poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Czternaście


Wyciągnęłam z szafy kremową sukienkę, ze złotym paskiem, podkreślającym talię i udałam się do łazienki, pozwalając tym samym przebrać się chłopcom w reszcie autokaru. Do sukienki dobrałam jeszcze czarne szpilki ze złotymi wstawkami i złotą kopertówkę. Włosy zostawiłam rozpuszczone, zakręcając lokówką ich końcówki. Kiedy kończyłam się malować, do drzwi zapukał Louis.
-Gotowa już?
-Nie. –odpowiedziałam, tuszując rzęsy.
-Ile mamy czekać? –zapytał, wchodząc i zamykając za sobą drzwi.
-Spokojnie…
-Ta cała kolacja to tylko pretekst, żeby powiedzieć im, że ze sobą jesteśmy, hm? –spojrzał na moje odbicie w lustrze.
-No. –odpowiedziałam, unosząc brwi –Chyba że nie chcesz? –odwróciłam się, patrząc w jego oczy.
-Kto powiedział, że nie chcę? Oczywiście, że chcę. –uśmiechnął się.
-To świetnie. –pocałowałam go –Jeszcze tylko błyszczyk… i gotowe! Możemy iść.
Opuściliśmy łazienkę, czując na sobie wzrok chłopców. Otrzymali oni tylko krzywe spojrzenia, po czym gotowi byliśmy wyjść z busa.
-Niech w końcu przestanie padać! –wydarł się Harry –Przyjechałem tu żeby odpocząć od londyńskiej pogody, a tym czasem jest jeszcze gorzej, no ludzie święci! –nie wiem, jaką moc ma Harold, ale nagle deszcz ustał.
-Pożyczyłeś różdżkę od Harrego Pottera? –zapytał Zayn.
-Nie, jestem bogiem! –Hazza zarzucił grzywą i zszedł po schodach.
-Nie, raczej nie. –wymamrotałam pod nosem, zabierając parasol na wszelki wypadek. Oficjalnie nie jesteśmy z Louisem przecież parą, więc spacer za rękę był wykluczony. Szliśmy po prostu całą paczką koło siebie. Mimo, że ulice były mokre, postanowiliśmy dotrzeć do restauracji na pieszo. Droga zajęła nam dziesięć minut. Może gdyby fotoreporterzy i fani dali nam więcej przestrzeni, dotarlibyśmy trochę szybciej. Zajęliśmy wcześniej zarezerwowany przez tatę stolik, tym samym izolując się od pozostałych na zewnątrz ludzi.

-Dobry wieczór, czy zdecydowaliście się już państwo? –zapytał kelner.
-Tak, poprosimy włoskie spaghetti bolognese dla wszystkich i po lampce wina dla każdego. –powiedział Rob, zmrażając wzrokiem Nialla, który prawdopodobnie do jutra nie zdecydowałby się, na co ma ochotę.
-Rob, skąd wiesz, że mam ochotę na spaghetti? –oburzył się Horan.
-Niall…
-Nie ma żadnego Niall, foch z przytupem, zamkniętymi drzwiami i melodyjką. –tupnął nogą i odwrócił się plecami do Roba, jak małe dziecko.

Kelner przyniósł zamówione przez nas potrawy po około piętnastu minutach. Przed rozpoczęciem spożywania, przyszedł jednak czas na małe ogłoszenie…
-Przepraszam, mam coś do powiedzenia. –zaczął Lou –Niall, poczekaj jeszcze z tym sosem. –puścił mu oczko –A więc, Liz i ja… no wiecie…
-Jesteście razem, tak. Gratulacje, mogę już jeść? –wyręczył nas Niall, mówiąc to na jednym wdechu. Uśmiechnęłam się tylko do Lou, po chwili przenosząc wzrok na tatę.
-Tak? –zapytał ochoczo. Pokręciłam tylko twierdząco głową, czekając na jego reakcję. Muszę przyznać, że chyba się nie załamał, bo wstał i zaczął ściskać nie tylko mnie, ale także Louisa.
-Cieszycie się? –zapytałam, w sumie lekko zdziwiona.
-No jasne, że tak. –odpowiedział Harry, podnosząc swój zacny tyłek i przytulając nas – Tylko proszę opiekuj się moim małym Boo Bear’em .
-Harry, nie zabieram ci go. Będziemy się nim dzielić. –poruszyłam brwiami.  
-Serio?- zapytał z nadzieją.
-Tak. – powiedziałam, a on jebnął smajla i przytulił nas.

