyjściu i rzucając szybkie ‘narka’, wyszłam z tour busa. Za płotem parkingu znajdowało się kilkunastu fanów, ale zniechęcona pogodą, tylko im pomachałam, udając się do pojazdu taty.
-Cześć! –krzyknęłam, rozglądając się dookoła –Jesteście tu?
-Tak kochanie. Przyjdź na koniec autobusu. –usłyszałam tatę. Udałam się więc we wskazane miejsce. Na jednej kanapie zauważyłam śpiącego Paula, na drugiej natomiast Harrego, usypiającego Alice i tatę, szperającego w Internecie.
-Jak tam po kąpieli? –zapytał Hazza, unosząc brwi. Musiał o wszystkim wiedzieć. No co za… grr. Zmierzyłam go tylko pytająco-morderczym wzrokiem.
-Nie gadaj, bo się dziecko obudzi. Jak tam tatku? –zapytałam, siadając koło niego.
-Dobrze, dobrze. Przeglądam Internet i patrz, co znalazłem, o to ty! –udał zdziwionego –I jeszcze całujesz się z Lou w fontannie! –nie wiem, co się z nim stało, ale zaczął klaskać i cieszyć się jak małe dziecko. Zmrużyłam oczy i spojrzałam na niego, zastanawiając się, czy to może nie kto inny podszywa się pod mojego ojca.
-Dobrze się czujesz? –zapytałam ironicznie.
-Wyśmienicie kochanie.
-Hmm.. Tato mamy dziś wolne, więc może pójdziemy razem na jakąś kolację wieczorem z chłopcami? –zaczęłam planować, jak to by im powiedzieć, że razem z Lou jesteśmy parą.
-Świetny pomysł, ale zostawię Alice Amelii, co ty na to? Nie będziemy małej targać po restauracjach…
-Jasne, jeśli tylko Am się zgodzi. –uśmiechnęłam się – Ja będę już wracać, Harold idziesz?
-Yhym –syknął i odłożył już śpiącą Alice do łóżeczka. Znów chwyciłam do ręki parasol i nie czekając na Hazzę udałam się z powrotem do naszego busa –Nie zapomniałaś może o czymś? –zapytał stojąc w drzwiach autokaru taty.
-Nie, raczej nie. –cwaniacko się uśmiechnęłam.
-Widzisz ich wszystkich? –zapytał wskazując ręką na stojących kilka metrów od nas fanów –Napiszą w Internecie, że zostawiłaś biednego Harolda, żeby zmókł… -zrobił smutną minkę.
-Oh, no chodź. –wróciłam z powrotem do Harrego i ‘zabierając’ go, schowałam pod mój parasol. Wróciliśmy do autokaru, powiadamiając resztę o dzisiejszej kolacji. Bez specjalnego entuzjazmu wszyscy się zgodzili. Moim skromnym zdaniem i tak nie mieliby nic lepszego do roboty, więc wyjście na trochę dobrze im zrobi. 

* * *
Mówiłam, że 13 będzie szczęśliwa :) Liz i Lou w końcu są parą! *cziken dens* XD.
Mam nadzieję, że Wam się podoba. :) 
Następny dodam na początku przyszłego tygodnia, tak samo jak na Love With 1D bo później wyjeżdżam i wrócę dopiero w niedzielę (26.08). 
Także ten, zapraszam do komentowania i to chyba tyle na dziś :) Xx