-No dzieciaki, popisaliście się.
–stwierdził tata, kiedy znaleźliśmy się już w hotelowym holu –A teraz do
spania. Jutro widzimy się na śniadaniu, a potem mamy samolot do domu.
-To o której końcowo lecimy?
–zapytałam.
-O 17:30 mamy lot, ale nie piszcie
tego nigdzie, nie chcemy zamieszania na lotnisku, dobrze? –zapytał Paul.
Wszyscy przytaknęliśmy, udając się do pokoi.
Po długich, naprawdę długich
namowach, udało mi się przekonać ojca, że nic mi nie będzie, jeśli podzielę
pokój z Louisem. Niepewnie się zgodził, sprawiając tym samym radość nie tylko
Louisowi, ale także mnie.
-Dobranoc. –powiedziałam, żegnając się
ze wszystkimi na korytarzu. Otworzyłam drzwi kartą magnetyczną, jednocześnie
zapalając światło. Na łóżku ujrzałam wielki bukiet czerwonych róż. Odwróciłam
się szybko, patrząc na stojącego za mną Lou, który cały czas się uśmiechał –
Więc tak mi się coś zdaje, że mamy całą noc dla siebie panie Tomlinson. –
powiedziałam, przysuwając się do niego bliżej i napierając swoje ciało na jego.
-Więc pani Tomlinson, – mimo woli się
uśmiechnęłam – co chcesz robić?
-Myślę, że chcę...- udawałam, że myślę –
wziąć dłuuuuuuuuuuuuugą kąpiel. – powiedziałam, szybko się odwracając i udając
do łazienki. Zerknęłam tylko na Lou i zobaczyłam jego zdezorientowaną minę.
Po kilkudziesięciu minutach wyszłam z
wanny. Chciałam się ubrać w moją piżamę, ale przypomniałam sobie, że nie
zabrałam niczego z moich torb. Chcąc, nie chcąc musiałam iść do pokoju w samym
ręczniku. Otworzyłam lekko drzwi i zobaczyłam, że Lou leży z zamkniętymi oczami
na łóżku. ‘Pewnie śpi’, pomyślałam, więc po cichu weszłam głębiej pokoju i
uklękłam przed walizką. Miałam tylko jedną rękę do dyspozycji, bo drugą
trzymałam ręcznik, żeby przez przypadek mi się nie zsunął. Szukałam swojej
bluzki, którą mam jako piżamę, gdy ją znalazłam zabrałam resztę uszykowanych
rzeczy i wstałam. Nagle ktoś mnie objął od tyłu.
-Gdzie się wybierasz? – rozpoznałam
najbardziej melodyczny głos na świecie.
- Mam zamiar się przebrać. –
odpowiedziałam, odwracając się w jego stronę.
- Po co? Tak wyglądasz ładniej. –
pocałował mnie w szyję.
- Możliwe, ale jak tata by zobaczył
nas w takiej pozycji, to by mnie zabił. Ciebie też, tak przy okazji. –
powiedziałam, szybko go całując i wchodząc do łazienki.
- Ej no! – krzyknął, gdy zamknęłam mu
drzwi przed nosem.
-Nie dziś Tomlinson. –odpowiedziałam z
uśmiechem przez zamknięte drzwi. Szybko wciągnęłam na siebie koszulkę z jakimś
miśkiem na plecach i umyłam zęby. Wróciłam do pokoju, w którym cały czas był
Lou.
-Nie gniewaj się, co? –zapytałam,
podchodząc do niego.
-Noo. –odpowiedział w tym samym stylu,
w którym ja zadałam pytanie.
-Na pewno? –usiadłam mu na kolanach.
-Tak. –słodko się uśmiechnął –Co
powiesz na piknik w Central Parku przed wylotem?
-Hmm.. kusząca propozycja… Pytałeś już
chłopców? –zapytałam, znając jego odpowiedź.
-Głuptasie, spędźmy trochę czasu sami
ze sobą, a nie ciągle chłopcy i chłopcy. –powiedział, odgarniając kosmyk włosów
z mojej twarzy. Mimowolnie się uśmiechnęłam, składając na jego ustach
pocałunek.
-Okej, okej. Spędzimy trochę czasu ze
sobą jutro, a teraz idziemy spać. Rano czeka mnie, a w sumie nas pakowanie,
potem piknik, a potem w końcu wrócę do własnego łóżka.