Siedzieliśmy tam jakąś godzinę cały czas się śmiejąc z żartów chłopców. Harry co chwilę pytał mnie i Lou kiedy dzieci czy coś, a ja odpowiadałam mu kopniakami pod stołem. Pomógł mi w tym zadaniu, siadając naprzeciw  mnie. W środku żartu Nialla zadzwonił mój telefon. Przeprosiłam wszystkich i wyciągnęłam go z mojej kopertówki. Nie patrząc kto dzwoni, odebrałam telefon.
- Halo…
- Lizzie jesteś w Stanach i nic mi nie powiedziałaś?- usłyszałam męski głos.
- Mi też miło cię słyszeć Justin. Przepraszam, ale nie miałam czasu zadzwonić do ciebie. Jestem tu na trasie koncertowej.
- Gdzie teraz jesteś? – zapytał.
-Obecnie w restauracji w Nashville.
- Jutro rano mam tam wywiad. Co powiesz na jakiś lunch?
- Z chęcią.-odpowiedziałam.
- O 11.30 pasuje?
-Jasne. Przepraszam cię, ale muszę już kończyć.
- Jutro rano wyślę ci adres tej knajpki.
- Okej. To pa.
- No cześć.- rozłączyliśmy się i wróciłam do stolika.
- Kto dzwonił słonko?- zapytał tata.
- Justin.
- Mam być zazdrosny?- zapytał Lou.
- Nie, JB to mój stary znajomy.
-Ty… ty… ty… gadałaś z Justinem Bieberem? – zapytał kochany Horanek, wypluwając wcześniej wszystko, co miał w buzi.
- Tak. – odpowiedziałam z uśmiechem, a ten chyba padł na zawał. Przypomniał mi się nasz pierwszy wspólny wywiad, kiedy się spotkaliśmy. Podobnie zareagował.
- Dobra dzieciaki. Powinniśmy się zbierać. – Powiedział Paul, na co przytaknęliśmy. Tata zapłacił za wszystko i wyszliśmy z budynku, w końcu mogłam chwycić Lou za rękę. Po paru krokach stwierdziłam:
-Nogi mnie bolą.
-Chodź tu. – Lou stanął przede mną i lekko się zniżył. Nie czekając, aż się rozmyśli, wskoczyłam na jego plecy – Ciężka jesteś. – powiedział.
- Dziękuję, ale sam się zaoferowałeś. –odpowiedziałam cwaniackim uśmieszkiem.
-Żartowałem przecież. –uśmiechnął się, spoglądając na mnie bokiem. Po drodze nie czekało już na nas tylu ludzi, co przed wejściem do restauracji. Może zrobiło im się zimno, a może po prostu nie chciało im się czekać dwóch godzin zanim wyjdziemy. Stawiam jednak na tą drugą opcję, gdyż był ciepły, lipcowy wieczór.
-Pierwszy wchodzę do łazienki! –wydarł się Horan. Każdy z nas próbował go jakoś przekupić, by jednak wejść do łazienki jakby poza kolejką. Nikomu jednak się nie udało, aż w końcu… wpadłam na najlepszy w życiu pomysł.
-Jeśli mnie przepuścisz, zabiorę cię jutro na lunch z Justinem. –poruszyłam brwiami. Niallowi tylko opadła szczęka.
-Sprzedane! –wydarł się, przepuszczając mnie.
-Uczcie się chłopcy. –zarzuciłam włosami i weszłam do łazienki. Nie wiem jakim cudem, drugi dzień z rzędu znalazłam się w niej pierwsza. W każdym bądź razie nie miałam czasu na rozmyślanie, dlatego pospiesznie wykonałam każdą potrzebną czynność i po umyciu zębów, opuściłam pomieszczenie –To ja idę spać –powiedziałam, spoglądając na zegar, który wskazywał godzinę 23.30 –do jutra.
-Dobranoc kotku. –Lou podszedł do mnie i namiętnie pocałował. Odklejając się od niego, szybko wdrapałam na łóżko i zasnęłam, jak dziecko po dobranocce.
Rano obudził mnie dźwięk smsa:
‘Od: Justin
Subway przy 857 Briley Parkway. Czekam o 11.30 ;) ‘
Nic nie odpisałam, tylko wygramoliłam się z łóżka, udając do wolnej łazienki. Moja twarz wyglądała nieco jak po zderzeniu z walcem, ale przemyłam ją tylko zimną wodą i już wyglądała o niebo lepiej. Udając się do naszej ‘kuchni’, zauważyłam krzątającego się w niej Harolda.
-Cześć. –zrzuciłam zaspanym głosem.
-Cześć, chcesz kanapkę? –zapytał.
-Dzielisz się żarciem? Od kiedy? –zapytałam zdziwiona.
-Ja nie Niall, umiem się dzielić. –powiedział, unosząc brwi.
-Słyszałem to! –wydarł się Niall, budząc przy tym całą resztę –Liz mam do ciebie pytanie. –podszedł do mnie, próbując dyskretnie je zadać –Na serio mogę iść z tobą na ten lunch? –zapytał szeptem.
-No jasne, przecież obiecałam. –ciepło się uśmiechnęłam.