-Aa, czyli nie pasuje ci spanie ze mną
tutaj, okej. –wstał, udając się do łazienki.
-Nie! –wydarłam się, podążając za nim
–To nie tak!
-Za późno McClair. –powiedział,
zamykając mi drzwi przed nosem.
-No otwórz… -żadnej reakcji –no
przepraszam, no –znów nic. Pewnie miał w tej łazience niezły ze mnie ubaw –to
ja idę spać i nie dostaniesz buziaka na dobranoc. Widzimy się jutro, dobranoc
Tomlinson. -odwróciłam się na pięcie, wracając do sypiali, automatycznie
rzucając się na łóżko. Chwilę potem odpłynęłam do krainy snów.
-Widzimy się na lotnisku, tylko się
nie spóźnijcie błagam... –powiedział tata, kończąc swoją kanapkę.
-Tato, czy ja kiedykolwiek byłam
nieodpowiedzialnym dzieciakiem, który spóźnia się na każdą możliwą okazję? Nie,
więc skończ to przedstawienie. Na pewno się nie spóźnimy. –uśmiechnęłam się,
uspokajając go.
-Dobrze, w takim razie idę na górę,
spakować resztę swoich rzeczy, a wy zajmijcie się jeszcze chwilkę Alice,
dobrze?
-Jasne. –odpowiedział Nialler. Ojciec
odszedł, a zaraz po tym Harry zaczął bawić się nawet nie wiem w co, bo mieszał
w szklance wszystko, co możliwe. Resztkę kanapki mojego taty, kakao Nialla, sok
pomarańczowy Zayna, płatki Louisa, dżem z tosta Liama i swoje pestki od arbuza.
-Możesz przestać? Niedobrze mi.
–powiedział zniesmaczony Louis.
-Zawsze chciałem być chemikiem, nie
wiedziałeś o tym? –zapytał zdziwiony Harry, nie przerywając swoich
eksperymentów.
-Taa, niestety zostało ci bycie w
zespole, co? –zapytałam.
-No właśnie i muszę się dusić w jednym
tour busie z kimś takim jak wy. –czy mi się zdaje, czy Harry właśnie nas
wyśmiał?
-Nie odzywaj się do nas. –słusznie
skwitował go Niall.
-I tak was kocham. –Harold słodko się
uśmiechnął.
-Nie ma tak. –oburzył się Zayn –To
bolało. –dodał, udając, że płacze.
-I co mam niby teraz zrobić, hm?
-Wypij to za karę. –powiedział Zayn,
wskazując na miksturę Hazzy.
-No chyba cię popieprzyło. –Harry
spojrzał na niego z niedowierzaniem. Zayn tylko wzruszył ramionami, na znak, że jego propozycja
wcale nie była żartem - No dobra. – Harry zakrył sobie nos dłonią, ja nie chcąc
na to patrzeć, aby nie zwrócić śniadania, po prostu odwróciłam głowę, wtulając
się w siedzącego obok Louisa – Wiecie co… to jest nawet dobre.- stwierdził
Harry.
- Jesteś obrzydliwy Styles. –
powiedziałam, lekko odsuwając się od mojego chłopaka, chcąc spojrzeć na Hazzę,
ale już po zobaczeniu, tego, co spożywa, z powrotem odechciało mi się na niego
patrzeć, więc wróciłam do poprzedniej pozycji.
Po śniadaniu poszłam z Lou do pokoju,
gdzie na łóżku był już przygotowany koc i piknikowy koszyk. Szybko przebrałam
się w jakieś wygodniejsze ciuchy i udaliśmy się do samochodu.
-Co masz w tym koszyczku? –zapytałam.
-Nic specjalnego, trochę truskawek,
winogron, coś do picia… Jak mówiłem, nic specjalnego.
-Idealnie. –uśmiechnęłam się, całując
go w policzek.
W parku byliśmy już jakąś godzinę.
Cały czas się śmiałam przez Lou. Najpierw graliśmy w kto złapie więcej winogron
do buzi, później oglądaliśmy chmury i mówiliśmy, co nam przypominają. Gdy
wróciliśmy do pozycji siedzącej, Lou zobaczył coś za mną. Przeprosił mnie i
szybko udał się w stronę wyjścia z parku. Po kilku minutach siedzenia samej,
usłyszałam dźwięk odbierania wiadomości z telefonu mojego towarzysza.