O 11.15 czarny van zawiózł mnie i Nialla na umówione spotkanie z Justinem. Zajechaliśmy chwilkę przed czasem, widząc go, kończącego wywiad. Usiedliśmy więc przy osobnym stoliku, nie robiąc żadnego zamieszania i spokojnie czekaliśmy. Znaczy ja byłam spokojna, Horan trząsł gacie pod stołem, co było widoczne w jego niebieskich paczadłach.
-Cześć. –powiedział Justin, dosiadając się do nas –Jesteś Niall Horan z One Direction? –zapytał, spoglądając na Nialla.
-Znasz mnie? –Horanek zapytał, wyszczerzając oczy.
-No pewnie, kto by was nie znał. Miło cię poznać w każdym bądź razie.-Justin przybił mu męską piątkę.
-A, no to ja już pójdę, miłej rozmowy. –powiedziałam, widząc ich ‘zakochanych’ w sobie.
-Cześć Lizzie! –rzucił się na mnie Jus.
-Milion lat cię chyba nie widziałam. –stwierdziłam.
-W każdym bądź razie rok na pewno. –odpowiedział Justin –zjecie coś? –już spojrzałam na Nialla, który pewnie jest głodny.
-Nie, nie dzięki. –odpowiedział, na co opadła mi kopara. Niall nie chce nic do jedzenia? Musi być na serio zdenerwowany…
-Nie, ja w sumie też nie jestem głodna, ale jeśli ty masz ochotę, to się nie krępuj…
-Nie, jadłem przed chwilą. A do kiedy zostajecie w Stanach?
-Dziś gramy koncert tutaj, w Nashville, potem mamy jeszcze cztery koncerty w innych miastach i na zakończenie koncert w Nowym Jorku. Czyli podsumowując do Londynu wrócimy jakoś w przyszłym tygodniu…
-A ty jakie masz plany? –zapytał Niall, włączając się w konwersację.
-Muszę nagrać jeszcze trochę dodatkowego materiału na płytę, potem nagrywam teledysk i mała trasa po Europie… Zawitam też do Londynu, więc macie zaproszenie na koncert.
-W takim razie potrzebujemy jeszcze cztery bilety. Pamiętaj, że One Direction składa się z pięciu członków… -zaśmiałam się.
-Hmm.. ewentualnie wcisnę was na scenę, jeśli nie będzie miejsc na widowni.
-Zgadzam się. –odpowiedział Niall.
-Liz jak tam tata? Dawno się nie widzieliśmy, nic nie mówiłaś.
-Jest z nami, ale mamy też nowego członka rodziny, Alice. Niestety to długa historia, więc może kiedy indziej –posmutniałam.
-A serce? –wtrącił jeszcze Justin.
-Jakie serce? –zapytałam zdziwiona.
-No twoje głupolu. –uśmiechnął się –W sensie czy masz kogoś?
-Aha. –puknęłam się w czoło –O to ci chodzi… tak. -spojrzałam na Nialla.
-To wy jesteście razem? –wskazał na naszą dwójkę.
-Nie! –odpowiedzieliśmy wspólnie.
-To już nic nie rozumiem… -skwitował Justin.
-Jestem z Lou, też jest w One Direction. –wyjaśniłam.
-Takie buty… Dlaczego się nie pochwaliłaś? Ale jeśli ja nic nie wiem, to…
-Tak, wiedzą tylko chłopcy i managerowie. Jesteśmy ze sobą od wczoraj, więc wiesz…
-Aaa, jasne… -przerwał mój telefon.
-Tak tato? –zapytałam, odbierając.
-Liz, gdzie jesteście?
-Na lunchu z Justinem, mówiłam tobie.
-Ah, tak, zapomniałem. A kiedy będziecie, bo ustawiliśmy już wszystkie mikrofony, brakują tylko twój i Nialla.
-No, nie wiem. Pewnie niedługo, a to jest pilne?
-Tak kochanie, jeśli chcesz, żeby ludzie cię słyszeli.
-Dobrze, postaramy się wrócić jak najszybciej. –rozłączyłam się.
-Czas goni? –zapytał Justin.
-Taa, musimy jechać na próbę mikrofonów. –powiedziałam, z przepraszającą miną.
-Nie, no jasne, rozumiem. Zdzwonimy się, jak będę w Londynie. –uśmiechnął się, wstając.
-Dzięki Justin, miło było cię poznać. –odezwał się Niall.
-Ciebie też, oczywiście propozycja spotkania ciebie i twoich kolegów także dotyczy, pamiętaj.
-Dzięki. –odpowiedział, jakże szczęśliwy Niall.
-To my będziemy się już zbierać, do zobaczenia. –powiedziałam, całując go w policzek.
-Pa. –odpowiedział Justin.
Kiedy z powrotem wsiedliśmy do vana, Niall o mało mnie nie zabił, całując, przytulając i dziękując za spotkanie z jego największym idolem... 

* * * 
Sama się dziwię, że wyszedł tak długi : O Ale Wam to chyba nie przeszkadza :) 
W sumie to nie mam co pisać, więc tylko zaproszę na Love With 1D

@proveyouloveme - twietter :) x 

1 komentarz:

  1. absolutnie nie przeszkadza :D cuuuuuuuuudny :D http://paczanga.blogspot.com/
    @Dosiek_

    OdpowiedzUsuń