Zobaczyłam, że dostał smsa od nieznanego numeru ‘ Hej słońce! Słyszałam, że
wracasz dzisiaj, co powiesz na kolacje jutro wieczorem?’ Spojrzałam, czy są jakieś
starsze wiadomości od tego numeru, były z wczoraj, pisał do niego ‘kocie’
‘kotku’ itp. Szybko zapisałam numer na swoim telefonie i zadzwoniłam. Włączyła
się poczta głosowa – ‘Cześć tu Eleanor Calder. Nie mogę teraz odebrać, zostaw
wiadomość, a oddzwonię.‘
Załamałam się. Poczułam, że łzy cisną
mi się do oczu.
Ktoś nagle mnie przytulił, od razu dało się wyczuć perfumy Lou. Przede mną pojawiła się piękna, czerwona róża.
Ktoś nagle mnie przytulił, od razu dało się wyczuć perfumy Lou. Przede mną pojawiła się piękna, czerwona róża.
-To dla ciebie kotku.
-Kiedy miałeś zamiar mi powiedzieć? –
zapytałam, waląc prosto z mostu.
-Powiedzieć co? – wypuścił mnie z
uścisku, a po chwili zobaczyłam jego piękną mordkę przed sobą.
-Powiedzieć, że nadal jesteś z tą suką. – powiedziałam, przywaliłam mu ‘z liścia’ i najnormalniej wybiegłam z parku, wsiadając do najbliższej, żółtej taksówki.
-Powiedzieć, że nadal jesteś z tą suką. – powiedziałam, przywaliłam mu ‘z liścia’ i najnormalniej wybiegłam z parku, wsiadając do najbliższej, żółtej taksówki.
-Witam panno Elizabeth. Gdzie panią
zawieźć? – zapytał kierowca, a ja podałam mu adres hotelu. Czy naprawdę każdy,
kogo spotkam musi wiedzieć jak się nazywam? Nawet kierowca taksówki? To staje
się męczące…
Gdy dojechaliśmy, zapytałam ile płacę.
- Jeśli mógłbym to tylko autograf dla
mojej córki Niny. – podał mi jakąś karteczkę, na której nabazgrałam swój
autograf z dopiskiem ‘Dla Niny’ i udałam się szybkim tempem do pokoju mojego
taty.
-Tato…- zaczęłam, gdy znalazłam się
już w jego pokoju. Akurat oglądał bajkę z Alice.
-Co się stało słońce? – zapytał, a
widząc mój stan, przytulił mnie.
- Mam do ciebie prośbę.
- Jaką?
- Mogłabym jechać szybciej do domu? –
zapytałam.
- Dlaczego? –odpowiedział pytaniem na
pytanie.
- Tato proszę. Nie chcę teraz o tym rozmawiać...
- Dobrze. Poczekaj chwilkę z Alice. –
powiedział, wychodząc na korytarz.
Podeszłam do dziewczynki, a ta
uśmiechnęła się na mój widok. Po prostu musiałam go odwzajemnić.
Tata wrócił po paru minutach mówiąc,
że za chwilę wylatuje samolot. Zabrałam małą na chwilkę do Paula z prośbą o
chwilowe zajęcie się nią, a sama pojechałam z tatą na lotnisko. Chciał lecieć
ze mną, ale powiedziałam mu, że musi zająć się Alice i dam sobie radę sama.
Tata wręczył mi podręczną torbę, którą spakowałam przed śniadaniem. Gdy
usiadłam na swoim miejscu, od razu wyciągnęłam słuchawki i włączyłam ulubioną
play listę, po chwili już zasypiając.
* * *
Mamy kryzys i tylko Wam powiem, że Liz i Louis szybko się nie pogodzą. Kto wie, czy w ogóle znów będą parą...
Jeśli chodzi o Love With One Direction dodam tam nowy dziś pod wieczór, bo za chwilę wychodzę, a dane są na pen drive, który chwilowo jest MIA xd.
Do później xx
* * *
Mamy kryzys i tylko Wam powiem, że Liz i Louis szybko się nie pogodzą. Kto wie, czy w ogóle znów będą parą...
Jeśli chodzi o Love With One Direction dodam tam nowy dziś pod wieczór, bo za chwilę wychodzę, a dane są na pen drive, który chwilowo jest MIA xd.
Do później xx
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz